Rozdział XXVI

2.6K 136 7
                                    

Eryk
Tonąłem w migdałowym spojrzeniu. Wiedziałem, że powinienem powiedzieć jej prawdę. Chciałem, żeby czuła się przy mnie bezpiecznie i komfortowo. Jednocześnie wiedziałem, że taka szansa może już nigdy się nie powtórzyć. Ogromnym wysiłkiem woli powstrzymywałem się, by jej nie dotykać. Już samo to, że siedziałem tu, przy niej i byliśmy sami, zdawało się być gwiazdką z nieba. W tej chwili nie miała żadnych wspomnień z Kosmą. Nie pamiętała jego dotyku, smaku pocałunków. Świadomość tego, z jednej strony, jak balsam koiła moją zbolałą duszę, zaś z drugiej zalewała mnie goryczą, bo czułem się  jak podły złodziej. Mój brat walczył o przeżycie, a ja  starałem się zbliżyć do jego kobiety. Do kobiety, która już niebawem urodzi mu dzieci. Gdybym tylko miał pewność, że to właśnie na mojej drodze los chciał ją postawić. Przecież to ja miałem spędzić wakacje na Rodos, zmieniłem plany w ostatniej chwili. Kosma zdecydował, że poleci za mnie w momencie, kiedy miałem wycofać rezerwację hotelu i zrezygnować z lotu. Z drugiej strony, czy los mógłby być tak okrutny, by kosztem życia mojego brata ofiarować mi tę kobietę teraz? Świrowałem. Ze wszystkich sił chciałem znaleźć przyczynę i usprawiedliwienie dla tego, przez co właśnie przechodziliśmy. Chciałem, by to wszystko miało jakiś głębszy sens. Póki co, miałem wrażenie, jakby naszym losem bawił się jakiś wredny dzieciak.

- To ja przepraszam – ująłem jej dłoń, bo potrzeba bliskości i dotyku wygrała – Kosma jest moim bratem i teraz nie może być przy tobie, bo walczy o życie.

- Gdyby nie ratował mojego, nic by mu się nie stało – wyszeptała i zobaczyłem, jak kolejna łza płynie po jej policzku – Postawił życie dzieciaków i moje ponad własne, a ja nawet nie pamiętam jego twarzy. Jestem okropną osobą.

- Przestań! – powiedziałem znacznie ostrzej niż zamierzałem i poczułem, jak jej ciało się napina – Nie masz prawa do poczucia winy – dodałem już spokojniej.

Iga wyswobodziła dłoń, zwinęła w pięść i przyłożyła do ust, jakby ten gest mógł zatrzymać szloch, który właśnie opanował jej ciało. Instynktownie nachyliłem się nad nią, wsunąłem dłoń pod głowę i delikatnie wtuliłem ją w siebie. Dłoń zacisnęła na mojej koszuli, jakby i ona potrzebowała tej bliskości. Trwaliśmy tak do chwili, aż zaczęła się uspokajać. Czułem jej strach i ból, a najgorsze było to, że nie potrafiłem jej pomóc. Trawiło mnie koszmarne zmęczenie, najchętniej położyłbym się tu, obok niej i chłonął jej obecność. Jednak nie mogłem się rozklejać. Nie ja teraz byłem najważniejszy. Postanowiłem skierować rozmowę na bezpieczne tory. Zaczęliśmy rozmawiać o dzieciakach. Włączyłem telefon i zaczęliśmy przeszukiwać imiennik. Znaczenie niektórych imion było naprawdę zabawne. Iga uspokoiła się i nawet w głos zaśmiewała. Uwielbiałem ten dźwięk. Właściwie, to wszystko, co tylko było z nią związane było mi bliskie, złakniony byłem tego. Nie chciała przy mnie zasnąć, więc nie mogłem dłużej jej męczyć. Z ciężkim sercem zmusiłem się, by opuścić szpital. Zapytałem, czy będę mógł jeszcze do niej zajrzeć, a ona odpowiedziała z anielskim uśmiechem:

- Zawsze jesteś tu mile widziany.

Wracając do domu odebrałem wiadomość od prawnika. Maria nie będzie miała procesu i nie zgnije w więzieniu za to, czego się dopuściła. Biegli psychiatrzy orzekli, że w dniu wypadku nie była świadoma swoich czynów. Byłem przekonany, że to jej rodzice postarali się, by córeczka, jak zawsze zresztą, zaliczyła miękkie lądowanie. A tu prawnik zapewniał, że jednak nie, a z Marią naprawdę jest kiepsko. Kiedy jej organizm przetrawił prochy, którymi się naćpała i złapała ostrość postrzegania rzeczywistości, poinformowano ją, jakiego bajzlu narobiła. Podobno wpadła w szał. Świadomość, że skrzywdziła Kosmę, była miażdżąca. Jest na oddziale zamkniętym, gdyż orzeczono, że stanowi zagrożenie dla siebie samej. Powinni ją przykuć do łóżka, żeby nie mogła sobie życia odebrać i pozbawić ją leków. Dojmująca świadomość, tego, co zrobiła, byłaby naturalną karą. Naćpali tę wiedźmę środkami uspokajającymi i teraz wegetuje w zawieszeniu. Wiedziałem, że przeżywała własną tragedię, ale jakoś nie potrafiłem jędzy współczuć.
Zarówno Maria jak i Kosma ciężko przeżywali rozwód. Widziałem, jak Kosma miotał się i były nawet momenty, kiedy chciał jej wybaczyć. Połączyło ich chore współuzależnienie. Teraz oboje płacą za to bardzo wysoką karę. Oni, a my wraz z nimi.

Jestem przekonany, że Iga nigdy nie weszłaby w taką relację. Nie pozwoliłaby na zatracenie swojej indywidualności. Maria zachowywała się, jakby była częścią Kosmy. Ta przynależność, w pewnym momencie musiała ją uwierać, skoro pozwoliła sobie na zdradę i tajemnice. Nie rozumiałem tego, co ich łączyło, dlatego starałem się trzymać na uboczu. Oboje dorośli i wydawać by się mogło, że odpowiedzialni ludzie. Obiecałem sobie, że, kiedy tylko Kosma wyjdzie z tego całego bagna, już nigdy więcej nie będę trzymał się na uboczu, by trwać w ślepej akceptacji.

Iga
Wizyta Eryka nafaszerowała mnie emocjami tak bardzo, że było już dobrze po północy,a ja jeszcze nie mogłam zasnąć. Dobrze czułam się w jego towarzystwie, mimo, żewidziałam, jak bardzo powstrzymuje się, by nie powiedzieć mi za dużo. To nie była manipulacja,czy brak szczerości. To raczej troska o zdrowiemoje i dzieci. Wszyscy tu traktują mnie, jakbym była co najmniej z chińskiejporcelany i miałabym rozpaść się przy pierwszym wzruszeniu. Lekarze,pielęgniarki i Wiktor dawkują miinformacje według własnego uznania, a ja naprawdę chciałabym znać już całąprawdę. Nie chcę, by trzymano mnie pod kloszem. Ogromne poczucie winy zżera mnieod środka. Gdzieś tu, w tym samym budynku, leży mężczyzna, który był gotównarazić własne życie, aby ochronić mnie i dzieci. Musimy być dla niego bardzoważni, skoro był gotów na takie poświęcenie. A ja nie jestem w stanie przywołaćw pamięci choćby jego twarzy. Skoro jestem w ciąży, to znaczy, że musieliśmy być sobiebliscy, musiało połączyć nas jakieś uczucie, a ja nic nie mogę sobieprzypomnieć. Jeśli życie poddaje mnie właśnie jakiemuś egzaminowi, to zdaje się, że go oblewam po całości. Czuje się, jakbym dryfowała w łupince orzecha na tafli oceanu. Po horyzont woda i niebo, a ja nie dostrzegam żadnego punktu zaczepienia.

Pamiątka z wakacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz