Chapter 9

11.6K 383 217
                                    

#venusvea


Gdy słońce na dobre rozgościło się ponad linią horyzontu, Kendall krzątała się po niewielkiej powierzchni swojej sypialni, dopracowywując swój nienaganny wygląd. Włosy spięła w niskiego koka, z którego uciekło kilka kosmyków. Jej usta standardowo zdobiła pomadka w ciemnym odcieniu czerwieni, a ostrość spojrzenia podkreśliła wyrazistą kreską.

Choć nie znała się na tym za bardzo, uznała swój ubiór za stosowny na pierwszy dzień w pracy. Wybrała biały garnitur składający się z eleganckich spodni i pasującej marynarki. Pod nią za to krył się bordowy gorset z koronki, idealnie dopasowany do odcienia pomadki, jak i szpilek, które ubrała na sam koniec.

Później zgarnęła z komody małą torebkę i wpakowała do niej najpotrzebniejsze przedmioty. Oczywiście jej standardy i znaczenie pojęcia "ważne" znacząco różniły się od norm, więc próżno szukać tam choćby długopisu.

Całkiem gotowa ostatni raz zerknęła w lustro, wykrzywiła wargi w grymasie, po czym uciekła wzrokiem do komórki, gdzie od poprzedniej nocy czekała na nią wiadomość od mężczyzny.

O dziewiątej u mnie w biurze. Nie spóźnij się.

Zerknęła na zegarek, który wskazywał trzy minuty po wyznaczonej porze i wzruszyła niedbale ramieniem. Wyszła z mieszkania, mijając na schodach Mave, która posłała jej życzliwy uśmiech. Czasem nie dowierzała, że istnieją jeszcze tak serdeczni ludzie.

Wychodząc na zewnątrz, podziękowała sobie mentalnie za ubranie spodni. Nie miała pojęcia, kto wymyślił wstawanie do pracy o tak nieludzkich porach, gdy na dworze wciąż można było wyczuć nocny powiew wiatru.

Ponownie zmuszona była zamówić taksówkę, starając się przy tym ukryć swoje wyraźne nizadowolenie z tego faktu. Niespełna piętnaście minut później, stanęła na środku chodnika, centralnie naprzeciw wejścia do ogromnego wierzowca. Budynek zapierał dech w piersi nie tylko swoją wysokością, ale również nowoczesnością.

Ruszyła w kierunku automatycznych drzwi, napotykając spojrzeniem wielki napis Harvers Company, a na ten widok prychnęła pod nosem.

Cóż za skromność — przeszło jej przez myśl.

Drzwi stanęły przed nią otworem, a Kendall przez moment czuła się, jakby przekraczała bramy piekła. Pewnym siebie krokiem weszła do środka, gdzie zaatakował ją chłód klimatyzacji.

Omiotła skupionym spojrzeniem niemal w całości oszklone wnętrze. Dzięki szybie była w stanie zobaczyć sporo pracowników. Wszyscy wyglądali jak zaprogramowani na działanie jak w pieprzonym zegarku, nawet na moment nie odrywając wzroku od własnego stanowiska. Lubiła być w centrum uwagi, ale raczej nie tego się spodziewała po tej pracy.

Podeszła więc do lady, za którą siedziała wyjątkowo młoda kobieta.

Holland mimowolnie zmierzyła ją nieco nieprzychylnym spojrzeniem, a w głowie mocno powstrzymywała się, by nie skomentować ani jej ubioru, ani doboru podkładu.

Recepcjonistka za to niewzruszona obeznością Kendall, uważnie przeglądała coś w komputerze. Zirytowana brunetka więc chrząknęła znacząco, przykuwając tym jej uwagę. Zmierzyła ją równie krytycznym spojrzeniem, co Kendall zaledwie kilka minut wcześniej.

Brunetka nie uzyskując żadnego powitania, lub choćby oznaki szacunku, postanowiła przejąć inicjatywę.

— Gdzie znajdę Nathaniela Harversa? — zapytała, wyraźnie akcentując, z kim przyszło jej się spotkać, by dać lekceważącej pracownicy do zrozumienia, że nie jest byle kim. Choć może w istocie miała rację. Ta jednak pozostawała tak samo nieprzekonana co do osoby Holland, co parę sekund wcześniej. Wróciła wzrokiem do ekranu komputera.

VENUS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz