Gabryś wiedział już na początku, że to będzie najbardziej debilny pomysł jeszcze nim Gabrysia powiedziała resztę.
– Urządzamy wspólne urodziny.
Nie dość, że miał urodziny na końcu roku, więc był młodszy od większości znajomych (o czym Audrey zawsze bardzo chętnie mu przypominała), to do tego w zimę, więc odpadały wszelkie uroczystości na dworze, jeśli nie chciało się odmrozić sobie tyłka. A do tego jeszcze mieli z Gabrysią w ten sam dzień. Większego pecha mieć nie mógł.
– No wiesz co? – Autorka jak zwykle bezczelnie podsłuchała jego myśli. – To jest fuks! Jesteś wybrańcem! I jeszcze mamy tak samo na imię, urodziliśmy się o tej samej porze dnia... Jedynie jesteś ode mnie starszy o-
– O nieznaczącą liczbę, z pewnością nie przekraczającą dwudziestki.
Gabrysia popatrzyła na niego jakby oznajmił, że Gucci jest podróbką.
– A myślałam, że jesteśmy ze sobą szczerzy.
– Nie byłem na ten temat szczery z własnymi żonami – odparł, wzruszając ramionami. – Z tobą tym bardziej nie.
– To jak, Gabryś? Zgadzasz się? – spytała swoim dziecinnym tonem, robiąc maślane oczy.
No musiał.
***
– Gabriel! Jara się!
Projektant zerwał się na równe nogi. No on ją zabije. Zamorduje, ciało w ogródku po Emily ukryje, a jak ktoś go spyta, to żadnej Autorki nigdy tu nie było. Chwycił gaśnicę z przedpokoju i wpadł do pomieszczenia niczym Strażak Sam. Kuchenka stała w ogniu.
– Kur... – Pociągnął zawleczkę, ale nic się nie wydarzyło. Zerknął na instrukcję obrazkową, ale takowej nie było. – Kto wpadł na pomysł, że będę to czytał kiedy dom mi się jara?!
Rozjuszony impertynencją producentów sprzętu gaśniczego, którzy najwyraźniej planowali zrobić więcej szkody niż pożytku, postanowił otworzyć gaśnicę własną pomysłowością. Może zdąży uratować lodówkę.
Walnął gaśnicą o kant stołu.
– Niech cię, ty głupia tubo!
Butla wybuchła mu w dłoniach. Piana eksplodowała na wszystkie strony, pokrywając całą powierzchnię wokół: blaty, lodówkę, mikrofalówkę, kuchenkę i Gabrysię z wyciąganym kranem w dłoni, z którego lała wodę na ugaszony pożar. Piana zrobiła jej całkiem przyzwoitą brodę Świętego Mikołaja.
Autorka zakręciła wodę i wzięła się pod boki. Więc tak by wyglądał Święty, gdyby się gniewał.
– Coś ty odjaniepawlił?
Zachciało jej się ciasto robić.
– To ty wymyśliłeś, żeby było w kształcie czerwonych rurek! – krzyknęła, znów podsłuchując. Bezczel jeden. – To właśnie dlatego odwróciłam się od piekarnika, by zrobić ten twój ohydny marcepanowy wierzch!
Kolejna rzecz, w której się nie zgadzali.
Gabryś rozejrzał się po bałaganie, którego narobili. Ostrożnie podszedł do zjaranego piekarnika i wyciągnął spaloną blachę. Popatrzył na to coś, co miało być jadalnymi czerwonymi rurkami, a teraz przypominało zwęgloną bieliznę Emily, którą podarował jej na święta cztery lata temu (i którą wrzuciła do kominka, gdy myślała, że nie patrzy).
– Dupa – wyrazili jednocześnie swoje przemyślenia. Te urodziny były jak na razie jakąś porażką.
Gabrysia wreszcie wyczyściła się z piany. Zdjęła z ramienia ścierkę i cisnęła ją na podłogę.
CZYTASZ
Genialne Plany Gabrysia
Hayran KurguRelacja z dnia premiery "Genialnych Planów Gabrysia". Opowiada Nadja Chamack: - Proszę państwa, przed widownią rozwija się czerwony dywan. Flesze aparatów co chwilę migają. Środkiem idzie jedyny, niezastąpiony Gabrie- - STOP! *okrzyki zdumienia* - J...