Z elegancko udekorowanego salonu w kolorach czerni i bieli, które poza czerwienią były absolutnymi faworytami Gabrysia, dochodziły tak głośne wrzaski i błagania, że gdyby nie dźwiękoszczelne okna, sąsiedzi chyba dzwoniliby na policję. Nie pomagało, że co jakiś czas do akompaniamentu krzyków słychać było takie zdania jak: "Nie ruszaj się, a wszystko będzie dobrze!", "Powinieneś być mi za to wdzięczny" czy "Jeszcze raz się wyrwiesz, a obetnę ci ucho!".
Nathalie poprawiła się w swoim fotelu, rzucając okiem na rzekomo zabarykadowane od zewnątrz drzwi. Faktycznie, do szczęścia brakowało im tylko zatyczek do uszu.
Gabriel w spokoju upił herbatę z porcelanowej filiżanki udekorowanej różami. Nawiasem mówiąc, cały komplet był prezentem ślubnym od jego ukochanej teściowej, matki Emily, prawdziwej bestii w moherowym berecie.
Och, jak Gabriel nienawidził tej zastawy... Zazwyczaj stała ona schowana w kuchni, na ostatniej półce w najwyższej szafce. Nie można było do niej dosięgnąć, dopóki ktoś nie przyniósł drabiny z garażu. I jakoś nikomu do tej pory nie wpadła do głowy szalona myśl, żeby tak napić się z wytwornej porcelany matki Emily. Każdy zadowalał się zwykłym, choć zdecydowanie mniej wyrafinowanym w oczach świętej pamięci teściowej Gabrysia, kubkiem z Ikei. Owa starsza dama nie chciała nawet wziąć go do ręki, nie mówiąc już o wypiciu z niego herbaty. Ewidentnie była uprzedzona do tej marki. No cóż, na czerwone rurki Gabrysia też patrzeć nie mogła.
I zastawa dalej tkwiłaby w zapomnieniu, po śmierci matki Emily absolutnie już nieużywana, gdyby nie to, że jakoś miesiąc temu Gabryś wreszcie się zebrał w sobie i... zaczął robić porządki w kuchni. Choć była to dla niego osobista zniewaga, bo musiał przebrać się w robocze ciuchy i do tego zniszczył sobie manicure, nie mógł dopuścić, aby zrobił to ktoś ze służby czy nawet Nathalie. Bowiem w szafkach w kuchni Gabryś ukrywał swoją kolekcję Biedronki i Czarnego Kota.
Projektant z żalem wkładał do kartonów kolejne gadżety takie jak świecące jojo, plastikowe Miraculum Czarnego Kota czy lalka Biedronki, aby zrobić miejsce na najnowszy nabytek, czyli trzydziestocentymetrową porcelanową figurkę Biedronki i Czarnego Kota. Niestety nie zmieściła się w sypialni obok podobizny Lili w skali jeden do jednego. Podobizna wprawdzie była już bez twarzy, bo manekin wyglądający jak Rossi służył Gabrielowi jedynie do poprawy celności rzucania pomidorami, które jakimś dziwnym trafem, pomimo wielu próśb, wciąż lądowały w jego sałatce.
I kiedy już wyciągał kolejne akcesoria, by wystawić je na śmietnik, natrafił na zakurzoną zastawę. Zrezygnowany Gabryś, aby nie wyrzucać gadżetów z jego synem i synową, postanowił wybrać mniejsze zło.
Gdy wszystkie akcesoria i gadżety wróciły na swoje miejsca w szafce, razem z tą nieszczęsną trzydziestocentymetrową figurką, Gabriel wystawił do holu karton z naczyniami. Tylko że jeden z tych bałwanów (czytaj: nowych pracowników) – Jean, zamiast wyrzucić naczynia na śmietnik, wstawił je do gabinetu Gabrysia.
Uradowany, uśmiechnięty od ucha do ucha Gabriel niósł właśnie nową paczkę, której zawartość miała pozostać tajemnicą. Ostrożnie stawiał kroki na schodach prowadzących do głównego holu modląc się w duchu, aby nie nawiedziła go niezdarność jego przyszłej synowej. Inaczej doszłoby do tragedii.
Nacisnął łokciem klamkę od drzwi do gabinetu i wkroczył do ciemnego pokoju. Powiało chłodem i Gabryś zadygotał. Znów jakiś debil musiał otworzyć mu okno, by "wywietrzyć zaduch". Nucąc melodię Miraculous pod nosem, zamknął za sobą drzwi i ruszył z kartonem zamknąć to nieszczęsne okno. Wtedy, jak to się ładnie mówi, nastąpiła kolizja. Gabriel wszedł prosto w ustawiony na środku pokoju karton. Zamknięta w nim porcelana zagrzechotała o siebie z urazą godną świętej pamięci teściowej.
CZYTASZ
Genialne Plany Gabrysia
FanfictionRelacja z dnia premiery "Genialnych Planów Gabrysia". Opowiada Nadja Chamack: - Proszę państwa, przed widownią rozwija się czerwony dywan. Flesze aparatów co chwilę migają. Środkiem idzie jedyny, niezastąpiony Gabrie- - STOP! *okrzyki zdumienia* - J...