– Bawcie się dobrze! – Gabryś pożegnał wychodzących Adriena i Marinette.
– Do zobaczenia rano! – odkrzyknął blondyn i złapał swoją dziewczynę za rękę. – Dzięki za kostiumy!
Och, to ostatnie było dla Gabrysia czystą przyjemnością. Nie mógł przepuścić takiej okazji i nie zaprojektować czegoś specjalnie dla przyszłej synowej. Nawet, jeśli miał to być damski kostium Czarnego Kota. Miał za to niezły ubaw z szykowaniem stroju dla swojego głąba. Musiał przyznać, że Adrien jako Biedroń (jakiekolwiek skojarzenia nie były zamierzone) wyglądał jednocześnie zajebiście i żenująco. Szczególnie w tej czerwonej lycrze w czarne kropki, która uwydatniała jego pośladki. To już jeden etap bliżej wciśnięcia go w czerwone rurki!
Usiadł w fotelu i wyjrzał przez okno. Młodzież udała się na szkolną imprezę, a potem całą czwórką, razem z Almą i Milo nocują u Marinette. Gabryś miał nadzieję, że obejrzą same horrory. Przynajmniej Marinette nie odklei się od Adriena. Nie, żeby już mu na tym szczególnie zależało. W końcu zostali wreszcie parą, a oto mu chodziło. Nie chciał jeszcze zostawać dziadkiem. Był stanowczo za młody.
Rozległ się dzwonek do drzwi wejściowych. Kogo niesie, u licha? Kto przedostał się przez bramę zamkniętą na cztery spusty, by powiedzieć tą głupią formułkę: "Cukierek albo psikus!"?
Pokręcił głową. Jeśli nie odstraszyły tej osoby tandetne kościotrupy z Castoramy to chyba zasłużyła na nagrodę. Wziął torebkę z najtańszymi cukierkami, których termin ważności minął rok temu i otworzył drzwi.
– No dobra, kogo my tu mamy? – spytał znudzony, wyciągając garść cukierków.
– Cukierek albo psikus!
Projektant odskoczył to tyłu jak oparzony.
– Nie!
Nie, nie nie! Nie widzieli się rok czasu, kiedy za ich ostatni wyczyn trafił do szpitala psychiatrycznego! A ta małpa nawet go nie odwiedziła!
– Gabryś... nie bądź taki. – Gabrysia przeszła przez próg. – Też cieszę się, że cię widzę. Tak, wyglądam zjawiskowo, masz rację. Może i inne dziewczyny ubrały te swoje mini, ale ja zabiję je kozakami.
No, musiał przyznać, zabiła nawet jego tymi butami.
– To ty umiesz chodzić na tak wysokim obcasie? – Uniósł brew. Przecież pamiętał jak specjalnie ubrała trampki do sukienki, bo nie mogła znieść czterocentymetrowych szpilek.
– E tam. – Machnęła ręką. – Tutaj dałabym radę chodzić nawet na szczudłach. A ty się nie przebierasz?
– Jestem za stary.
– Ha! Wreszcie to przyznałeś!
– Nieprawda! Miałem na myśli... ten... A ty niby za kogo się przebrałaś?
– Za Kobietę Kot. No wiesz, maska, uszy, obcasy?
To dlatego miała kocie uszy. Już był pewien, że i ona zmałpowała Marinette i szuka swojego Biedronia. Tyle, że była ubrana na fioletowo, a nie na czarno. Czyli nie mógł jej wyzwać od daltonistów. Szkoda...
– To jakie plany na wieczór?
– Nie mam żadnych, poza pójściem spać, nim kolejni przebierańcy zaczną pukać do drzwi.
Prychnęła.
– Jesteś tak sztywny, jakby ktoś rzucił na ciebie zaklęcie Drętwota.
– A ty luźna jak guma w moich majtkach.
– To uważaj, by ci nie spadły z tyłka. W takim razie zmieńmy repertuar. Urządźmy sobie Dziady.
– Takie jak te kloszardy przed monopolowym? Na pewno nie. Nie zaproszę ich do domu – uniósł się honorem. Działa charytatywnie tylko i wyłącznie, gdy kamery patrzą. Albo trzeba gdzieś wypchać Adriena w czerwonych spodniach.
CZYTASZ
Genialne Plany Gabrysia
FanfictionRelacja z dnia premiery "Genialnych Planów Gabrysia". Opowiada Nadja Chamack: - Proszę państwa, przed widownią rozwija się czerwony dywan. Flesze aparatów co chwilę migają. Środkiem idzie jedyny, niezastąpiony Gabrie- - STOP! *okrzyki zdumienia* - J...