Rozdział XIV

3.5K 194 8
                                    

Iga
Kosma odwiózł mnie do domu i nie zadawał żadnych pytań. Chciał ze mną zostać, jednak odmówiłam. Musiałam zebrać myśli i zaplanować działania. Jestem dorosła. Niedługo sama zostanę matką. Czas najwyższy postawić granice. Moja rodzicielka musi pogodzić się z tym, że samodzielnie myślę i podejmuję samodzielne decyzje, bo to moje życie. Każdy z nas ma je tylko jedno, dlatego spełnianie oczekiwań innych wbrew sobie to najgłupsze, co można zrobić. Przez lata byłam posłuszna i dawałam lepić się jak plastelina. Nigdy więcej.

- Ten gnój tak po prostu przysłał ci kwiaty? – Wiktor nie krył oburzenia.

- Chce się spotkać – parsknęłam z ironią.

- A ty chcesz się z nim spotkać? – Wiki przysiadł obok mnie na łóżku i podał kubek herbaty imbirowej.

- Wszystko, co miałam mu do powiedzenia już usłyszał – pociągnęłam duży łyk herbaty – Moja reakcja na ten bukiet nie miała nic wspólnego z nim.

- Twój strach nazywa się Xymena Majewska – Wiki zrobił upiorną minę i oboje roześmialiśmy się.

- Dokładnie – przytaknęłam – Moja rodzicielka we własnej osobie. Pojechałbyś ze mną na weekend do rodziców? – mówiąc to zrobiłam błagalną minkę.

- Co to, to nie! - zaczął wymachiwać dłońmi - Zaproś ich do nas. Na swoim terenie będziemy bezpieczni, a jak mamuśka będzie nas obrażać, po prostu ją wyprosimy – uśmiech Wiktora zdradzał, że zrobiłby to z największą przyjemnością.

Jego pomysł bardzo mi się spodobał. Od razu zadzwoniłam do mamy, jednak ta nie odebrała. Zadzwoniłam do ojca i tu też trafiłam na pocztę głosową. To nic. Poczekam, aż któreś z nich oddzwoni. Wiktor oświadczył, że to znak, by ich unikać. Jednak ja byłam gotowa  zmierzyć się z tematem. Spanikowałam dziś. Nie zamierzam chować głowy w piasek. Mam dom, pracę i trochę oszczędności. A co najważniejsze, mam Wiktora. Na niego zawsze mogę liczyć. No i jest jeszcze Kosma. Jednak jego zaborczość przypomina mi niektóre zachowania mojej matki. Manipulacja w otoczce fałszywej troski. Może źle go oceniam, ale autorytarne podejmowanie decyzji w sprawie naszej przyszłości nie wróży dobrze.
Otuliłam się kołdrą, a na sen nie musiałam długo czekać.

Kosma
Odwiozłem Igę do domu i z przykrością przyjąłem do wiadomości, że na dziś ma już dość mojego towarzystwa. Jeździłem po mieście bez celu. To mnie uspakajało. Dzień zaczął się wspaniale. A potem wszystko diabli wzięli. Zaczynam świrować. Zżera mnie zazdrość o to, co łączy ją i Wiktora. A jakby tego było mało, wydawało mi się, że Eryk łapczywie patrzył na moją Igę. Nigdy wcześniej nie byłem zazdrosny o kobietę. Zamieszkałaby ze mną, miałbym ją blisko i wszystko zaczęłoby się układać. Dlaczego ona musi być taka uparta? Chcę mieć ją przy sobie. Chcę tulić ją w ramionach. Na powrót smakować jej ust. Tak cholernie za nią tęsknie, a ona trzyma dystans. Kiedy się boi, jej pierwszym wyborem jest Wiktor. On. Nie ja. Jak mam z tym konkurować? Jak mam przekonać tę kobietę do siebie...
Wieczorną szwędaninę po mieście zakończyłem na parkingu przed domem Eryka. On jest moim głosem rozsądku. Kotwiczył nas w rzeczywistości, kiedy ja traciłem grunt pod nogami. Jak na starszego brata przystało. Uśmiechnąłem się do własnych myśli.
Zaparkowałem i ruszyłem do wejścia. Zastałem brata ze szklaneczką ulubionego przeze mnie, bursztynowego płynu. Na stoliku stała butelka, wypełniona płynem, w jakiejś jednej trzeciej pojemności. Na palcach u jednej ręki mogę policzyć, ile razy widziałem brata wstawionego. A to mogło oznaczać tylko jedno. Eryk próbuje przetrawić jakiś problem.

- A co ty tu robisz? – zagadnął szczerze zdziwiony – Myślałem, że dotrzymujesz towarzystwa swojej kobiecie.

- Chciałbym. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym – odparłem z żalem w sercu.

- Oj, chyba jednak potrafię to sobie wyobrazić – pociągnął porządny łyk bursztynowego płynu.

- Co się dzieje brachu? – niby proste pytanie.

Eryk wpatrywał się w zawartość, ściskanej w dłoni, szklaneczki.

- Jej oczy są w kolorze dobrej whisky. – powiedział ledwie słyszalnym szeptem.

- Igi? – zapytałem trochę z niedowierzaniem i trochę z przerażeniem. – Oczy mojej Igi?

- Tak – jego spojrzenie przepełnione było bólem. – Nigdy nie chciałem żony, dzieci i tego całego rodzinnego bajzlu – jednym haustem opróżnił zawartość szklanki – To były twoje marzenia.

- Coś się zmieniło? – zdaje się, że ja też potrzebowałem whisky, by przetrwać tę rozmowę.

- Kiedy wziąłeś sobie za żonę tę pudrową jędzę – uśmiechnął się ironicznie – Współczułem ci, z resztą, dobrze o tym wiesz.

- To był błąd – westchnąłem głośno – Ona była błędem. Ale nie wracajmy już do tego.

- Dzisiaj, kiedy patrzyłem na Igę w twoich ramionach, zalała mnie fala zazdrości – pociągnął duży łyk alkoholu. - Wydawała się taka krucha, bezbronna i ufna – zaśmiał się ironicznie – Widziałem, jak spełniają się twoje marzenia. Jak cudowna kobieta obdarza cię ciepłem i zaufaniem. Zrozumiałem, że ja też tego chcę.

- Z nią? – poczułem, jak strach wypełnia każdą komórkę mojego ciała – Z moją Igą?

- Wakacje na Rodos, to był mój pomysł – spoglądał na mnie z wyrzutem – To miały być moje wakacje. Pojechałeś, bo ja musiałem dokończyć sprawy z nową inwestycją. Inwestycją, która jakimś trafem powiązana jest z nią. – odłożył szklankę i ukrył twarz w dłoniach – Pieprzony, ślepy i złośliwy los.

Nie wiedziałem, co mam zrobić z tym wyznaniem. Nie byłem w stanie ocenić, czy są to pijackie majaki, czy szczere wyznanie. Jedno wiedziałem na pewno. Nigdy wcześniej nie widziałem Eryka w takim stanie.

Pamiątka z wakacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz