Chapter 17

10.2K 388 87
                                    

#venusvea



— Kendall, coś ty zrobiła? — Głos Iana po drugiej stronie słuchawki wskazywał jej na to, że nie czuł się komfortowo w obecnej sytuacji. Niestety ona sama nie miała nad tym większej kontroli, więc wolała unikać osobistej konfrontacji z bratem.

— Podpisałeś? — zapytała jedynie, wychodząc na niewielki balkon. Przełączając rozmowę na tryb głośnomówiący, odłożyła komórkę na stary stolik. Wyciągnęła zza doniczki z uschniętą rośliną paczkę papierosów, a z kieszeni zapalniczkę.

— Możesz wyjaśnić mi, co poszło nie tak? Miałaś go okraść! — przypomniał, jakby wcale nie zdawała sobie z tego sprawy. Holland odpaliła papierosa, nie spiesząc z odpowiedzią, dopóki nie zaciągnęła się po raz pierwszy.

— Co nie pasuje ci w tym, że wszystko zrobiłam legalnie? Chciałeś wepchnąć mnie za kratki? — zapytała z przekąsem, nie chcąc odpowiadać na pytanie, na które tak dociekał odpowiedzi.

— Kendall...

— Podpisałeś? — zapytała ponownie, kładąc nacisk na to jedno słowo. Jej dłoń trzęsła się coraz mocniej z każdym ponownym przytknięciem używki do ust. Zacisnęła wolną rękę na zardzewiałej poręczy balkonu.

— Tak — przyznał cicho, jakby w jakimś stopniu odczuwał wstyd z tego powodu.

— Wspaniale! Sprawa załatwiona, nie zawracaj mi tyłka. — Ian wcale nie musiał jej widzieć w tamtym momencie, by domyślić się, że jej entuzjazm nie był ani trochę autentyczny.

— Co się z tobą dzieje? — zapytał, przez co odniosła wrażenie, że jej własny brat ani trochę jej nie zna. Prychnęła, by za moment wtłoczyć do płuc kolejną dawkę nikotyny. Chwyciła telefon, zerkając przelotnie na ekran.

Zostało jej niewiele czasu do umówionej godziny.

Chyba umieram, Ian chciała powiedzieć, ale zamiast tego zaśmiała się perliście.

— Nic się nie dzieje, zajmij się swoją bankrutującą firmą — wytknęła, niemal od razu tego żałując. Wcale nie chciała tego mówić, ale nie mogła jednocześnie wyjawić mu prawdy. Pragnęła też, by wściekł się na nią tak, by nie próbował już jej pomagać. Nie teraz, kiedy musiała zmierzyć się z Harversem.

Wtedy też usłyszała sygnał kończący połączenie. Odrzuciła komórkę z powrotem na blat stolika.

Oparła łokieć na barierce, a czoło na dłoni. Po chwili spuściła głowę jeszcze bardziej, wplatając palce między kosmyki ciemnych włosów. Miała ochptę wyszarpać je, krzycząc, jak bardzo rozdziera ją od środka.

Znów się zaciągnęła, ale gdy tylko spojrzała na swoją drżącą dłoń, niemal od razu wyrzuciła papierosa. Nie warto było zastępować jednego nałogu kolejnym.

Wiedziała, że zostało jej niewiele czasu, a jednak mozolnie przywlokła się z powrotem do środka. Stojąc w salonie, oparła głowę o szybę, błagając w myślach, by dzisiejszy dzień okazał się choć odrobinę korzystny.

Zaczerpnęła ostatni głęboki wdech, chcąc nieznacznie zachęcić się do jakiegokolwiek ruchu. Ruszyła w kierunku sypialni, w głowie mając tylko myśl o tym, że w obliczu dzisiejszej walki z diabłem, śmierć nie wydawała się najgorszą opcją.

***

Wychodząc z taksówki czuła się jak szmaciana lalka w rękach najbardziej okrutnego dziecka. Nieskazitelny makijaż trzymał jej twarz w ryzach, by nie dopuszczać do niechcianych grymasów. Długa sukienka okrywała ciało niczym druga skóra, zachęcając nogi do dalszych kroków w kierunku własnego upadku. Doprawdy nienawidziła teatrzyku, w którym zmuszona była zagrać.

VENUS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz