Rozdział 6

792 40 63
                                    

Siedział w swoim pokoju, patrząc tępo na spakowaną walizkę. Nie chciał wracać, ale nie było innego wyjścia i to stawało się nie do wytrzymania. Poinformował już Grace, że wróci wcześniej i mimo zaskoczenia, jego żona wydawała się całkiem cieszyć z takiego obrotu sprawy. Jej radość była jednak cholernie bolesna dla Louisa... Gdyby tylko wiedziała, dlaczego naprawdę wraca tak szybko.

Niespodziewane pukanie do drzwi wypełniło pokój i szatyn prawie podskoczył na swoim łóżku. Zamierzał pożegnać się ze wszystkimi przy drzwiach, nie mając zupełnie siły na rozmowy. Wstał jednak z westchnieniem, pewny, że Lisa przyniosła mu wspomniane wino. Jego oczy rozszerzyły się gdy w progu zobaczył Harry'ego Styles'a. Nie chciał go widzieć, cholera nie po ich porannej rozmowie.

- Czego chcesz?

- Pożegnać się - wzrok Harry'ego utkwiony był w jego stopach, kiedy nerwowo bawił się swoimi palcami. Wyglądał całkiem żałośnie, jak dzieciak, który przyszedł przyznać się rodzicom, że wybił szybę piłką albo dostał złą ocenę w szkolę.

- Myślałem, że już się pożegnaliśmy - Louis założył ręce na piersi, Harry doprawdy był bipolarny. Zimny dupek z rana, by potem przychodzić do niego jak zbity szczeniak i oczekiwać... Czego w zasadzie? Miłego pożegnania? Przytulenia na odchodne? Niedorzeczne.

- Znalazłem twoje papierosy - Harry wyciągnął z kieszeni spodenek paczkę i nieśmiało podał ją starszemu.

Louis po prostu wziął od niego tekturowe pudełeczko, ale nie odezwał się słowem. Cisza była ciężka, jakby coś wisiało w powietrzu. Harry nie był w stanie powiedzieć, co takiego. Smutek i złość zdawały się toczyć w nim wojnę, a on po prostu nie wiedział, która z emocji dominuje.

- Przepraszam, że to się stało - wydukał w końcu, zrezygnowany.

Tomlinson prychnął w odpowiedzi, zaskakująco lodowaty i pozornie odcięty od tego wszystkiego. Harry nie mógł go jednak winić, czuł że zasłużył na oschłe potraktowanie, mimo że nie marzył o niczym innym, jak po prostu przytulić się do starszego. Przytulić i... Nie wiedział co dalej, ale ramiona Louisa zdawały się teraz najspokojniejszym miejscem na świecie.

- Też tam byłem Harry, nie masz mnie za co przepraszać... Po prostu... Idź już tak?

- Tak - skinął tylko. - Żegnaj Lou.

Harry nie usłyszał już odpowiedzi. Odwrócił się na pięcie i dźwięk zatrzaskiwanych drzwi zdawał się wypełnić cały dom. Wzdrygnął się słysząc go i niespodziewanie chciał po prostu położyć się gdzieś i płakać, tak cholernie bezsilny w tamtym momencie. Jakby nadal był tylko chłopcem zadurzonym w swoim przyjacielu.

***

Powiedzieć, że Louis Tomlinson był zmęczony, to jak nie powiedzieć nic. Był wyczerpany. Próbował przespać się chwilę podczas lotu, jednak za każdym razem gdy zamykał oczy, jego mózg atakował go obrazami, które naprawdę chciał wyrzucić z pamięci. Skończył pijąc dwie kawy podczas krótkiego lotu, a mimo to kiedy wsiadł do taksówki jego czoło bezwiednie opadło na szybę. Zimne szkło nie było przyjemnym uczuciem, ale w zasadzie Louis zatracał się w tym jak było mu źle. Podświadomie nie chciał, żeby w ogóle było mu dobrze lub chociaż spokojnie. Nie zasługiwał na spokój.

Siedząc na tyle mknącego przez nocne miasto samochodu, wysłał tylko szybkiego sms'a do żony i ponownie oparł głowę o zimne, twarde szkło. Mimowolnie zaczął znów bawić się obrączką, czując jedynie obrzydzenie do samego siebie. Nadal nie żałował i to bolało najbardziej, czuł że zrobił coś okropnego, a mimo to nie potrafił powiedzieć samemu sobie, że nie chciał. Dotyk miękkiej skóry Harry'ego pod palcami, smak jego pocałunków... samo wspomnienie sprawiało, że przechodził go ten dziwny dreszcz. Poprzednia noc ciągnęła się za nim niczym cień, kiedy wysiadał przed domem i wyciągał swoje bagaże. Nie potrafił zostawić tego za sobą, modląc się tylko by czas jakoś mu to ułatwił, skoro nie robiła tego odległość.

That memory of you // LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz