Część 5

196 9 1
                                    

Przed domem stały dwa radiowozy oraz krzątało się kilku policjantów. Edyta zaparkowała na podjeździe i wraz z córką wysiadła
z auta. Jarosław siedział na schodkach, miał podbite oko zaś chusteczką tamował krew z nosa, drugą ręką trzymał się za żebra.

-Jezu, co się stało? – krzyknęła Edyta podbiegając do męża i go przytulając.

-Powiem Ci że nie mam pojęcia - odpowiedział. – Podjechało jakiś dwóch przepakowanych facetów, wyszedłem zapytać czy się nie zgubili, a oni wyciągnęli kije baseballowe i mnie pobili. Policjanci mówili, że to członkowie tutejszej bandy i lubią sobie czasami porozrabiać, ale nigdy jeszcze nie zaatakowali nikogo w domu.

-Jesteś cały? Nic Ci nie zrobili? – zmartwiła się.

-Nie, spokojnie. Kilka siniaków i nic więcej. Była karetka, ratownicy mnie zbadali i odjechali. Możliwe że to tylko jakiś głupi wybryk, chcieli nas przywitać w sąsiedztwie czy coś takiego. Bardziej martwią mnie ściany budynku.

Edyta wstała ze schodków i zrobiła kilka kroków w tył. Była przerażona tym co zobaczyła na elewacji domu. Intruzi pomalowali sprayem prawie całą frontową ścianę umieszczając na niej swastyki, gwiazdy Dawida na szubienicy i hasła typu „Juden raus" czy „Hail Hitler".

-Myślisz że to może mieć związek z moim pochodzeniem? – Zapytała Edyta która była żydówką.

-Nie wiem – odpowiedział Jarek. – Możliwe, ale z drugiej strony skąd oni mogą o tym wiedzieć? Nie obnosisz się ze swoimi korzeniami.

-No właśnie – odpowiedziała pod nosem głęboko się zastanawiając o co w tym wszystkim może chodzić.

-Policja zajmie się resztą, jak tylko poczuję się lepiej pojadę po farby
i odmaluję budynek. Możliwe że już będzie spokojnie, pewnie chcieli nas tylko nastraszyć.

Zapadł zmrok, Ula jak zwykle bawiła się w swoim pokoju zaś Jarek
i Edyta położyli się wcześniej spać. Byli zmęczeni odmalowywaniem budynku, a chcieli go ogarnąć jak najszybciej. Nie chcieli mieszkać
w domu naznaczonym tak złymi symbolami. Jagoda ubrana w pidżamę wylegiwała się na łóżku. Miała na sobie swoje ulubione krótkie spodenki, luźną bokserkę i białe podkolanówki. Rozrzuciła mokre brązowe włosy na poduszce i trzymając telefon przy uchu kontynuowała rozmowę.

-Nienawidzę ich – powiedziała. – Mówię Ci. Mieszkaliśmy
w pięknym mieszkaniu w centrum miasta, to im zachciało się przenosić na wieś. Nie podoba mi się tu.

-Wcale nie jest tutaj tak źle – odpowiedział Kastet. – Wiem, Korytki sprawiają wrażenie bardzo zacofanych, ale my, młodzi, mamy swój mały podziemny światek. Jak chcesz to Ci pokażę co nieco.

-Byłoby super – uśmiechnęła się Jagoda. – Chcesz się spotkać na jakieś piwo?

-Możemy jeszcze dziś gdzieś wypruć. Chyba nie boisz się starych, co? Mam jedną rzecz do załatwienia, a później mogę po ciebie przyjechać. Podaj adres.

-Nie, dziś jestem zmęczona, ale jutro bardzo chętnie, jeśli masz czas.

-Super – odpowiedział Kastet z wyraźną satysfakcją głosie. – Pokażę Ci moje ulubione miejsce, spodoba Ci się mała. Przyjechać po Ciebie?

-Nie, będę jutro na mieście to może się spotkamy tam gdzie się poznaliśmy?

-O osiemnastej?

-Może być.

Pożegnali się czule i rozłączyli. Między Krystianem i Jagodą bez wątpienia coś zaiskrzyło. Dziewczyna otworzyła okno i zapaliła jeszcze jednego papierosa. Patrzyła jak cienie drzew lekko się uginają, a księżyc co chwilę chowa się i wyłania zza chmur. Myślała o Krystianie. Może jednak nie jest tutaj tak źle? Niby rodzice nieziemsko wkurzają, niby wiocha, ale jednak towarzystwo jest bardzo przyjemne. Rozmarzona dziewczyna wyrzuciła peta, zamknęła okno i położyła się do łóżka. Wierciła się jeszcze dobre pół godziny myśląc o nadchodzącym spotkaniu, aż w końcu zasnęła.

Ula właśnie kończyła trzecią herbatkę ze swoimi lalkami. Ala, Klara
i Nela – bo takie imiona nosiły owe lalki – wykazywały się wielką kulturą. Siedziały grzecznie przy małym stoliku rozmawiając o swoich książętach z bajki. Oczywiście najkonkretniejszą wizję snuła sama Ula, opowiadała swoim plastikowym przyjaciółkom jak kiedyś przystojny ciemnowłosy książę przyjechał pod jej dom na białym rumaku,
a następnie porwał ją na przejażdżkę po najpiękniejszych ogrodach na świecie. Nad ranem grzecznie odstawił ją do pokoju, a później odjechał ku wschodzącemu słońcu. Oczywiście nie była to prawda, ale Ula szczerze w to wierzyła. Nagle, tak jak poprzedniej nocy, usłyszała korki na strychu. O nie! – pomyślała. – Tym razem żadna dziewczynka nie będzie chodzić po moim domu. Ula wzięła latarkę, wzięła też plastikowy nóż, który dostała razem z zabawkową miniaturową kuchenką
i wdrapała się na strych. Otworzyła klapę i powoli wysunęła głowę ponad podłogę. Przerażającej dziewczynki nie było, zobaczyła jednak coś o wiele gorszego. Jej oczom ukazały się dwa cienie bardzo postawnych mężczyzn przemieszczające się po strychu, a właściwie jeden się przemieszczał a drugi podskakiwał trzymając się za kolano mówiąc pod nosem „ja pierdole, jak boli, o chuj, aaaaa, jebana szafka". Ula nie zrozumiała tych słów, ale brzmiały one bardzo złowieszczo. Może to jakieś zaklęcie? Dziewczynka postanowiła nie ingerować, wiedziała że jej nóż nic nie zdziała na magię więc zeszła na dół i pobiegła do swojego pokoju. Schowała się pod kołdrę oczywiście nie gasząc światła. Słyszała kroki czarnoksiężników, słyszała że schodzą na dół i krążą po korytarzu. Trwało to jakieś 10 minut, później wrócili na strych i hałasy ustały. Zapadła cisza.

DOMEK NA WSIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz