Rozdział 20

3.8K 176 39
                                    

Wiosna nadeszła prędko, nadając błoniom odcień żywej zieleni i promieniami słońca wabiąc uczniów, by porzucili mury zamku na rzecz świeżego powietrza. Roiło się od nich wszędzie, gdy przygotowywali się do kolejnego meczu quidditcha, czytali książki rozłożeni na trawie lub po prostu cieszyli się każdą wolną chwilą pomiędzy zajęciami.

W rozpiętej szacie, pod którą nosiłam bordowy sweter, uzbrojona w sakiewkę i różdżkę, ruszyłam przez zapełnione łąki. Tego dnia miałam jedynie poranne zajęcia z czwartym rokiem, a południe postanowiłam spędzić w Hogsmeade, pijąc herbatę i pozwalając lekturze pochłonąć moje myśli.

Po drodze zatrzymałam się przy tym samym drzewie, przy którym po raz ostatni widziałam Huncwotów. Musnęłam palcami wyryte na nim słowo – jedyną pamiątkę mojej krótkiej, lecz emocjonującej przyjaźni z największymi żartownisiami Hogwartu.

Zapomniana.

Ruszyłam dalej, wspominając podróż w czasie z pewną dozą nostalgii. Minął ponad rok i chociaż zaczęłam nowe życie, nie potrafiłam po prostu zapomnieć. Nosiłam Zmieniacz Czasu przy sobie, choć najrozsądniej byłoby go schować w najciemniejszych zakamarkach strychu w domu moich rodziców i nigdy więcej po niego nie sięgnąć. Chciałam go oddać od razu, gdy tylko spotkałam się z McGonagall w sprawie wolnego etatu w szkole. To była jej własność, podstępnie odebrana przez Snape'a, ale dyrektorka nie zgodziła się go przyjąć. Spojrzałam wtedy na portret Dumbledore'a, a on udał, że śpi. Zdradzał go jedynie nikły uśmiech błądzący po ustach.

-Dzień dobry, profesor Granger – chórem przywitała mnie grupka Puchonek z trzeciego roku.

Minęły mnie roześmiane, a ja przekroczyłam bramę, zostawiając swój dom za sobą.

Decyzja o podjęciu pracy jako nauczycielka Mugoloznawstwa była spontaniczna lecz niezwykle trafna. Miałam wystarczającą wiedzę w tym obszarze i dobre podejście do uczniów, jednak największą jej zaletą była możliwość powrotu do Hogwartu. Po rozstaniu z Ronem zamieszkałam na chwilę z rodzicami, potem wynajęłam mieszkanie w Londynie, gdzie zostałam do końca wakacji. Kiedy znalazłam się w końcu na peronie 9 i ¾, wśród nowego pokolenia czarodziei, poczułam ekscytację porównywaną do tej przed rozpoczęciem nauki wiele lat temu. Hogwart widziany oczami nauczyciela ukazywał nowe możliwości, a bez Harry'ego i Rona był ostatecznym rozstaniem z przeszłością.

Lubiłam swoje życie. Lubiłam zaskakujące wybryki uczniów i wzajemny szacunek rady pedagogicznej. Lubiłam dzielić się wiedzą i każdego dnia ją pogłębiać. Lubiłam spędzać czas na rozmowach z Nevillem i lubiłam przypadkowe spotkania z Ronem, jak i listy od Harry'ego, Ginny i Luny. Lubiłam chodzić po znajomych korytarzach i przypominać sobie wszystkie przygody. Nie lubiłam jedynie tej bolesnej tęsknoty za czymś, co nigdy nie miało prawa się wydarzyć. Tęskniłam za tym, co nigdy nie było moje.

I wtedy go zobaczyłam.

Stał w tym samym miejscu, gdzie zaczęła się nasza historia. Ubrany w brązowy płaszcz, z lekkim zarostem i bujną plątaniną blond włosów, patrzył na mnie tak, jakby czekał tam od zawsze i był gotów nadal czekać, jeżeli okazałoby się to konieczne. Chociaż minął rok, jego obraz nigdy nie zatarł się w mojej pamięci i czasem wyobrażałam sobie nasze ponowne spotkanie.

Teraz był tam naprawdę. Rzeczywisty i piękny. Bliski i daleki. Zatrzymałam się wiele kroków od niego, bojąc się, że w każdej chwili może zniknąć jak iluzja, wytwór mojej wyobraźni. On również się nie poruszył. Staliśmy w ciszy, nasze spojrzenia mówiły wszystko i jednocześnie zupełnie nic.

-Hermiono – powiedział w końcu.

Tak bardzo tęskniłam za jego głosem. Tak bardzo chciałam, żeby znów wypowiedział moje imię w ten wyjątkowy sposób; tak, jak tylko on potrafił. Był lekko zachrypnięty, ale to wciąż był ten głos, którym obiecał, że nigdy mnie nie zapomni.

ZapomnianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz