Rozdział 7

780 38 15
                                    

Sobotnie przyjęcie w domu Horanów, wydawało się tak zwyczajne i tak niezwykłe za razem. Cholerny Harry Styles, który wkradał się do ich życia zdecydowanie zbyt często. Tomlinson był tym naprawdę zmęczony. Po podrzuceniu syna do rodziców kobiety na noc, Louis i Grace siedzieli już w swojej taksówce w milczeniu. Nie chciał się do tego przyznać nawet przed samym sobą, ale od wtorkowej wizyty u Harry'ego, Louis jeszcze bardziej unikał kobiety. Grace, zajęta pracą, zdawała się tego nie zauważać, ale ten dziwny dystans stawał się nie do wytrzymania.

- Wszystko w porządku? - zapytał w końcu, gdy znaleźli się na miejscu i wolnym korkiem kierowali do apartamentowca.

- Co?

- Pytałem czy wszystko w porządku? - Louis powoli ujął jej dłoń i splótł palce, kiedy skinieniem głowy przywitali recepcjonistę.

Grace westchnęła tylko, naciskając przycisk do wezwania windy i wolną dłonią poprawiła luźno zwisający na ramionach kardigan. Wieczór był naprawdę chłodny.

- Jestem przepracowana i... Może wyjedziemy gdzieś na weekend? - dodała po chwili, ale Louis wyczuł od razu, że coś jest nie tak.

- Możemy jasne, ale jest coś jeszcze, prawda? - Nie dawał za wygraną i kiedy wsiedli do windy, patrzył jak Grace oparła się plecami o połyskującą ścianę. Niechętnie poprawiła swoje okulary i mimowolnie zaczęła bawić się rąbkiem swetra. Coś zdecydowanie było nie tak.

- Chyba mnie to trochę stresuje.

- Co dokładnie? - nie zrozumiał, póki nie spojrzała mu prosto w oczy... Harry. Kurwa znowu Harry.

- Styles, ja... Niby go już poznałam, ale sama nie wiem, nagle to jakieś dziwne, trochę niezręczne?

Louis zaśmiał się gorzko.

- Oczywiście, że to niezręczne, ale będzie Liam i Lisa, Niall... Ludzie, których znasz tak?

- Mhmmm - skinęła głową i Louis nie mógł dłużej trzymać tego głupiego dystansu.

Przysunął się do kobiety, chwilę przed tym jak drzwi winy otworzyły się, i dał jej szybkiego całusa w czoło. Grace przymknęła na moment oczy, całkowicie oddając się tej ulotnej czułości. Rzadko bywała rozbita i Louis naprawdę czasem zapominał, że rzeczy wcale nie są dla niej tak proste, jak stara się to pokazać. To ona była jego ukojeniem i w tych chwilach, kiedy to on mógł po prostu być dla niej, naprawdę czuł jak bardzo kocha te kobietę. No właśnie kochał ją, więc dlaczego tak bardzo to komplikował? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie.

- Będzie dobrze - ścisnął jeszcze lekko jej dłoń, zanim zadzwonił do mieszkania przyjaciół.

Po chwili w progu pojawiła się Lisa. Z szerokim uśmiechem i włosami zaplecionymi w długiego warkocza. Jej duże szare oczy rozświetliły się na ich widok i zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, młoda kobieta przytulała przyjaciół mocno.

- Wszyscy już są - zaświergotała wpuszczając ich do otwartej jasne przestrzeni apartamentu Horanów. - Zrobiłam twój ulubiony makaron z krewetkami.

Grace uśmiechnęła się pobłażliwie. Lisa zawsze była najlepsza jeśli chodzi o przyjmowanie gości. Była do tego stworzona, po prostu. 

- Jesteś najsłodsza - skwitowała szatynka, kierując się za gospodynią do miejsca, gdzie oczywiście siedzieli już pozostali goście.

Louis czuł jak kobieta koło niego spina się lekko, kiedy twarze wszystkich zebranych były zwrócone na nich. Harry siedział tam oczywiście, w zwykłych jeansach i swetrze, wyglądając mimo to dziwnie promiennie. Nieśmiało uśmiechnął się do nowo przybyłych, nie ruszając się jednak ze swojego miejsca. W przeciwieństwie do niego Liam zerwał się od razu i zamknął w mocnym uścisku.

That memory of you // LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz