Chapter 15

10.9K 378 200
                                    

#venusvea



Tego poranka gabinet Devli Morton wydawał się nazbyt przytłaczający. Kolor ścian całkiem kontrastował z paskudnym humorem Kendall, a motywacyjne cytaty w każdym kącie pomieszczenia przyprawiały ją o mdłości.

W tamtym momencie śmiało mogła powiedzieć, że życie zaczęło ją przytłaczać. Ale nie byłaby sobą, gdyby przyznała to głośno.

— Czy wydarzyło się ostatnio coś interesującego, o czym chciałabyś mi opowiedzieć? — Głos doktor Morton przerwał zalegającą między nimi ciszę, rozwiewając mętlik w jej głowie. Holland naciągnęła rękawy bluzki na dłonie, wpatrując się w czerwone paznokcie, jakby myśl o nowym odcieniu lakieru mogła na moment oddalić od niej problemy. W istocie tak przyziemne rzeczy sprawiały, że jej życie wydawało się nieco bardziej normalne. Nie była pewna, czy to właśnie tego chciała.

Ustalone według społeczeństwa normy nie były tym, czym szczególnie pragnęła kierować się w życiu. Ślub nie znajdował się na szczycie jej życiowych priorytetów, a ona nie oczekiwała od losu pozornego szczęścia, które rzekomo daje stabilizacja.

Przez moment zastanawiała się nad odpowiedzią na pytanie kobiety.

Chciałam kogoś okraść. Okazał się seryjnym mordercą. A teraz mnie szantażuje. A na dodatek...

— Umówiłam się na kolację — rzuciła mimochodem, bo to była pierwsza "normalna" rzecz, jaka przyszła jej do głowy. Jeśli bardziej się w to zagłębić, nic w tej sytuacji nie zasługiwało na miano "normalnego", ale nie ufała Devli na tyle, by wyznać jej prawdę.

Doktor uśmiechnęła się w odpowiedzi, zerkając na nią sugestywnie. To przypominało raczej rozmowę dwóch dobrych przyjaciółek, niż terapię. Ale może właśnie o to w tym chodziło?

— To coś poważnego? — zapytała, kreśląc coś w małym notatniku. Kendall skrzywiła się na tę myśl, korzystając z chwili, w której psycholog zajęta była własnymi zapiskami.

— Poważne związki nie są dla mnie — stwierdziła z przekonaniem, kręcąc głową na samą myśl o sobie samej zakochanej po uszy. To zdecydowanie było najgorszą wizją tego dnia, a przecież wciąż rozmyślała o tym, co miał pokazać jej Nathaniel.

Miłość w jej głowie przypominała okrutną zarazę, przed którą z całych sił starała się wzbraniać.

— Dopóki będziesz żyć w tym przekonaniu, tak właśnie będzie. Może pora skorzystać z okazji i wyjść poza swoją bańkę? — zaproponowała łagodnie, a na jej twarzy widniał subtelny uśmiech. Kendall Holland była jednym z rodzaju tych pacjentów, przy których Devla nie miała pojęcia czego się spodziewać.

— Całkiem wygodnie mi w mojej bańce, nie potrzebuję w niej żadnych intruzów — stwierdziła, wzruszając ramieniem, jakby było to całkiem oczywiste.

— Wiesz, Kendall... Te bańki nie tworzą się znikąd. Właściwie rzadko kiedy my sami je tworzymy. Najczęściej jest ktoś, kto po prostu wpycha nas do tej klatki. Ktoś, kto atakuje nas w taki sposób, że wolimy żyć w zamknięciu, gdzie jest bezpiecznie.

Każde jej słowo wypalało dziurę w umyśle Kendall.

Devla Morton miała niebywały talent do czytania ludziom w myślach jedynie na podstawie kilku usłyszanych słów. A przynajmniej tak zdawało się brunetce, gdy w zastanowieniu przetwarzała jej słowa.

Miała rację. Holland nigdy nie stworzyłaby wokół siebie bańki, gdyby nie czuła się atakowana. A od swoich trzynastych urodzin czuła się jak zwierzyna zamknięta z wygłodniałym lwem. Za każdym razem obrywała coraz mocniej, coraz częściej. Wciąż wmawiano jej, że coś jest z nią nie tak.

VENUS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz