XXVI

860 54 65
                                    

- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiliśmy! - krzyknąłem w jego kierunku, gdy zdezorientowany Harry wyczołgał się spod mojego łóżka.

- Wiem, ja też! - również krzyknął i rzucił się z powrotem na moje łóżko. 

Harry Styles

Reszta dnia minęła całkiem szybko. Wymknąłem się z pokoju Louisa, tak jak każdego innego poranka i poszedłem do domu, by przygotować się do szkoły. Ten kłopotliwy moment wychodzenia z mojego pokoju i udawania, jakbym właśnie się obudził, po przespaniu tam całej nocy, był moim najmniej lubianym fragmentem dnia, bo nienawidziłem okłamywać swojej mamy.

Jakieś dwa miesiące temu, tata wyprowadził się do mniejszego mieszkania. Już wielokrotnie prosił mnie i Gemmę o przyjście i odwiedzenie go, ale żadne z nas jeszcze nie było gotowe na konfrontację z nim. Kto wie, może nigdy nie będziemy.

To był zdecydowanie bardzo trudny okres dla mamy i tak samo dla Gemmy. Dla mnie oczywiście też, ale obecność Louisa znaczyła o wiele więcej, niż mógł sądzić.

Ogarnąłem się do szkoły i Taylor po mnie podjechała, byłem taki wdzięczny, że znowu mogliśmy być przyjaciółmi. Na  początku było trochę niezręcznie, ale teraz wszystko wróciło na stare tory.

Louis przywitał się ze mną, kiedy dotarłem do szkoły (co zawierało mnóstwo całowania), tak jakby nie widział mnie od miesięcy, zaśmiałem się, ale... nie narzekałem. Mimo to, moje policzki się lekko zarumieniły. Wciąż nie do końca przywykłem do tej całej sytuacji, ale uwielbiałem to.

Na trzeciej lekcji, przekonałem całą klasę do zaśpiewania 'Sto lat' razem ze mną, tylko po to, by móc zobaczyć zażenowanie na twarzy Lou. To było w stu procentach tego warte. Po wszystkim, przybrałem złośliwy wyraz twarzy, mówiący 'Oh to jeszcze nie koniec' i zaśmiałem się do niego.

Po szkole, poszliśmy razem do domu i normalnie, szedłbym z nim do końca, by zostać u niego na calutką noc, ale teraz musiałem wymyślić jakąś wymówkę. 

- Eemmm, nie czuję się najlepiej. Myślę, że po prostu pójdę dzisiaj do domu i się wcześniej położę, jeśli nie masz nic przeciwko? - zapytałem go, lekko drżącym głosem.

Kurwa, byłem beznadziejny w kłamaniu.

- W moje urodziny i Wigilię? - Louis zapytał, wydymając swoją wargę w przesadnie dramatyczny sposób.

- To to samo, głupku. Ale przykro mi, ja... - zacząłem wyjaśniać, ale Louis mi przerwał.

- Skarbie, jest okej. Jeśli wolisz iść do domu, to idź. Tylko pamiętaj, że będę tęsknił i zawsze jesteś mile widziany - zakończył swoją wypowiedź, krótko cmokając mnie w usta.

- Dziękuję - odpowiedziałem i wymusiłem szybki uśmiech.

Poszliśmy każdy w swoją stronę i pomachaliśmy sobie na pożegnanie. Szedłem jeszcze przez jakieś sześćdziesiąt metrów, aż zauważyłem wielki dąb po mojej prawej. Podbiegłem do niego i przycisnąłem plecy do jego pnia.

Poczekałem jakąś minutę, zanim odważyłem się zerknąć. Wszystko co zobaczyłem to pusta ścieżka i kilka milczących willi wzdłuż niej. Moje serce biło tak szybko, jakbym właśnie miał popełnić poważną zbrodnię, jedyną rzeczą jaką mogłem zrobić był nerwowy śmiech. Przeczekałem kolejną minutę, tylko po to by się upewnić, że już go nie ma i wtedy ruszyłem w kierunku, z którego ostatnio odchodził. 

Przeszedłem kawałek a dom Louisa zaczął się pojawiać w zasięgu mojego wzroku. Po raz kolejny schowałem się za dużym drzewem po mojej prawej. Po jakichś trzydziestu sekundach, mogłem dostrzec kobietę wychodzącą przez boczne drzwi oraz szatyna, który szedł tuż za nią. Stałem zbyt daleko, by wyraźnie widzieć kim byli, ale oczywiście, wiedziałem, że to Jay i Louis. Spojrzałem na zegarek, by przekonać się, że Jay wyszła punktualnie, tak jak mi obiecała.

Devotion I Larry Stylinson I TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz