VI

1.3K 81 92
                                    

Ostrzeżenie: zaburzenia odżywiania

Teraz 

Nie mogłem tego teraz zrobić. Nie na pierwszej pieprzonej lekcji, w pierwszym dniu szkoły. Co ja sobie myślałem? Że jakoś magicznie wyzdrowiałem? Że po pełnym roku pieprzenia się z tym gównem, mogłem sobie po prostu pójść do szkoły i udawać, że nic się w ogóle nie wydarzyło?

Potrzebowałem Zayna. Boże, kurewsko potrzebowałem Zayna. Albo mojej mamy, albo Lottie. Nie ważne kogo, ale potrzebowałem teraz kogoś, kogo kochałem. 

Wiedziałem co się dzieje w momentach takich jak ten i nie mogłem pozwolić by to się stało, nie przed całą 'nową' klasą i o mój Boże, nie przed Harrym.

Dasz radę, tylko pomyśl o czymś innym, możesz to zrobić. Szczęśliwe miejsce, muszę znaleźć się w moim szczęśliwym miejscu.

Nagle zauważyłem, że Harry do mnie mówi, ale nie docierało do mnie ani jedno słowo. Musiałem znaleźć się w moim szczęśliwym miejscu, teraz. Ale nie byłem w stanie, nie umiałem się skupić.

Tak bardzo próbowałem sobie wyobrazić siebie, siedzącego na kanapie, trzymającego Daisy i słyszącego Phoebe, która lamentuje, że nie dostaje wystarczająco dużo atencji. Wziąłem ją na swoje drugie kolano. Słyszałem Fizzy i Lottie śmiejące się w kuchni, kiedy 'pomagały' mamie przygotować deser.

Wyobrażałem go sobie jako gigantyczne ciasto czekoladowe z malinami na wierzchu. Tata po prostu siedział na sofie naprzeciwko mnie i podziwiał swoją żonę i córki w kuchni. 

- Louis? - Daisy zapytała najsłodszym tonem, spoglądając na mnie z moich kolan. 

- Tak, słońce? - odpowiedziałem. Kochałem te dwie małe istotki.

- Czy ty też uważasz, że powinnyśmy poprosić mamę o kupienie różowej choinki na następne święta? - zapytała z oczami pełnymi nadziei. 

- Oczywiście, myślę, że to wspaniały pomysł - wyszeptałem jej do ucha.

Od razu gdy to powiedziałem, dwie śliczne dziewczynki wystrzeliły i pobiegły do kuchni by zapytać mamę.

Nie mogłem usłyszeć co mówiły, ale nagle usłyszałem głośny śmiech, oczywiście mojej mamy. Więc też się uśmiechnąłem, mój tata również.

Uwielbiałem świąteczne wieczory, bo to także były moje urodziny. Najbardziej na świecie kochałem spędzać czas ze swoją rodziną. Nawet bardziej niż football. 

Tyle że to tym razem nie wystarczyło. Nie mogłem się skoncentrować. I cóż, jeżeli to nie działało, to musiałem się stąd wydostać tak szybko jak to możliwe.

Nie miałem nawet czasu, by zgarnąć mój plecak albo płaszcz, po prostu potrzebowałem stąd uciec. Nie trafiały do mnie żadne z krzyków Harry'ego, gdy pytał czy wszystko ze mną w porządku.

Nie było. Naprawdę nie było.

Po wyjściu z klasy, stanąłem w korytarzu, który wkrótce wypełni się innymi uczniami. Zanim zdążyłem o tym pomyśleć, zacząłem biec w stronę łazienki.

Czułem ból w płucach. Normalnie bieg z klasy do angielskiego nie byłby dla mnie problemem, ale teraz byłem w stanie hiperwentylacji, co nie pomagało w bieganiu.

W końcu dotarłem. Wpadłem przez drzwi i minąłem lustra. Szybko na siebie zerknąłem i zobaczyłem, że byłem bardzo blady. I mogłem jedynie dostrzec te dwa kawałki chleba, które zjadłem rano.

Widziałem jak sprawiły, że mój brzuch był odrobinę za duży. Nie powinienem ich jeść, co ja sobie myślałem?

Wtargnąłem przez pierwsze drzwi jakie zobaczyłem, były po mojej lewej. Tak jak w każdej innej szkolnej łazience, było zbyt jasno i pachniało jakby, nawet nie wiem jak wyjaśnić ten zapach. Wiedziałem tylko, że go nienawidziłem i przyprawiał mnie o ból głowy.

Devotion I Larry Stylinson I TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz