CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
Justin
Do zobaczenia - odparła wydostając się z uścisku i pomachała w moim kierunku ręką, a ja powtórzyłem gest oddalając się w stronę schodów. Wyjęła klucze z kieszeni spodni i włożyła jeden z nich w zamek.
Zatrzymałem się na półpiętrze patrząc jak znika za drzwiami zakluczając je. Chciałem już schodzić lecz do głowy wpadł mi zupełnie inny pomysł. Pobiegłem z powrotem na górę podchodząc cicho do drzwi. Przystawiłem ucho do drewnianej powierzchni.
- Gdzie ty do cholery jasnej byłaś, mała zdziro? - usłyszałem donośny krzyk kobiety. - Odpowiadaj gówniaro! - charakterystyczny dźwięk obił się o moje uszy, a następnie ten stłumiony jęk nastolatki wyprowadził mnie z równowagi.
Nacisnąłem na klamkę kilkukrotnie, ale przypominałem sobie jak Leila zamykała drzwi na moich oczach.
- Przyniosłam nam je - jedzenie, mamo pro - proszę przestań - wiedziałem, że mówi o jedzeniu, które kupiliśmy razem. Kolejny raz cierpiała przeze mnie. Gdybym nie zabierał jej ze sobą nic takiego by się nie wydarzyło.
Rozpiąłem kurtkę i przyłożyłem suwak od niej do zamka od klucza. Kiedyś się udawało.
- Słuchaj zdziro, to ja decyduję o tym co możesz, a czego nie - oschły głos kobiety sprawił, że miałem ochotę spalić ją żywcem.
Jeszcze raz nazwie szatynkę w ten sposób, a postaram się o to, aby umierała w męce.
Walnąłem ręką w ścianę próbując uspokoić moje emocje, ale to nie pomagało. Wziąłem kilka głębokich oddechów i ponowiłem próbę dostania się do środka. Obiecałem jej. Obiecałem, że nikt jej nie skrzywdzi. Obiecałem jej to, do kurwy nędzy!
- Masz się mnie pytać o zgodę za każdym - nastąpiła chwila przerwy i słychać było tylko uderzenie - razem - płacz Leili - gdy - kolejne uderzenie w twarz - gdzieś - dławienie się szatynki-idziesz - i ostatnie uderzenie tym razem wyraźniejsze.
Nie wytrzymałem i z całej siły wparowałem na drzwi, a te upadły z hukiem na podłogę. Słysząc to i nie mogąc nic zrobić, czułem się jakbym j ro robił. To było dosłownie tak jakbym to ja zadawał jej każde uderzenie.
Wbiegłem do środka otrzymując zdezorientowane spojrzenie jej rodzicielki. Opuściła rękę, którą przed chwilą dusiła szatynkę wzdłuż ciała. Leila łapiąc kilka oddechów upadła na podłogę i zamknęła oczy.
- Kim myśli pani, że kurwa jest?! - wrzasnąłem, a na mojej szyi pojawiły się wyraźnie zarysowane żyły.
Wszystkie lekcje mojej mamy na temat szanowania kobiet wyparowały. Miałem ochotę sprawić, aby cierpiała tak jak moja księżniczka. Chciałem wytłumaczyć sobie kilka spraw z tą kobietą, a raczej czarownicą, ale najważniejsza była wtedy Leila.
Podniosłem ją tak jak pan młody nosi wybrankę swego serca. Myślałem o tym, aby zadzwonić na policję i na pogotowie, ale dziewczyna wyraźnie zaznaczyła, że nie chcę stracić swojego rodzeństwa i doskonale wiedziałem, że nie lubi szpitali.
Nie chciałem się jej sprzeciwiać, bo pomyślałaby, że robię jej na złość. Postanowiłem, że zabiorę ją do swojego domu.
Wyszedłem z mieszkania nie trudząc się o naprawienie drzwi. Szatynka miała lekko rozchylone usta i oddychała miarowo. Wyglądała prześlicznie nawet z tymi
Zbiegłem z nią ostrożnie po schodach. Dłonią odgarnąłem kosmyki włosów, które opadły na jej czoło. Rozglądałem się po podwórku w poszukiwaniu samochodu zwilżając językiem wargę.
![](https://img.wattpad.com/cover/34168331-288-k320897.jpg)
CZYTASZ
You are my kind of perfect
FanfictionZastanawiałeś się kiedyś jak to jest być tym najgorszym? Szkoła miała być miejscem do nauki, a dla mnie był to istny koszmar. Dom powinien mieć dla mnie sentymentalne znaczenie, prawda? Szkoda, że i tam nie mogłam zaznać chwili spokoju. Nagle zjawił...