Już o świecie zeszłam do piwnicy, w której przetrzymywani byli policjanci. Towarzyszyli mi Camillo, Ugo, Riccardo, oraz kilku moich żołnierzy. Przypatrzyłam się każdemu ze skrępowanych mężczyzn, by ocenić, czy kiedykolwiek ich widziałam. Jednak ich twarze były mi zupełnie obce.
– Mówili coś? – zapytałam Camillo.
– Nie, nie pisnęli ani słowem.
– Być może nie mają pojęcia o niczym – wyszeptał do mojego ucha Ugo.
– Wiesz, że to zbyt podejrzane – odparłam równie cicho.
Podeszłam bliżej i kucnęłam przed mężczyznami. Camillo i jego ludzie nieźle ich urządzili. Być może Ugo miał rację i niczego nie wiedzieli. Szybko w to zwątpiłam. Kiedy jeden z nich uniósł głowę i na mnie spojrzał, byłam przekonana, że są po to, by mnie zniszczyć. Mężczyzna patrzył na mnie z odrazą i pogardą, jak na zarazę, którą jak najszybciej trzeba pokonać. Nie myliłam się, znałam doskonale ten rodzaj spojrzenia, niejednokrotnie mnie nim obdarowywano.
– Chciałabym dowiedzieć się, co się stało, że wszyscy nagle pojawiliście się w nowym miejscu? – odezwałam się spokojnie, uśmiechając się z wyższością.
– Myślisz, że coś ci powiemy? – odezwał się ten, który mi się przyglądał.
– Myślę, że powinniście to zrobić, jeśli chcecie przeżyć.
– Nic ci nie powiem, suko – wysyczał.
Camillo pojawił się w ciągu sekundy obok mnie. Nacisnął stopą na nogę mężczyzny, który po chwili zaczął krzyczeć.
– Zostaw.
Spojrzał na mnie zaskoczony, ale odszedł o krok.
– Żaden z nich nic nie powie.
– Daj mi kilka minut, wyciągnę coś od nich, albo poucinam im języki – zaproponował Camillo.
Przyjrzałam się jeszcze raz wszystkim policjantom. Zazwyczaj na takie groźby ludzie reagowali choć w najmniejszym stopniu. Ci mieli twarze jak skamienia. Jakby byli gotowi umrzeć. Pokręciłam głową do Camillo i wyszłam z piwnic. Kiedy byliśmy na parterze, spojrzałam na Ugo i Riccardo.
– Oni nic nie powiedzą. Możemy ich torturować miesiącami.
– Skąd ta pewność? Jeszcze nie spróbowaliśmy niczego – skomentował Riccardo.
– Camillo zdążył ich trochę pomęczyć i żaden z nich nic nie powiedział. Poza tym, widziałam ich spojrzenia. Być może nie jestem w stanie przewidzieć wszystkiego, ale to, że nie odezwą się ani słowem, wiem na pewno.
– A więc wszystko poszło na marne – rzucił zaniepokojony.
– Na to wygląda. Oni o coś walczą, niczym członkowie sekty, których guru wmawia im, że po śmierci będą oczyszczeni i przyczynią się do lepszego świata. Dlatego nie boją się tego, co się z nimi stanie.
– Sugerujesz, że ktoś wyprał im mózgi? – odezwał się zaskoczony Ugo.
– Niekoniecznie. Może ktoś im groził? Może mają rodziny, które chronią? A może chcą za wszelką cenę się nas pozbyć? Nie mam pojęcia, jaki przyświeca im cel, ale z pewnością jakiś istnieje i choćbyśmy cieli ich żyletką, oni niczego nam nie powiedzą.
– Wciąż powinniśmy uważać na Cascio.
– Zgadzam się, może mieszać w tym palce.
Nie zaskoczyło mnie, że Camillo poparł Ugo, ale miałam ochotę wyrzucić ich z tego domu, bo tylko mącili mi w głowie.
– Ten ślub daje chociaż jakieś szanse na ujście z tego życiem. Odmowa natomiast przypieczętowuje wyrok, który ktoś na nas wydał – wtrącił pesymistycznie Riccardo.
– Bardzo zależy ci na tym ślubie, może działasz w zmowie z Margante? – zasugerował kąśliwie Ugo.
– Chcesz powiedzieć, że uważasz, że działam przeciwko rodzinie?! – krzyknął starszy mężczyzna. – Jak śmiesz?!
– Niczego nie sugeruję! Ale jako jedyny naciskasz tak na ich ślub!
– Bo chcę, żeby ten ród przetrwał!
– A może coś ci za to obiecano?!
– Powiedz mi, gówniarzu, skąd w tobie taka niechęć do niego? Może nie na rękę ci, żeby połączyli siły, bo ciężej będzie zaatakować?
– Kurwa, wystarczy! – przerwałam im, zanim Ugo zdążył odpowiedzieć. – Nie mam siły słuchać waszych kłótni i oskarżeń, którymi obrzucacie siebie nawzajem! Jeśli przestaniemy sobie ufać, sami przyczynimy się do naszej zguby!
– Val ma racje, zastanówmy się lepiej, kto jest naszym prawdziwym wrogiem – poparł mnie Camillo.
Byłam mu wdzięczna, że nie ciągnie tej wymiany zdań. Mężczyźni potrafili być cholernie dziecinni. Nawet ci, którzy stali na tak poważnych stanowiskach, niekiedy zachowywali się jak banda dzieciaków, którzy walczą o zabawkę.
– Ja zastanowię się u siebie.
Odeszłam od nich, by oszczędzić sobie wysłuchiwania kolejnych sporów. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, zanim pojawi się kolejny sporny temat. A ślub z Margante był najlepszym zapalnikiem do kolejnego wybuchu. Camillo, jak to miał w zwyczaju, szedł za mną. Nie przeszkadzało mi to, w pewnym sensie poczułam ulgę, że nie został z nimi na dole. Był najbardziej tykającą bombą z nich wszystkich.
– Camillo – odezwałam się cicho, zatrzymując się przed drzwiami mojej sypialni. – Mam do ciebie prośbę.
– Co tylko zechcesz.
– Mógłbyś przyjrzeć się Riccardo z ukrycia?
– Mam go śledzić? – zapytał, nie ukrywając zaskoczenia.
– Nie spodziewałam się, że do tego dojdzie, ale Ugo zasiał ziarno niepewności. Jeśli brać pod uwagę ślub z Margante, nie mogę się bać, że jeden z najbliższych mi ludzi, knuje za moimi plecami.
– Sprawdzę, czy niczego nie ukrywa.
– Dziękuję – wyszeptałam z wdzięcznością.
Nagle atmosfera zrobiła się zbyt gęsta. Staliśmy blisko siebie i patrzyliśmy na siebie. Nagle poczułam chęć zaproszenia go do środka i od razu poczułam się źle z tą myślą. Brakowało mi bliskości, ale wiedziałam, że nie mogę mu tego robić. Komplikując nasze relacje jeszcze bardziej, doprowadziłabym do tego, czego chciałam uniknąć. Uśmiechnęłam się smutno i odwróciłam się do niego plecami, po czym zamknęłam się za drzwiami swojej sypialni. Jakaś część mnie żałowała, że nie zrobiłam tego, na co miałam ochotę. Była to ta część, która nie widziała nic przeciwko wykorzystywaniu innych ludzi. Niewielka, choć bardzo stanowcza. Ulegałam jej co chwilę, ale z każdym dniem byłam coraz silniejsza. Na tyle, by radzić sobie z egoistyczną potrzebą zaspokojenia swoich potrzeb kosztem innych.
CZYTASZ
Dark Empire - Premiera 18.05.2022
RomancePremiera maj 2022 Oboje byli równie niebezpieczni. Oboje mieli wspólnego wroga. Oboje pragnęli władzy. Valentina Gilardi stała się legendą za życia. Nigdy wcześniej żadna kobieta nie była głową tak potężnej rodziny. Bez trudu radziła sobie z każdym...