Ogólna radość nie trwała zbyt długo. Całe podekscytowanie ulotniło się z pomieszczenia, gdy tylko Slughorn opuścił nas i pod pretekstem głodu udał się do Wielkiej Sali. Byłam wręcz pewna, że bardziej zajmie się opowiadaniem radzie pedagogicznej o wspaniałym osiągnięciu Severusa niż obiadem. Zapewne z dumą przedstawi trzygodzinny plan wydarzeń, a swój udział, który w głównej mierze polegał na drzemce w starym fotelu ustawionym w kącie sali, zgrabnie podkoloryzuje lub przemilczy.
Snape wywrócił oczami, najwidoczniej zirytowany dziecinnym zachowaniem nauczyciela. Po jego chwilowym uśmiechu nie pozostał żaden ślad. Zniknął tak szybko, jak się pojawił. Twarz Ślizgona przykryła dobrze mi znana maska obojętności. Nie posiadał jeszcze umiejętności odstraszania wszystkich ludzi, którzy mieli czelność do niego podejść, ale jego onyksowe oczy były przerażająco zimne. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby na moich przedramionach pojawiła się gęsia skórka.
Kiedy wysprzątaliśmy salę na błysk i nikt nie był w stanie się domyślić, że pół godziny temu ktoś warzył tu eliksir, Severus wyjął z torby jakąś książkę. Nie zaszczyciwszy mnie nawet krótkim spojrzeniem, wyszedł na korytarz. Nie myśląc rozważnie, kierowana niezrozumiałymi uczuciami, również opuściłam pomieszczenie. Wyrównałam z nim kroku, ale Snape wciąż nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. W końcu ta cisza zaczęła mi doskwierać.
-Nie idziesz na obiad? - spytałam, gdy skierował się w stronę błoni.
-Jadanie w zatłoczonym miejscu, pełnym rozchichotanych półgłówków, nie należy do moich ulubionych form spędzania wolnego czasu - odparł od niechcenia, ledwie utwierając usta.
Rześkie powietrze musnęło moje policzki. Szata Ślizgona powiała na wietrze, a przed oczami mimowolnie zobaczyłam obraz nauczyciela Eliksirów w średnim wieku, który idąc przez korytarz, z czarną płachtą falującą nad ziemią, przypominał nietoperza. Z trudem powstrzymałam uśmiech i postanowiłam spróbować ostatni raz. Spojrzałam na Severusa, którego wzrok był utkwiony w jakimś punkcie znajdującym się ponad moją głową.
-Mogę ci przynieść coś do jedzenia, jeżeli chcesz, a potem porozmawiamy o...
-A nie przyszło ci do głowy, że nie obchodzi mnie te całe stypendium z dupy wzięte? - zapytał ostrym tonem. - Nie mam zamiaru opowiadać o moich wielkich dokonaniach, bo akurat takowymi wspomnieniami nie dysponuję. Raz mi się udało, wielki fart pechowego dzieciaka. Po za tym chyba rozumiesz, że skoro unikam grupowych posiłków, nie należę do zwolenników towarzystwa. Także bądź tak dobra i zacznij męczyć innych uczniów. Po prawie czterech godzinach ślęczenia nad kociołkiem i słyszenia nad uchem twojego oddechu mam serdecznie dość.
Zatkało mnie i chyba nie potrafiłam tego ukryć. Znów poczułam się jak młoda uczennica, której ktoś próbował udowodnić, że jest irytującym, nic nie wartym dzieckiem. Wiele razy, podczas mojej nauki w Hogwarcie, rówieśnicy dawali mi do zrozumienia, że jestem nachalna i nie da się ze mną normalnie porozmawiać. Tylko Harry i Ron ze mną wytrzymywali. Byłam okropna... widocznie nadal jestem.
Severus ostatni raz zerknął na punkt, któremu wcześniej się przypatrywał, po czym wrócił do zamku. Odwróciłam się i zrozumiałam, z jakiego powodu zrezygnował z przebywania na błoniach. Możliwe, że widok Jamesa Pottera przystawiającego się do Lily Evans przyczynił się też do pogorszenia jego humoru i wyładowania na mnie lub po prostu mój charakter go wykończył. Stawiałam raczej na obie opcje.
Wchodząc po schodach, przepełnionych zmierzającymi na obiad uczniami, niechcący się z kimś zderzyłam. Straciłam równowagę, ale przed upadkiem ochroniły mnie dłonie, które przytrzymały moje plecy. Podniosłam wzrok i okazało się, że znowu mam do czynienia z irytującym Ślizgonem, jednak tym razem przystojniejszym. Marne pocieszenie.
CZYTASZ
Zapomniana
FanfictionPodróże uczą i kształcą osobowość. Potrafią wywrócić życie do góry nogami. Kłamstwa, intrygi, życie u boku dawnego wroga i w końcu trudny wybór to tylko część tego, z czym musiała zmierzyć się Hermiona.