Chapter 20

10.7K 360 82
                                    

#venusvea


Każdą kolejną upływającą sekundę z dokładnością obserwował na tarczy zdobiącego nadgarstek zegarka. Stał pośród ponuro pustych ścian holu rezydencji, słuchając opadającego na jej mury deszczu. Mokry materiał koszuli przykleił się do jego klatki piersiowej, wprawiając go w nagłe poczucie dyskomfortu.

Choć może to obecna sytuacja doskwierała mu do tego stopnia, że wyolbrzymiał każdy najdrobniejszy szczegół.

Kiedy wskazówka przesunęła się o kolejną odległość, odliczył w głowie dokładnie siódmą minutę. Uniósł spojrzenie znad zegarka, poprawiając rękawy koszuli. Odwrócił się na pięcie, z impetem otwierając drzwi frontowe. Uderzyło w niego chłodne powietrze, ale to wyraz jego twarzy przypominał lód. Wyszedł prosto w ulewę, omiatając wzrokiem podjazd. Ledwo zdołał zauważyć jej sylwetkę zza ściany deszczu.

Podszedł bliżej, zatrzymując się tuż nad zwiniętym w kłębek, zmarzniętym na kość i pogrążonym w spazmach dreszczy ciałem Kendall Holland. Oczy miała zamknięte, ale z ust wciął wydobywały się małe obłoczki pary. Jej usta były sine, twarz upiornie blada, a skóra pokryta gęsią skórką. Wyglądała jak jeden z upiorów, które widywał w koszmarach niemal każdej nocy. Może to właśnie to sprawiło, że za wszelką cenę chciał ją przy sobie zatrzymać.

Ukucnął, oplatając ją ramionami, by za moment wstać z kobietą na rękach. Oboje byli mokrzy i przemarznięci, ale mężczyzna niespiesznie pokonywał drogę w kierunku wejścia. Świst jej oddechu był jedynym dźwiękiem, który chciał w tamtej chwili rejestrować. Nic innego nie miało znaczenia, dopóki miał pewność, że należała do niego.

— Ileż problemów za sobą niesiesz, Candy — było ostatnim, co powiedział, zanim zniknął z nią w nieskromnych progach rezydencji.

Trzaśnięcie drzwi było tym impulsem, którego Kendall potrzebowała, by do jej umysłu z powrotem zaczął docierać świat zewnętrzny. Uchyliła powieki, dostrzegając jego stoicko spokojną twarz i pożałowała, że nie udało jej się zasnąć na mrozie na dobre. Choć Nathaniel zauważył już, że była przytomna, nie zainicjował rozmowy. Żadne z nich nie chciało zmącić ciszy, której towarzyszył jedynie dźwięk skapujących na podłogę kropel deszczówki. To milczenie było jak chwila w horrorze tuż przed przerażającym jumpscare'em. Nikt nie ufał tym momentom.

W tej właśnie atmosferze dotarli do łazienki, gdzie zaatakowała ich, wyjątkowo kontrastująca z resztą domu, jasność. Harvers posadził ją na krawędzi wanny, zanim wyszedł z pomieszczenia w poszukiwaniu ręczników.

Wtedy Kendall ostatkami świadomości rozejrzała się wokół, próbując dojrzeć cokolwiek, co pomogłoby jej w ukryciu swojej broni. Otworzyła szafkę obok, omal nie tracąc przy tym równowagi. Mało brakowało, a skończyłaby twardym lądowaniem w pustej wannie. Słysząc krzątającego się blisko mężczyznę, wykrzesała z siebie resztki sił i sięgnęła po opakowanie mydła w kostce. Wyciągnęła z niego wspomniany kosmetyk, zawinęła w papier toaletowy i wrzuciła do kosza. Zaś do opakowania wsadziła liść z pociskiem w środku, umazane krwią. Dłonie trzęsły jej się niemiłosiernie, gdy próbowała znaleźć miejsce, w które mogłaby to ukryć.

Wtedy usłyszała, jak drzwi łazienki ponownie się otwierają. Przycisnęła dłoń z opakowaniem do uda, zakrywając je sukienką. Serce biło jej tak, że miała pewność, że była o krok od zawału. Tak bardzo starała się go przechytrzyć. Choć odrobinę grać przeciwko niemu. Ale nie miała przewagi. A w tym momencie była na kompletnie straconej pozycji. Dzieliły ją zaledwie sekundy od zostania zdemaskowaną.

Mężczyzna odłożył ręczniki na blat, a jego spojrzenie padło na Kendall. Ścisnął jej się żołądek, ale nie pozwoliła sobie choćby na spojrzenie w kierunku schowanej ręki. Harvers zmierzył ją wzrokiem, a ona przeczuwała, że był on pełen podejrzliwości. Nie był przecież głupi. Jak mogła się łudzić, że zdoła go oszukać?

VENUS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz