Chapter 12

10.2K 424 123
                                    

#venusvea


— Wybierasz się gdzieś, Kendall?

Pytanie zawisło w powietrzu jak zapowiedź niechybnej śmierci. Nie umknął jej fakt, że użył jej prawdziwego imienia, w dodatku podkreślając je znacząco. Na moment zapomniała, że powinna oddychać.

Wiedział. Więcej, niż podejrzewała. Możliwe, że już dawno wiedział, że knuła coś za jego plecami. Jak mogła być tak głupia, by wierzyć, że mężczyzna nie odkryje prawdy?

Strach chwycił ją za gardło, ale odzyskała zdolność trzeźwego myślenia i jak spłoszone zwierzę cofnęła się w głąb mieszkania. Jak w zabawie w kotka i myszkę, naśladował każdy jej krok, zbliżając się przeraźliwie powoli. Była w pułapce, czego miała całkowitą świadomość. Cisza wokół nich zdawała się współgrać z atmosferą. W ich własnej sztuce nawet muzyka przestała grać, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

Starała się odszukać jakiekolwiek wyjście, jednocześnie nie spuszczając go z oczu. Pierwszą myśl, która wpadła jej do głowy, bez zbędnego przemyślenia, postanowiła zrealizować.

Chwyciła spoczywające na komodzie nożyczki, wyciągając przed siebie zaciśniętą wokół nich dłoń. Ta marna namiastka broni dała jej niewielkie poczucie bezpieczeństwa. Złudną nadzieję na wydostanie się z sideł Nathaniela. Mężczyzna jednak niewzruszony wciąż nieubłaganie zmierzał w jej kierunku.

— Nie zbliżaj się — zdołała jedynie wychrypieć, czując, że każdy kolejną krok w tył zbliża ją do końca korytarza, gdzie będzie musiała zdecydować, w którą stronę uciekać.

Harvers uśmiechnął się lekko, co w tej scenerii nadawało mu upiorny charakter.

— Nie musisz się mnie bać — powiedział miękkim tonem, na co zmarszczyła brwi. Nie ufała mu, ale brzmiał cholernie przekonująco. Jakby nie miał zamiaru jej skrzywdzić. Gdyby nie miała tak wiele na sumieniu, może i zdołałaby mu uwierzyć. Nathaniel jednak zwodził słowami, doskonale wiedząc, w jaki sposób ich użyć. Był jak diabeł, który tylko czekał, aby wciągnąć cię w otchłań piekła za sprawą uroku i kilku doskonale dobranych słów.

Kendall miała ochotę jęknąć z bezsilności, wciąż ściskając w dłoni nożyczki, podczas gdy mężczyzna pokonywał krok za krokiem, dopóki jego klatka piersiowa nie dotknęła tępego ostrza. Niewzruszony patrzył na nią, jakby wcale nie miał zamiaru złamać jej karku. Holland była jednak przekonana, że podobne myśli chodziły mu po głowie.

— Pozwól mi odejść. Nikomu nie zdradzę twoich sekretów — zapewniła, czując się beznadziejnie żałośnie, prosząc go o darowanie życia. Harvers przechylił głowę odrobinę w bok, przyglądając się jej w skupieniu. Był zaskoczony, że w przypływie strachu nie zaczęła płakać. Kobiety przecież zawsze płakały. W oczach Kendall zamiast łez widział determinację.

Metalowa końcówka nożyczek napierała na jego klatkę piersiową, co jednak nie wprawiło go w żaden dyskomfort. Już dawno przestał odczuwać podobnego rodzaju strach.

— Nie zrobisz mi krzywdy, przecież wiesz — stwierdził bez wahania. Znał ludzką psychikę bardziej, niż można by go o to podejrzewać. Wiedział, że ludzie bywają słabi, nawet w obliczu niebezpieczeństwa. Coś w oczach Kendall jednak zdradziło, że nie znał jej wystarczająco dobrze.

— Mylisz się — wyszeptała drżącym głosem. Nim zdążył się zorientować z zamachu wbiła nożyczki w jego ramię, na co zmarszczył brwi na nagłe poczucie dyskomfortu. Na nieskazitelnie białej koszuli zaczęła rozpościerać się niewielka plama krwi wokoło rozdarcia, z którego wystawało narzędzie.

VENUS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz