Chapter 11

10.8K 413 251
                                    

#venusvea


Kendall nie była kobietą o czułym sercu i myślach pełnych romantycznych scenariuszy. Nie miała w sobie wystarczających pokładów empatii, by komuś współczuć. Być może narodziło się to w niej z wiekiem, a może od zawsze coś w niej wymagało naprawy. Niestety na to było już za późno.

Dlatego pogodziła się z faktem, że w zamian posiada nadmiar uroku osobistego oraz imponujący talent do blefu. Z czasem nawet zaczęła to z sobie lubić, co nie zdarza się często, ponieważ nie zwykła do akceptacji swoich wad.

Bywało ciężko, gdy pustym spojrzeniem wpatrywała się w łkającego Iana nad grobem ukochanej, gdy za młodu nie umiała pocieszyć przyjaciółki, gdy ludzie pytali, dlaczego, do cholery, nigdy nie jest jej przykro. Nie znali prawdy. To również był jedynie wyjątkowo dobry blef.

Umierała od środka. Wszystko to, co ludzie wyrzucali z siebie w rozpaczy, Kendall od dawna dusiła w sobie, pozwalając tej truciźnie wniknąć w umysł. Ostatni raz łzy spłynęły po jej policzkach, gdy miała zaledwie piętnaście lat. Później nie pozwalała sobie na podobne słabości.

Choć smutek jest cechą ludzką, kobieta nie zamierzała płakać przy byle błahostkach.

Z czasem swój specyficzny charakter okryła znakomitą maską sarkazmu, a to pozwoliło jej grać błogą i lekceważącą. Gdy życie waliło jej się na głowę, uśmiechała się.

— Kolejna kolejka dla Pani? — Usłyszała nad sobą głos pracownika, siedząc w cieniu jednej z loży w drugiej — bardziej towarzyskiej — części kasyna Hypnotic. Tu, gdzie większość mężczyzn zajmowało się omawianiem rzekomo istotnych spraw oraz lustrowania pożądliwym wzrokiem pracownic podających alkohol, Kendall czuła się jak w czeluściach piekła.

Sądząc po tym, że gdyby połączyć iloraz inteligencji każdego gościa poza Kendall, wynik mógłby wyjść ujemny, nie miała zbyt dużego pola manewru w rozmowie.

Dlatego zajęła się tym, co wychodziło jej najlepiej.

— Butelkę Martini, proszę — odparła, wychylając resztę drinka z wysokiego kieliszka. Odłożyła go na okrągły stolik przed sobą, by z powrotem oprzeć się o skórzaną kanapę. Nie umknęło jej uwadze, jak jeden z mężczyzn przełożył rękę za jej oparciem.

W normalnych okolicznościach z pewnością zrobiłaby coś z tym faktem — gdyby była dostatecznie trzeźwa. Natomiast teraz nawet podziękowała w duchu za siedzących wokół niej kretynów, którzy spędzali prawdopodobnie ostatni wieczór w tym kasynie.

Rozparła się wygodniej, wyrywając z ręki jej tymczasowego towarzysza papierosa. Ledwo zdążył go wyjąć z paczki, więc Holland nachyliła się nad ozdobną świeczką na stojaku tuż obok. Odpaliła, zaciągając się dymem.

Papieros tlił się między bordowymi paznokciami, gdy Kendall machnęła ręką na kelnera sięgającego po kieliszek. Złapała za szyjkę świeżo otwartej butelki, pociągając zdrowy łyk. Wypuściła ciężki oddech, gdy alkohol pozostawił po sobie ognistą ścieżkę w jej gardle.

— W lokalu jest zakaz palenia — upomniał ją cicho kelner, jakby sam nie był na tyle pewny siebie, by wchodzić jej w drogę. Uniosła z kpiną brew, zaciągając się ponownie pod jego speszonym spojrzeniem. Wypuściła z pomiędzy krwistoczerwonych warg kłąb dymu, rozciągając usta w wyzywającym uśmiechu.

— Więc naskarż na mnie — zaproponowała rozbawiona, dostatecznie sprawiając, że chłopak spuścił spojrzenie na podłogę, odchodząc. Kendall upiła kolejny łyk alkoholu, zaciągając to dymem papierosowym.

VENUS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz