Zajeżdżając do bramy oczekiwałem najgorszego. Wracanie z tego typu wypraw jest koszmarne. Nie wiem co się działo przez ten czas...
-Wracam na ten moment do was.-Powiedziałem do jednego strażnika który otworzył mi bramę.
Przywiązałem konia do słupka i zszedłem z niego otrzepując z mojego ubrania resztki pyłu i brudu.
-Już jesteś.-Usłyszałem znany mi głos.-Dobrze ze nic ci się nie stało.-
Dla pewności odwróciłem się żeby zobaczyć że to mówi moja żona. Na pewno moja żona. Jest za miła na takie słowa. Spojrzałem jej w twarz i zmrużyłem oczy.
Zawsze czuje po jej minie że coś się stało ale tym razem wyraz jej twarzy był mi nieznany. Może dlatego że w moim towarzystwie uśmiechnęła się raz. Jak spadłem z konia i złamałem obojczyk. To nawet uśmiech nie był. Lekkie zawahanie wargi.
-Wszystko dobrze?-Spytała oglądając moją rękę.-Boli cię?-
-Nie.. Dam radę.-Odparłem z niepewnością w głosie.
To się nie dzieje, prawda? Dostałem w głowę i nie żyje a to jest moja kara czyli miła żona. Będę teraz żył z nią wieczność bo zabiłem tyłu niewinnych ludzi? Albo może to przez to że za dzieciaka byłem gejem? Panie Boże zlituj się nade mną.
-Ostatnio nasze małżeństwo się psuje.-Powiedziała nagle wyrywając mnie z moich tragicznych myśli.
Zakrztusiłem się śliną i nie myśląc co mówię i robię zacząłem się śmiać.
-Dopiero teraz to widzisz?-
Septhis wydawała się być bardzo urażona moimi słowami. Na zmianę się śmiałem i dusiłem. Jej wyraz twarzy kiedy mówiła to całe ecie pecie o małżeństwie sprawia że wypluwam płuca.
-George! Mówię poważnie.-Oho. Zmieniła ton głosu i zaczyna robić się poważnie.-Mam wrażenie że mnie nie chcesz!-
-Septhis. Bądźmy szczerzy w tym momencie. Zostałem zmuszony żeby żyć z tobą.-Odparłem z wyrzutami.-Może nie miałem idealnego życia za młodu ale przynajmniej nie żałowałem żadnej z moich decyzji.-
Wyraz twarzy mojej małżonki można było przypisać do niedowierzania i dotknięcia za serce. Nie uwierzę w to że ją to zabolało. Mnie zabolało wtedy kiedy został mi odebrany Clay. Boli nadal.
-Co ty masz na palcu?..-Spytała gniewnym tonem podnosząc moją dłoń.-Mamy dziecko! Pamiętaj o Clementine!-
-Ona w tym przypadku nie ma nic do tego.-Szepnąłem cicho patrząc w górę.-Zabrałbym ją od ciebie i wyjechał gdzieś daleko.-
-Ona potrzebuje matki!-Tupnęła nogą i poprawiła sukienkę.
Zaśmiałem się lekko i wyjąłem miecz.
-Matki? Teraz matki? Ona nigdy jej nie miała. Przez cały czas byłaś dla niej tym strasznym potworem z którym nigdy nie chciała zostawać sama...-
Zostawiłem ją samą z tą informacją i poszedłem na wieżę spytać o sytuację.
Gdyby nie to że sama zaczęła ten temat nigdy by się nie dowiedziała że Clementine strasznie się jej boi i nigdy nie chce żebym ją zostawiał samą. Też bym się bał gdybym miał patrzeć na jej twarz. Aż mnie dreszcze przechodzą.
-Jak wygląda sytuacja?-Spytałem jednego z łuczników.
-Wygrywamy.-Powiedział naciągając strzałę.
-Jak dobrze..-Złapałem się za serce i odetchnąłem z ulgą.-Myślałem że już po nas.-
-Spokojnie.-Powiedział a ja patrzyłem jak strzała powoli trafia w napastnika.
-Chwila... Patrz co oni robią.-Pokazałem palcem na fruwającą bezwiednie na wietrze białą flagę.-Wycofują się. Wygraliśmy.-
Zacisnąłem pięści na kompasie i poklepałem łucznika po plecach. Teraz zostało najgorsze. Powrót rannych i wiadomości o zgonach. Nie jestem na to gotowy..
-Trzeba pomóc. Wracają nasi.-Powiedziałem i zjechałem na dół po linie.
Powierzchownie spojrzałem na wszystkich i oszacowałem straty. Nie było tak źle jak myślałem. Większość ma lekkie zadrapania albo zepsutą zbroje.
-Krytyczni na lewo a lekko ranni na prawo.-Krzyknąłem wymachując patykiem.-Czyści niech pomagają!-
-Niektóre konie też są ranne.-Podbiegł do mnie stajenny ze strzałą w ręce.
Wziąłem ją i obejrzałem dokładnie. Na ostrzu miała jakąś substancje. Podejrzewam że prędzej czy później wszystkie zdechną. To trucizna.
-Obejrz wszystkie konie dookoła. To trucizna. Te które mają rany po strzale oddaj do stadniny. Tam postarają się je uratować.-Odparłem łamiąc strzałę i wbijając ją głęboko w ziemię.
Zaklaskałem kilka razy żeby zdobyć uwagę wszystkich.
-Wiem że to nie jest dobry czas ale spisaliście się.-
Głucha cisza wypełniła się oklaskami i wiwatami.
-Przygotujcie się na ucztę!-
➵➵➵➵➵➵➵➵➵➵➵
Eo! To ja! Nie chcę nic mówić ale niedługo zacznie się coś dziać i generalnie fajnie fajnie 😳 Klasycznie zapraszam na mojego insta 33pyzia. Snapchata soyek.owo . Twittera ItzSoyekHun i mój serwer na dc. Mam nadzieję że się spodoba!715 słów!
~Soyek
➵➵➵➵➵➵➵➵➵➵➵
CZYTASZ
𝐃𝐰𝐚 𝐌𝐢𝐞𝐜𝐳𝐞 [𝐃𝐫𝐞𝐚𝐦 𝐱 𝐆𝐞𝐨𝐫𝐠𝐞]
Fiksi Penggemar-Jesteś następcą tronu George..-Odparł mój ojciec przy rodzinnym obiedzie.-To wszystko kiedyś będzie twoje..- Rok 1764. 18 letni George niedługo ma zasiąść na tronie w kilkusetnym rodzie. Jego życie jest wspaniałe. Dziewczyny oglądają się za nim nie...