Rozdział 4

981 49 59
                                    

Louis siedział na tarasie całkiem sam. Wszyscy pojechali na rejs jachtem, jednak od postanowił odpuścić sobie wycieczkę. Zupełnie nie żałował, potrzebował trochę czasu sam dla siebie, oczywiście cokolwiek próbował robić, za chwilę odpływał myślami. Miał już więc dość czytania tej samej strony w książce setny raz, czy cofania filmu na Netflixie bo zapomniał go oglądać. Przeniósł się więc na taras z kawą i papierosem i pozwolił sobie na chwilę zadumy. 

Siadł przy dużym stole, przy którym zwykli jeść kolację i we względnym spokoju delektował się smakiem napoju. Pomyślał nawet, że musi kupić kawę do domu jak będzie wracał. Jednak nie to zajmowało go w tamtym momencie, zajmował go cholerny Harry Styles. Rano nawet go nie widział i cieszył się z tego poniekąd, bo nie chciał go widzieć, a raczej chciał aż za bardzo. Czuł się z tym okropnie, bo jak to możliwe, żeby dwa dni zachwiały wszystkim co myślał do tej pory.

Ostatnie sześć lat był przekonany, że nie przepada za Harry'm, że go nie potrzebuje, że nie chce... Teraz nie był tego tak pewien i wspomnienie tego jak mężczyzna trzymał go w ramionach poprzedniej nocy nie dawały mu spokoju. Zasnął dopiero nad ranem, całą noc zastanawiając się czy robi coś złego pozwalając mu znów się do siebie zbliżyć. Tłumaczenie samemu sobie, że przecież nie robią nic złego, spełzało na niczym, bo mimo to cały czas miał jakieś chore wyrzuty sumienia. Marzył już tylko o tym by ten wyjazd się skończył. Chciał, żeby przyleciała już Grace z jego synem, wtedy nie musiałby przebywać ze Stylesem, wtedy Harry na pewno uszanowałby to, ze on po prostu nie chce... Nie był pewien czego nie chciał. Nie chciał z nim rozmawiać? Nie chciał, żeby młodszy go dotykał? Żeby był dla niego miły? Nie wiedział już, czy naprawdę tego nie chciał. Pozwalał przecież na to, zgadzał się i tej pierwszej nocy sam zaproponował, żeby jego były chłopak z nim został. Nie rozumiał tych wszystkich emocji, które się w nim kłębiły i im więcej o tym myślał tym bardziej zagubiony się czuł.  Jakby poniekąd zdradzał samego siebie przez to jak dobrze mu był kiedy tylko Harry znajdował się gdzieś blisko. Nie chciał czuć się z tym dobrze.

Sięgnął po kolejnego papierosa i odpalił go zirytowany i zmęczony, kiedy nagle zadzwonił telefon. Z westchnieniem sięgnął do kieszeni swoich spodenek i spojrzał na wyświetlacz. Grace. Z jakiegoś powodu bał się odbierać, a jednak wiedział, że rozmowa z nią może okazać się przyjemnie oczyszczające. Tęsknił za rodziną, nie ważne jak popieprzone były jego relacje z Harry'm.

- Cześć kochanie - odebrał, odpalając papierosa, jednocześnie starając się nie upuścić telefonu.

- Cześć Lou - jego żona brzmiała dziwnie smutno i naprawdę go to zaniepokoiło.

- Co się stało? - zapytał od razu, nerwowo paląc papierosa, co oczywiście usłyszała.

- Nie pal tyle - zaczęła, ale gdy usłyszała tylko zmęczone westchnienie swojego męża, szybko przeszła do tematu rozmowy. - Nie przylecimy jutro.

Louis poczuł tak wiele emocji w tamtym momencie. Po pierwsze był zawiedziony, chciał już mieć rodzinę przy sobie, chciał żeby wrócił jego spokój, ułożone życie, które miał przy nich. Z drugiej strony czuł, że może nie jest to tak zła wiadomość, bo nadal nie wiedział jak miałby radzić sobie ze swoją rodziną, kiedy Harry był tak bardzo blisko. Oczywiście liczył, że to mogło sprawić, że jego były po prostu się odczepi, ale nie mógł być tego pewien, a konfrontacja tych dwóch światów mogła okazać się naprawdę trudna. Nie odpowiedział, czekając na to co powie Grace.

- Młody się rozchorował i po prostu nie ma sensu go ciągnąć... Nie chcę zostawiać chorego dziecka z moimi rodzicami, zresztą sam rozumiesz - kontynuowała kobieta.

- Rozumie, to coś poważnego, byliście u lekarza? - naprawdę zmartwił się stanem zdrowia syna.

- Jakaś grypa, inne dzieci w jego grupie też są chore - westchnęła ciężko. - Próbowałam zadzwonić do Lisy, ale nie odebrała, więc przekaż im proszę, że bardzo mi przykro, że mnie nie będzie.

That memory of you // LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz