Wszystko się komplikuje

118 6 0
                                    

Abby nie służyły długie podróże – większość czasu spędzała w kajucie, marudząc i narzekając na wszystko, co tylko rzuciło jej się w oczy. Korzystając z okazji, Caterina mogła robić co tylko jej się podobało, więc większość czasu spędzała na rufie, ukryta pod parasolem i z kolejną ciekawą książką w ręku. Kiedy już zmęczyła się czytaniem, przyglądała się albo marynarzom, albo samemu oceanowi – w zasięgu wzroku nie było nic, linia horyzontu była przerażająco płaska, a ogrom otaczającej ich wody przyprawiał ją o dreszcze; wydawało jej się, że byli małą wyspą dryfującą w nicości.

Minął już tydzień ich podróży, a ona zaczynała się nudzić – zabrała ze sobą tylko kilka książek i wszystkie zdążyła już przeczytać. Gdyby nie pan Jackson, pewnie skończyłaby tak jak Abby, tracąc zmysły w małej kajucie.

Pan Jackson miał około czterdziestu trzech lat, ale już zaczynał siwieć. Był szczupłym i wysokim mężczyzną pełnym werwy, który z uśmiechem opowiadał dziewczynie o swoich podróżach do najodleglejszych zakątków świata. Chłonęła z jego ust każde słowo, słuchając o tym, jak jeździł na słoniach, polował na lwy i kąpał się w wodzie tak przejrzystej, że miał uczucie, jakby latał, obserwując pod sobą miasta koralowców i najróżniejszych wodnych roślin. Caterina zaczęła ubolewać nad tym, że to nie pana Jacksona miała poślubić, ale on nie wydawał się skory do ustatkowania się. Z pasją mówił o tym, gdzie był i co widział, a kiedy delikatnie zapytała, co na to jego żona, zaśmiał się tylko i spojrzał na nią z błyskiem w oku, który powiedział jej, że tego mężczyzny żadna kobieta nie zmusi do zakotwiczenia w jednym miejscu. W głębi serca zaczęła zazdrościć mu tych wszystkich przygód, a kiedy tylko pomyślała o panu Warrenie, wzdrygała się z odrazą.

Po kilku dniach znajomości pan Jackson opuścił statek w porcie, w którym uzupełniali zapasy, obiecując jej, że przyśle jej prezent z najbliższej podróży. Pomachała mu na pożegnanie, życząc mu dużo szczęścia i samych przygód, których jej nie dane było zaznać.

Dwa dni później, kiedy markotna Caterina siedziała na rufie i wpatrywała się w horyzont, za którym zaczęło znikać słońce, jej uwagę przykuł punkt, który zdawał się rosnąć w oczach.

-Żagle! - usłyszała chwilę później.

Stary, ale potężnie zbudowany kapitan pojawił się tuż obok, wypatrując statku przez lunetę.

-A niech to szlag...

Parę chwil później rozpętał się zamęt, kiedy okazało się, że sunący ku nim okręt nie miał dobrych zamiarów.

-Panienko, radzę się schować do kajuty i porządnie zastawić drzwi – kapitan zwrócił się do niej w przerwie między wydawanymi poleceniami. - I jeśli znajdzie pani coś, co przyda się do obrony, radzę nie mieć oporów przed wykorzystaniem tego w razie potrzeby.

Szybko wykonała polecenie, zabierając po drodze kawałek deski, który znalazła. Wcisnęła go w ręce Abby, która dopiero co się obudziła i teraz błądziła nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu.

-Co się dzieje? - spytała guwernantka, przyglądając się trzymanej desce.

-Piraci – szepnęła Caterina, zastawiając drzwi swoim kufrem z bagażem, doskonale wiedząc, że tak licha barykada przed niczym ich nie uratuje, było to jednak lepsze niż nic.

Czekały w napięciu na nieuchronnie nadciągającą katastrofę, nasłuchując najmniejszej oznaki zbliżającego się niebezpieczeństwa. Co jakiś czas ich uszu dobiegały krzyki załogi próbującej zmusić statek do szybszej ucieczki, jednak nie na wiele to się zdało. Wkrótce zaczął rozlegać się szum, w miarę jak wrogi statek zrównywał się z bezbronną łajbą, aż w końcu ta cała się zachwiała, gdy burty obu statków zderzyły się ze sobą. Z pokładu dobiegały ich krzyki, szczęk broni i wystrzały z pistoletów, które przyprawiały obie panie o palpitacje serca. Zamieszanie trwało i trwało, ale z czasem zaczęło wreszcie przycichać, a kobiety czekały w napięciu na to, co miało się z nimi stać.

Odnalezieni na oceanie /ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz