Iga
Otworzyłam oczy, rozejrzałam się po pokoju i nie bardzo mogłam rozeznać się w sytuacji. Sypialnia była zalana słońcem, na stoliku nocnym nie było elektronicznej niani, nawet mój telefon gdzieś zniknął. Narzuciłam szlafrok ramiona i boso wybiegłam na korytarz. Z kuchni dobiegały radosne pokrzykiwania chłopców, co bardzo mnie uspokoiło. W duchu już wyrzucałam sobie, jaka to ze mnie okropna matka. Spałam w najlepsze, a przecież synowie wymagają stałej opieki.Weszłam do kuchni, a moim oczom ukazał się obrazek, jak z reklamy szczęśliwej rodzinki. Antek i Tymek siedzieli w swoich wysokich krzesełkach, grzebali łyżeczkami w miseczkach, naprzeciw nich siedział Eryk i zachęcał do samodzielnego jedzenia. Wszyscy troje mieli niezły ubaw. Spojrzałam na piekarnik, gdzie zegar wskazywał godzinę ósmą siedemnaście. Poczułam się winna. Beztrosko spałam tyle godzin, jak to możliwe, że się nie obudziłam...
- Mama, mama, mama – zaczęli wykrzykiwać chłopcy, kiedy tylko mnie ujrzeli.
Od kilku dni upajałam się tym dźwiękiem. A ciepło, jakie rozlewało się po moim wnętrzu, kiedy słyszałam, jak synowie nazywają mnie mamą, napawało ogromną radością. Uwielbiałam być mamą, choć chwilami konałam ze zmęczenia. Ale dziś byłam wyspana i szczęśliwa. Podeszłam do chłopców i ucałowałam upaćkane kaszką buźki. Uśmiechali się obnażając malutkie, białe ząbki.
- Przepraszam – odwróciłam się w stronę Eryka, pełna skruchy – Dlaczego mnie nie obudziłeś? Teraz spóźnisz się do biura.
- Dziś nie idę do biura – uśmiechnął się, aż drobniutkie zmarszczki pojawiły się w zewnętrznych kącikach oczu – Poza tym, ostatnio wyglądasz na zmęczoną, więc postanowiłem przejąć poranną opiekę nad naszymi urwisami. I dzisiejszy dzień chciałbym spędzić z wami, jeśli oczywiście pozwolisz.
Słowa „naszymi urwisami" rozbrzmiewały echem w mojej głowie. Odczuwałam przyjemność i ból jednocześnie. Naszymi. Chłopcy nie byli naszymi. To moi synowie, a jego bratankowie. Mój kochany obowiązek, a jego przywilej. Eryk powinien się, jak najszybciej, wyprowadzić. Niemal wiszę na nim, na jego pomocy, a przecież tak nie powinno być. Jest dobrym, przystojnym facetem i zasługuje na to, by mieć własne dzieci. Cenię jego poczucie odpowiedzialności, jednak czas, by zajął się sobą. Poczułam ukłucie żalu. Jakaś szczęściara będzie miała wspaniałego męża.
Nalałam nam kawy i postawiłam kubki na blacie. Uznałam, że lepszego momentu na rozmowę nie będzie. Poza tym, plaster najlepiej zrywać jednym, mocnym pociągnięciem. Eryk był plastrem na moje poranione serce. Jego przyjaźń pomogła mi przetrwać te najgorsze chwile. Jednak teraz musiałam pozwolić mu odejść.- Dziękuję, że pozwoliłeś mi pospać. Rzeczywiście, potrzebowałam odpoczynku – starałam się przyjaźnie zagaić niełatwą rozmowę.
- Dlaczego widzę w twoich oczach jakieś ale? – przyglądał mi się uważnie.
- Nie ma żadnego ale – zawstydziłam się, że byłam taka przewidywalna.
- Iga – westchną głośno – Nigdy nie potrafiłaś kłamać.
- Myślę, że już czas, byś się od nas wyprowadził – powiedziałam niemal szeptem. Wpatrywałam się w swoje dłonie, bo nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Spójrz na mnie – poprosił, a ton jego głosu był ciepły i miękki.
Zebrałam całą odwagę, jaka mi pozostała w sercu i uniosłam głowę. Teraz nie mogłam się już wycofać.
- Jesteś cudownym wujkiem i będziesz wspaniałym ojcem – jego spojrzenie wypełniło się gniewem, ale ja starałam się to ignorować – Eryku, utknąłeś tu z nami prawie na rok. Czas, byś zadbał o własne szczęście i ułożył sobie życie. Zrezygnowałeś z prywatności, by zająć się nami. I bardzo jestem ci za to wdzięczna. Jednak nadszedł czas, byś znów pomyślał o sobie.
- A jeśli ja nie chcę się wyprowadzać? – ton jego głosu był spokojny, jednak nie było w nim już ciepła.
- W takim razie. to ja, poszukam czegoś nowego dla siebie i chłopców – wypaliłam bez zastanowienia.
- W porządku – odstawił głośno kubek na blat i wyszedł z kuchni. Chwilę potem usłyszałam, jak z głośnym trzaskiem zamykają się drzwi frontowe.
Eryk
Postanowiłem podarować Idze spokojny, leniwy poranek. Przejąłem elektroniczną nianię i telefon, by nic nie zakłóciło jej snu. Potrzebowała odpoczynku, choć sama nigdy by się do tego nie przyznała. Zabrałem chłopców do kuchni i usadziłem w ich krzesełkach. To wyjątkowo pogodne i wesołe dzieciaki. Wręczyłem im łyżeczki i zachęcałem, by samodzielnie spróbowali dziś zjeść śniadanie. Wszystkie powierzchnie w kuchni były łatwo zmywalne, a chłopaków też można wykąpać, więc kaszką we włosach nie należało się przejmować. Wydawali przezabawne dźwięki. Całą trojką mieliśmy dobrą zabawę. Jakoś wcześniej nie pałałem zbytnią sympatią do dzieci. Ale tych urwisów kocham i uwielbiam. Ich matkę też kochałem. Iga, mimo początkowych oporów, przyjęła moją przyjaźń i pomoc. Ale przed miłością się broniła.- Mama, mama, mama – zaczęli radośnie wykrzykiwać chłopcy.
Spojrzenie Igi przepełnione było miłością i troską. Tymek i Antek mieli wspaniałą, kochającą matkę. Marzyłem, by kiedyś i moje serce mogło ogrzać się w blasku tego uczucia, choć z upływem czasu coraz mniej wierzyłem, że kiedykolwiek tego doświadczę.
Iga nalała kawy i jeden z kubków postawiła przede mną. Poczułem jakiś dziwny niepokój. Kiedy zaczęła mówić, nabrałem pewności, że to, co miała mi do powiedzenia, z całą pewnością, nie spodoba mi się. I miałem cholerną rację. Spełnił się mój największy koszmar. Poprosiła, bym się wyprowadził. Już mnie nie potrzebowała.Zawładnął mną tajfun niechcianych uczuć i emocji. Musiałem wyjść, by nie powiedzieć, bądź nie zrobić czegoś, czego potem mógłbym żałować. Parszywy los śmiał mi się prosto w twarz. Wskoczyłem do samochód i jeździłem ulicami miasta, błądząc bez celu. Wiedziałem, że takie słowa padną niebawem z jej ust, jednak, absolutnie nie byłem przygotowany na złość i ból, jaki mną owładnął. Zatrzymałem samochód na parkingu przed cmentarzem. Poczułem jakąś dziwną potrzebę, by odwiedzić grób Kosmy. Byłem na niego wściekły. Wycofałem się, bo obiecał, że uczyni Igę szczęśliwą. Dał mi słowo i go nie dotrzymał. Łamanie danego słowa weszło mu w nawyk. Idze, jeszcze przed ślubem, obiecał, że się przebada. Tej obietnicy też nie dotrzymał.
Nagle, zrozumiałem, że mam dwa wyjścia. Mogę użalaćsię nad sobą i wściekać na cały świat, albo zawalczyć o szczęście i spełnićmarzenia. Kochałem Igę i chłopaków. Przez prawie rok byli częścią mojejcodzienności. Nie byłem gotowy, by to stracić. Przeszperałem książkę adresową w telefonie i wybrałem numer do Wiktora. Będę potrzebował sprzymierzeńców, a on wydał mi się właściwą osobą.
CZYTASZ
Pamiątka z wakacji
RomanceZ tegorocznych wakacji Iga przywiozła wyjątkową pamiątkę. Dni spędzone na Rodos, skąpanej w słońcu greckiej wyspie, były cudownie beztroskie. Wypoczęła, przeżyła gorący romans i wróciła do swojego życia z kolorowymi wspomnieniami. Po dwóch miesiącac...