Rozdział 12

2.2K 95 30
                                    

Zdobędę Czarną Różdżkę za wszelką cenę...

Ciężko opisać to, co wtedy czułam. Zdziwienie, z pewnością, ale niewielkie. Już od jakiegoś czasu podejrzewałam, że gra toczy się o tą potężną własność Dumbledore'a, swoje myśli jednak spychałam w głąb umysłu. Do samego końca trzymałam się nadziei, wierzyłam w łatwiejsze wyjście z sytuacji pozbawione ofiar i zmian w przyszłości.

O Merlinie, ja, Hermiona Granger, okazałam się głupsza niż ktokolwiek inny!

Byłam zła i zdegustowana. Bezmyślność, wybuchowość i pozostałe negatywne cechy charakteru Malfoya sprawiały, że miałam ochotę go ukatrupić. Mimowolnie przypomniałam sobie wszystkie przydatne sentencje i może rzuciłabym jakieś zaklęcie, gdyby nie paraliżujące spojrzenie Draco.

Blondyn trzymał w ręku różdżkę i celował prosto w moją klatkę piersiową, oddychając głęboko. Patrzył mi prosto w oczy, niemal widziałam, jak jego usta lekko się rozchylają w celu wypowiedzenia inkantacji. Tyle razy rzucałam Obliviate, że bez problemu mogłam sobie wyobrazić przepełniające go emocje.

I wtedy poczułam jasno określoną nienawiść. Te wspomnienia należały do mnie, nie mógł mi ich tak po prostu odebrać. Do diabła, tkwiliśmy w tym razem, potrzebowałam prawdy oraz szczerości bardziej niż czegokolwiek.

Krzyknęłam w tej samej chwili, w której nieprzytomny Malfoy zsunął się na podłogę. Zerknęłam na Severusa ściskającego różdżkę i pochylającego się nad ogłuszonym mężczyzną.

-Musimy go stąd wynieść, dopóki trwa lekcja. Jeżeli ktoś nas zobaczy...

Pokiwałam ze zrozumieniem głową. Następnie złapałam Draco za ręce i podnieśliśmy go. Był strasznie ciężki, z trudem udało nam się wyjść na korytarz. Starałam się nie myśleć o tym, co by się stało, gdybyśmy kogoś spotkali lub gdyby Malfoy nagle się obudził.

-Co to było za zaklęcie? - spytałam.

-Moje najnowsze dzieło - odpowiedział Snape. - Próbowałem stworzyć połączenie kilku inkantacji o podobnym działaniu. Nietestowane przedtem.

Zatrzymałam się przy schodach, nie kryjąc swojej złości.

-Nietestowane?! A co, jeśli się nie obudzi?

-Podejrzewam, że wyjdzie ci to na rękę. - Severus wzruszył ramionami. - Ten facet groził ci różdżką i na pewno nie miał zamiaru rzucić przyjacielskiej drętwoty. Wygląda na takiego, któremu słowa Cruciatus lub Avada Kedavra same cisną się na usta.

Spojrzałam na Malfoya, starając się ujrzeć w nim surowość i zagrożenie, tymczasem jego twarz wyglądała tak spokojnie, że nie mogłabym go nawet posądzić o zjedzenie ostatniego ciasteczka z talerza. Nie chciał mnie skrzywdzić, tego byłam pewna. To nie Avadę, tylko Obliviate miał na języku.

Westchnęłam, momentalnie odwracając głowę w stronę Ślizgona w celu zaprotestowania, co okazało się błędem. Przez chwilę nieuwagi Draco wyślizgnął nam się z rąk. Z nutą dramatyzmu potoczył się po stopniach, a następnie uderzył twarzą o posadzkę, czemu towarzyszyło głośne plaśnięcie.

Snape upewnił się, czy nikt nie nadchodzi, i zaczął się śmiać. Ten nadzwyczajny dźwięk, którego wcześniej nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, dodał jeszcze więcej komizmu całej sytuacji. Ostrożnie zbiegłam po schodach i klęknęłam przy nadal nieprzytomnym Malfoyu. Na jego twarzy widniał tak błogi stan, że niewątpliwie sama bym wybuchnęła śmiechem, gdyby nie stukot zbliżających się kroków.

-Severusie, szybko! - warknęłam. - Nie damy rady go zanieść, musimy zatem użyć Leviosy lub, jeśli wymyśliłeś lepsze zaklęcie, to może...

ZapomnianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz