— Ubieraj te pieprzone buty, Styles! — po mieszkaniu rozniósł się krzyk Smitha.— Myślisz czy wziąć dwie koszulkę czy trzy? — muzyk wychylił głowę z garderoby.
Za dokładnie dwie godziny mieli samolot. Harry miał wrócić do swojej kobiety. Po godzinach przekrzyczanych z Jeffem i Connorem, wiedział że to jest jego ostateczna szansa.
— Zamknij ten pysk i chodź. Jeśli się spóźnimy, to pocałujemy szybę lotnika.
Harry wyleciał niczym poparzony z garderoby i w biegu założył buty. Diana została z Glenne i Jeffrey'em, więc o pieska był spokojny.
— Ciekawe, czy mocno Ivy się zmieniła. Myślisz, że wygląda lepiej? — zapytał Smith. Styles ubierał w tym momencie bluzę. Prysnął się ulubionym perfumem. — Kurwa, Styles ty widzę, że mocno jest.
— Yvonne zawsze wygląda dobrze.
— Co prawda to prawda, stary.
***
Na lotnisku panował tłok. Dzień był gorący, więc Harry czuł jak kropelki potu spływają mu po czole. Za sobą ciągnął szarą walizkę, a Connor na ramieniu trzymał torbę.
Harry nie wiedział, że to się dzieje.
Zobaczy Ivy.
Podszedł razem ze Smithem do recepcji, gdzie miały na niego czekać dwa bilety. Jeff wszystkim się zajmował, on tylko miał odebrać i zrobić to co Azoff mu powiedział.
— Mieliśmy odebrać bilety do Polski — powiedział dość pewnie Harry, zakładając okulary przeciwsłoneczne na głowę.
— Umm, momencik — po minie młodej kobiety za recepcją, widział, że coś się spierdoliło — Umm, bilety są do Czech. Musiała zajść jakaś pomyłka.
**
Wesołych Świąt.
każdemu z was życzę zdrowia, bo to najważniejsze
A miejmy nadzieje, ze w 2022 spotkamy sie częściej.
Pracuje nad tym i przepraszam za shit rozdział, ale potrzebuje momentu na wkręcenie sie w nasza historie znowu
uważajcie na siebie
CZYTASZ
my favourite vet 2 | H.S
Fanfictiongdzie Harry podróżuje ze swoim pieskiem po całym świecie, a głowę dalej zaprząta mu jego ulubiony weterynarz.