Ojciec Cateriny ubolewał nad tym, że jego urocza córka odrzucała wszystkich zalotników. W ciągu tych trzech lat wyrosła na przepiękną kobietę, jeszcze piękniejszą niż jej matka, ale przykro mu było patrzeć, jak siedziała w ogrodzie, z nosem w książce i z nikim obok, kto zaopiekowałby się nią tak, jak ona opiekowała się Federico. Dzięki funduszom otrzymanym od pana Warrena, a które w końcu nie miały okazji nikogo wykupić od stryczka, żyło im się dobrze i spokojnie, a wszelkie obawy ojca odnośnie przyszłości nie dotyczyły majątku, ale szczęścia jego córki. Od kiedy tego szczęśliwego, acz również feralnego dnia powróciła do domu, na jej twarzy rzadko gościł uśmiech.
Tak jak Caterina obiecała, opowiedziała mu w końcu o tym, gdzie spędziła prawie sześć miesięcy, przyznając się wreszcie, że jej wybranek serca był piratem. Jednak kiedy Caterina zaczęła o nim mówić, Federico uspokoił ją, mówiąc, iż pomimo jego zajęcia, wydawał się być bardzo przyzwoitym człowiekiem i byłby rad, gdyby udało jej się nawrócić go na dobrą drogę, bo widział na to spore szanse. Niestety mężczyzna zaginął, nad czym córka bardzo długo ubolewała, łkając w nocy w poduszkę.
Dlatego Federico tak bardzo starał się znaleźć dla niej kogoś, kto byłby w stanie wypełnić pustkę w jej sercu, jednak z biegiem czasu z lękiem zrozumiał, że nie było to możliwe. Caterina pomagała mu jak mogła, próbując zająć czymś myśli, aż po blisko dwóch latach zauważył, że chyba pogodziła się ze swoją stratą; więcej się uśmiechała i wreszcie zaczęła odżywać. Dalej jednak upierała się, że nie potrzebowała męża, bo przecież miała swojego kochanego papę. Papę, którego serce krwawiło, kiedy widział, jak tak piękny kwiat stopniowo więdnie.
-Papo, nie chcesz może wybrać się ze mną na plażę? - spytała Caterina, trzymając pod pachą koc, jabłko, no i oczywiście książkę.
-Przykro mi, kochanie, ale niedługo przyjdzie pan Daugherty, mamy kilka spraw do omówienia. Baw się dobrze.
Spojrzał za nią, kiedy wychodziła. Jej rysy nabrały szlachetnego, pięknego wyrazu, a jej melancholijność sprawiła, że zachowywała się teraz jak prawdziwa dama. Jednak nadal była jego córką, a on dalej o tym pamiętał, zwłaszcza wtedy, kiedy wracała ze swoich spacerów, podrapana i z sukienką brudną od trawy, bo nadal uwielbiała przedzierać się przez chaszcze i wspinać na drzewa, on nie miał już jednak serca jej za to rugać. Jeśli to ją uszczęśliwiało, to przecież nie mógł jej tego odebrać, bo mało było teraz rzeczy, które dawały jej szczerą radość.
-Kiedyś los się do niej uśmiechnie – Federico zwrócił się do portretu żony wiszącego za jego plecami. - Niedługo.
Miał wrażenie, że gra światła sprawiła, iż Bianca uśmiechnęła się do niego, więc odwzajemnił uśmiech, doskonale świadom tęsknoty, którą jego córka odczuwała za swoim piratem.
Caterina tymczasem spacerowała wolno po plaży, chroniąc się przed słońcem przy użyciu małego parasola. Chociaż oglądanie oceanu nie sprawiało jej takiej przyjemności jak dawniej, dźwięk fal nadal uspokajał ją z taką samą mocą. Obserwowała grupkę dzieci bawiącą się niedaleko; wkrótce dołączył do nich kolejny chłopiec, a za nim przybiegł jego pies. Dzieci zaśmiewały się radośnie, kiedy pupil wbiegał do wody, po czym wracał na plażę i opryskiwał je wodą, susząc swoją sierść. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i odwróciła szybko, nie mogąc dłużej na to patrzeć.
Caterina była doskonale świadoma tego, że jeśli dalej będzie taka wybredna, to nigdy nie będzie miała dzieci. Pomimo tego, że nie myślała już o pewnym mężczyźnie, to za każdym razem, kiedy tata zapoznawał ją z przystojnym i inteligentnym gentlemanem, zawsze zamykała się w sobie i odtrącała zalotnika. Nie potrafiła zmusić się do pokochania kogoś na nowo, w obawie, że i on kiedyś zniknie z jej życia. Nie przeżyłaby po raz drugi tej przytłaczającej tęsknoty, którą odczuwała od ponad trzech lat.
CZYTASZ
Odnalezieni na oceanie /ZAKOŃCZONE
Short StoryCaterina Moretti została wysłana przez swojego ojca na spotkanie swojego przyszłego męża. I choć mężczyzna chciał dla swojej pięknej córki jak najlepiej, nie przyszło mu nawet do głowy, że dziewczyna mogłaby nie dotrzeć na miejsce spotkania. Sama Ca...