Rozdział 8

2.3K 115 6
                                    

Ostrożnie podniosłam fiolkę ze stolika i przysunęłam ją bliżej twarzy. Poczułam zapach spalenizny, wody kolońskiej i róż. Momentalnie bladoniebieska barwa mikstury rozmyła mi się przed oczami. Przymknęłam powieki, czując, jak z mojej dłoni wypada eliksir wprost na wyciągniętą rękę Severusa. Z cichym westchnięciem zapadłam się w fotel. Odpłynęłam.

Jedyne, co widziałam, to ogień. Pomarańczowe płomienie pochłaniały wysoki dom. Ludzie wyskakiwali z niego niczym oparzeni. W niektórych przypadkach te wyrażenie nie było metaforyczne. Ciemne ślady na rękach George'a wyglądały obrzydliwie. Harry kaszlał okropnie, Molly zatoczyła się i upadłaby, gdyby nie idealny refleks jej małżonka. Ginny spojrzała na mnie i krzyknęła:

-Oni tam są!

Nie musiała podawać szczegółów, wyjaśniać, kim oni są. Od razu weszłam do środka. Nora wewnątrz prezentowała się jeszcze gorzej. Ogień pożerał wszystkie meble, obrazy z trzaskiem spadały na podłogę. Schody były bliskie zawalenia, po półce stojącej przy drzwiach pozostały jedynie małe kawałki drewna. Bez wahania pobiegłam na górę. Stopnie kruszyły się pod moimi stopami. Z trudem otworzyłam drzwi od pokoju. Pod wywróconą szafą dostrzegłam znajomą dłoń, której palce rozpaczliwie wbijały się w dywan. Wyjęłam różdżkę, ale zanim zdążyłam rzucić zaklęcie, zatrzymał mnie przeraźliwy krzyk. Odwróciłam się.

Gabinet przypominał zniszczoną ruderę. Doszczętnie rozwalone biurko, wywrócone, dziurawe fotele z rozdrapaną skórą, zdarte tapety, pobita porcelana, porwane dokumenty. Ogień stworzył linię dzielącą pokój na pół. Pod oknem siedział skulony Draco. W jego klatce piersiowej tkwił nóż. Ciche, proszące skomlenie dobiegało z ust rannego. Zakaszlał krwią, którą po chwili zasłoniły ogromne płomienie. Były coraz bliżej, prawie dotykały jego policzka. Chciałam zrobić krok, ale ktoś pociągnął mnie do tyłu.

Tym razem znalazłam się w Wielkiej Sali. Tu też panowało pobojowisko, pożar trwawił wszystkie stoły. Na każdym z nich ktoś leżał. Syriusz skręcał się z bólu, Remus sprawiał wrażenie nieoddychającego, Severus szamotał się z niewidzialnym wrogiem, Lily łkała pomiędzy napadami histerii, James powoli zsuwał się na podłogę. Ogień dotknął jego nogi. Drgnęłam. Znów wszystko zniknęło.

Zapanowała ciemność. Żadnych płomieni, cierpiących ludzi. Zamiast tego poczułam oddech na karku. Malfoy zgarnął moje włosy na lewe ramię. Prawe musnął ustami. Kiedy obdarzał mnie pocałunkami, a zapach jego perfum skutecznie mnie paraliżował, zauważyłam Huncwotów. Cała czwórka pochyliła się nad grobem. Po chwili pojawiły się kolejne pomniki, nicość zamieniła się w cmentarz. Chłopcy ułożyli stos róż. Parę sekund później już ich nie było, podobnie Dracona. Podeszłam do nagrobka. Na brązowej płycie widniały imię, nazwisko i data śmierci Rona.

Gwałtownie podniosłam się z fotela. Snape odsunął się ode mnie, z trudem maskując zdziwienie i niepokój. Powoli zsunęłam się na zimne kafelki, oddychając nierównomiernie. Moje serce biło szybciej niż zazwyczaj, ręce drżały, a na skroniach pojawiły się kropelki potu. Ślizgon bez słowa podał mi szklankę z wodą, którą wypiłam powoli, małymi łykami.

-Ten, którego chcesz tym uśpić, ma przejebane - stwierdził Severus z nutką goryczy w głosie. - Kim ty jesteś, dziewczyno? Nikt o zdrowych zmysłach nie podałby tego innemu człowiekowi, nawet Czarnemu Panu. - Wrócił do udoskonalania eliksiru. - Spałaś kilkanaście minut. Mogę przedłużyć czas działania, ale to trochę potrwa. Zwróć się po truciznę w poniedziałek.

Przełknęłam ślinę, z trudem stając na nogi. Kręciło mi się w głowie, w dodatku złapały mnie mdłości.

-Może jednak zaklęcie? - spytałam słabo. - Nikomu nie życzę takiego cierpienia.

ZapomnianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz