W ciemnym pomieszczeniu słychać było jedynie stukot moich paznokci, uderzających rytmicznie o blat biurkach. Byłam jedyną kobietą, ale tylko ja nie czułam lęku. Każdy z mężczyzn stojących przede mną, miał wiele do przemyślenia. Jedni patrzyli na mnie z przerażeniem, drudzy z nienawiścią, ale byli też tacy, którzy błagali spojrzeniem, bym zmieniła zdanie.
- Nie mam zamiaru czekać w nieskończoność, aż któryś z was się odezwie - powiedziałam pewnie, a mój głos rozniósł się echem. - Macie wybór.
- Z całym szacunkiem, ale każesz wybierać nam między śmiercią a utratą godności - odezwał się Amerigio Ullotenti.
Przeczuwałam, że pierwszy zabierze głos. Nie tylko dlatego, że był najstarszy, ale jako jeden z nielicznych patrzył na mnie z rządzą mordu, zanim przedstawiłam swoje żądania. Wiedziałam, że nienawidził mojej rodziny, bo ojciec odebrał mu niemal wszystko, gdy Amerigio chciał przejąć jego teren. Teraz ja postanowiłam zabrać resztę.
- W ciągu doby moi ludzie rozstrzelają was i tych, którzy dla was pracują. A więc osiągnę to, o co mi chodzi. Możecie jednak oszczędzić siebie oraz innych i zacząć pracować dla mnie. - Ułożyłam usta w krzywy uśmiech, po czym pochylam się w stronę mężczyzn, opierając wyprostowane ręce na biurku. - Wielu z was myślało, że zginę, kiedy tylko przejmę władzę. Minęło trzy lata, a moja rodzina jedynie urosła w siłę. Chcieliście mnie zabić, lub czekaliście, aż zrobi to ktoś inny. Nie udało się.
- Przez całe życie pracowałem na to, co mam. Myślisz, że to po prostu oddam?! - krzyknął Ullotenti, zaciskając pięści tak, jakby był gotów rzucić się na mnie.
Moi ludzie zareagowali od razu, stawiając krok do przodu, tym samym znajdując się tuż obok mnie. Każdy z nich wyciągnął swoją broń, a w tym czasie ja wolno uniosłam się ze swojego miejsca.
- Trafnie to ująłeś. Przez całe życie pracowałeś, ale mimo wieku, nie osiągnąłeś niczego. Powiedz mi, czy nie próbowałeś walczyć z moją rodziną? Czy nie straciłeś na tym niemal wszystkiego? - zapytałam z wyższością w głosie. - A teraz, stoisz przed córką mężczyzny, który zasłużenie cię ukarał, ale pozwolił ci żyć. Ja mogę pójść w ślady ojca, lub zrobić to, czego z jakiegoś powodu nie zrobił sam.
- Nie stanę za zwykłą dziwką,
Usłyszałam ruch po mojej prawej stronie, wiedziałam, że to Camillo. Uniosłam rękę, zanim mężczyzna zdążył nacisnąć na spust. Wolno odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzeniem przekazałam mu, żeby tego nie robił. To miała być moja walka. Wyciągnęłam do niego dłoń, a on położył na niej swój pistolet. Przez chwilę patrzyłam na niego, wahając się nad swoją decyzją. Podejmowałam ich wiele każdego dnia, ale niektóre zawsze niosły ze sobą ryzyko. Jednak nikt nie stanie za kobietą, która nie jest wystarczająco silna, by kierować armią samców.
- Ja nie wybaczam, Amerigio. Nigdy - powiedziałam pod nosem, ale wystarczająco głośno, by każdy obecny usłyszał moje słowa.
Zadarłam głowę w geście wyższości i siły, jaką każdy z nich miał we mnie widzieć, po czym w ciągu sekundy wycelowałam w głowę mężczyzny i strzeliłam. Jego ciało padło tuż przed moimi nogami, a na ten widok reszta ludzi cofnęła się nieznacznie.
- Mówił, że za mną nie stanie, a chwilę później padł mi do stóp - rzuciłam rozbawiona. - Nie ma dla mnie znaczenia, ilu z was dziś zginie. Jeśli będzie taka potrzeba, zabiję własnoręcznie każdego. - Podeszłam do nich, omijając ostentacyjne ciało Amerigio. - Zresztą, pomyślcie sami, czy to nie szansa dla was? Możecie stać się częścią mojej rodziny, być w szeregach niezwyciężonej armii. Teraz możecie jedynie walczyć między sobą, bo żaden z was nie ma wystarczającej ilości ludzi, by rzucić mi wyzwanie.
CZYTASZ
Dark Empire - Premiera 18.05.2022
RomancePremiera maj 2022 Oboje byli równie niebezpieczni. Oboje mieli wspólnego wroga. Oboje pragnęli władzy. Valentina Gilardi stała się legendą za życia. Nigdy wcześniej żadna kobieta nie była głową tak potężnej rodziny. Bez trudu radziła sobie z każdym...