Rozdział XXXVI

2.2K 157 7
                                    

Kosma
Walczyłem ze snem. Nie chciałem jeszcze zasypiać. Kolejną noc tuliłem w ramionach najlepsze, co mi się w życiu przydarzyło. Nie potrafię się nią nasycić. Lekko rozchylone usta kusząco zapraszają do pocałunku, jednak powstrzymuję się, by jej nie obudzić. Ona jest jak senne marzenie. Tak cholernie boję się ją spłoszyć. Dotykam jej, wpatruję się w nią i czuję, że jest prawdziwa, że nie jest tylko tworem mojej wyobraźni.

Musiałem zasnąć, bo wybudził mnie koszmarny ból głowy. Starałem się jak najdelikatniej odsunąć Igę, ale ona, jakby szóstym zmysłem wyczuwała, że jej teraz potrzebuję. Uniosła się na łokciach i zapaliła lampkę nocną, która otoczyła nas mglistym, malinowym blaskiem.

- Coś cię boli? – przyłożyła dłoń do mojego czoła. Jej dotyk był kojący.

- Twoje dłonie, środki przeciwbólowe, zimny okład i będę jak młody bóg – próbowałem zażartować.

Iga natychmiast wstała i ruszyła do łazienki. W mgnieniu oka znalazła się tuż obok mnie. Szklankę wody i dwie piguły postawiła na stoliku przy łóżku. Przyłożyła  termometr do czoła zanim pozwoliła wziąć lekarstwo. Wycieńczony bólem, opadłem na poduszki. Iga położyła chłodny okład i zaczęła delikatnie masować moje skronie. To anioł nie kobieta. Od razu pomyślałem, że będzie cudowną i troskliwą matką. Właśnie takiej kobiety chciałem na matkę moich dzieci. Czyżby ktoś, tam u góry, pierwszy raz w życiu mnie wysłuchał?

Obudziłem się w pustym łóżku. Ogarnął mnie strach, że tak naprawdę nigdy jej tu nie było, że tylko sobie ją wyśniłem. Ale ona te myśli szybko rozgoniła. Weszła do sypialni otulona szlafrokiem z kubkiem parującego naparu w dłoniach. Przysiadła na łóżku i przyłożyła dłoń do mojego czoła, a potem pieszczotliwie przesunęła po policzku. To nie mogło dziać się naprawdę. Umarłem i trafiłem do raju. Jej czułość nie miała innego wytłumaczenia.

- Dzień dobry. Jak się czujesz? – powiedziała łagodnie.

- Teraz – nakryłem jej dłoń swoją – Kiedy jesteś blisko czuję się wyśmienicie.

- Kosma – roześmiała się – Ja pytam poważnie. Nieźle mnie nastraszyłeś w nocy.

- Przepraszam – przyłożyłem jej dłoń do ust i zacząłem delikatnie kąsać opuszki palców – Kiedy trochę przeszarżuję z wysiłkiem na rehabilitacji mój organizm się buntuje.

- To dlaczego to robisz, skoro wiesz już, że ci szkodzi? – zapytała cichym, łagodnym tonem, jakby mówiła do niesfornego dziecka.

- Cierpliwość od zawsze byłą moją słabą stroną – posłałem jej przepraszający uśmiech, jednak troska z jej twarzy nie zniknęła.

- Masz ochotę na śniadanie w łóżku? – zapytała zmieniając temat.

- A możemy jeszcze chwilę poleżeć? – uniosłem kołdrę zapraszającym gestem, by do mnie dołączyła. Odstawiła kubek i położyła się obok mnie. Otuliłem ją ramieniem i przysunąłem do siebie bliżej. Poczułem na żebrach jakiś dziwny, delikatny ucisk, po chwili kolejny. Położyłem rękę na jej brzuchu i zlokalizowałem sprawcę. Poczułem, że wzruszenie zaciska mi gardło. Moja kobieta. Moje dzieci. Cały świat mieści się w moich ramionach... Mój świat.

- Strasznie dziś rozrabiają – wesoło zagaiła – Pewnie im ciasno i chętnie wydostałyby się już na zewnątrz.

- Pozwolisz, bym towarzyszył ci przy porodzie? – już dawno chciałem zadać to pytanie, ale jakoś nie składało się wcześniej.

- Dzieciaki urodzą się przez cesarskie cięcie – w jej oczach zagościł smutek – Po konsultacji z neurologiem, lekarka uznał, że poród naturalny to za duży wysiłek dla mojego organizmu. Dlatego nie wiem, czy w tych okolicznościach pozwolą, byś nam towarzyszył.

- Nimi się nie martw – przytuliłem ją mocniej i musnąłem ustami skroń – Chcę być przy was i jeśli ty wyrazisz na to zgodę, to nic nie stanie nam na przeszkodzie.

Poczułem, jak jej ciało się napina, wzięła głęboki oddech i wystrzeliła z pytaniem:

- Dlaczego wiszę rozpłaszczona na ścianie w twoim gabinecie? 


Iga
Po nocnej pobudce mój organizm przestawił się na czuwanie. Zapewne środki przeciwbólowe uśmierzyły ból i Kosmie udało się zasnąć. Ja już nie potrafiłam. Poprzedniej nocy skurcze, dziś ból głowy. Zdaje się, że ból jest teraz jego wiernym towarzyszem. Gdzieś, na dnie mojego serca leżało poczucie winy i w takich chwilach, jak teraz, ciążyło okrutnie. Wysoką cenę płacimy za to szczęście. Ułożyłam dłonie na brzuchu, bo całe to szczęście właśnie tam się mieściło.
Kosma spał bardzo niespokojnie. Pomyślałam, że najlepiej będzie, jak oddam mu do dyspozycji całe łóżko. Otuliłam się szlafrokiem i poczłapałam do kuchni. Kubek herbaty imbirowej z pewnością ukoi moje myśli. Po drodze do kuchni zahaczyłam o gabinet. Drzwi były uchylone, więc nie widziałam w tym nic niewłaściwego. Rozglądałam się po pokoju, aż mój wzrok utkwił w ścianie. A właściwie, to na ogromnej, czarno białej fotografii. Przedstawiała śpiącą, raczej nagą kobietę, zaplątaną w pościeli. Kiedy podeszłam bliżej, rozpoznałam w tej kobiecie siebie. Zdjęcie musiał zrobić na Rodos. Ogarnęła mnie panika. Każdy, kto wchodzi do tego pokoju, widzi mnie w tak osobistej, intymnej sytuacji. Od razu można było poznać, że ta kobieta śpi zaspokojona po szalonym seksie. Skotłowana pościel okrywała moje uda, pośladki i część pleców. Na szczęście leżałam na brzuchu, więc piersi i tyłek nie epatowały golizną. Zdjęcie było rzeczywistych rozmiarów, a do tego oprawione w antyramie, więc nie było mowy, bym je udźwignęła, żeby zdjąć. Jak tylko Kosma się obudzi, będziemy musieli o tym porozmawiać.

- Dlaczego wiszę rozpłaszczona na ścianie w twoim gabinecie? – zagadnęłam bez ogródek, kiedy rozmawialiśmy leżąc w łóżku, chwilę później.

- To zdjęcie jest wyjątkowe – odpowiedział z dumą.

- Czy musiałeś powiększyć je do tak wielkich rozmiarów i wystawiać mnie na widok publiczny, a do tego bez mojej zgody? – w moim głosie pobrzmiewała furia.

- Kochanie, nikt oprócz mnie i pani sprzątającej nie wchodzi do gabinetu – musnął ustami moją skroń i przytulił mocniej. – Nawet Eryk, a właściwie to w szczególności Eryk, ma zakaz wchodzenia do gabinetu. To moja twierdza. A to zdjęcie jest naprawdę wyjątkowe.

- A co w nim takiego wyjątkowego? – parsknęłam.

- Zrobiłem je na chwilę przed tym, jak cię obudziłem – zawiesił na chwilę głos – A potem kochaliśmy się i właśnie wtedy, tylko ten jeden, jedyny raz, nie założyłem prezerwatywy.

Po tych słowach nastąpiło długie milczenie. Informacja, którą przed chwilą usłyszałam, była rozwiązaniem zagadki poczęcia bliźniaków. Jak mogłam nie zauważyć, że kochaliśmy się wtedy bez prezerwatywy. Próbowałam przywołać w pamięci te chwile. Jego pieszczoty wybudziły mnie ze snu, kochaliśmy się ,niemal boleśnie powoli. Jego pieszczoty, pocałunki, były wyjątkowo czułe. Wtedy nie uprawialiśmy seksu. My się wtedy kochaliśmy. A potem Kosma zaniósł mnie do łazienki. Wzięliśmy wspólny prysznic. Nie. Wtedy była kąpiel z pachnącą pianą. A następnego dnia, na lotnisku, każde z nas poszło w swoją stronę.

Pamiątka z wakacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz