Rozdział 11

397 16 0
                                    

Madison

Po całej nocy spędzonej na podłodze, kolejnego dnia co chwilę rozmasowywałam bolące plecy. Mimo miękkiego dywanu brak materacu dał mi się we znaki. Obudziłam się sama i bardzo szybko dostrzegłam, że  Connor nie żartował z tym, iż mnie nie wypuści z pokoju. Jego sypialnia miała znacznie lepsze zabezpieczenia niż moja.

Oprócz śniadania, które przyniosła mi Susan nie miałam nic innego do roboty jak leżenie i patrzenie w sufit. Posiłek dostałam wraz z kiepskimi, plastikowymi sztućcami, co skwitowałam lekkim uśmiechem na ustach. Moje dotychczasowe zachowanie musiało dać im do myślenia, skoro bali mi się przekazać zwykłego noża, czy widelca.

Jedne co mi pozostało to czekać na przyjazd mojego brata. W duchu byłam podenerwowana, ale mimo wszystko udało mi się zdrzemnąć jeszcze na chwilę, nim Michael mnie odwiedził i poprosił o pójście za sobą. Poprowadził mnie na zewnątrz posiadłości, do jednego z mniejszych domów znajdujących się wokół.

No tak, Connor nie wprowadziłby drugi raz wroga do swojego prywatnego domu. Ze mną mógł popełnić ten błąd, ale nie był głupi i nie chciał aby ktokolwiek inny poznał rozkład jego azylu.

Jak tylko weszłam do sporej sali, wypełnionej podłużnym stołem i masą krzeseł, moje oczy ujrzały Justina i od razu poczułam pod powiekami zbierające mi się łzy. Uczucie ulgi i radości zmieszały się we mnie i popchnęły mnie w jego stronę, bo od razu zapragnęłam, aby się do niego przytulić. Moje kroki zostały jednak zatrzymane, ponieważ Connor złapał mnie mocno za ramię i pociągnął w swoją stronę.

- Co robisz? Nie mogę się nawet przywitać? - Zapytałam zdenerwowana, na co mężczyźnie nie drgnął nawet mięsień na twarzy.

- A czy mam gwarancję, że nie wykręcicie mi jakiegoś numeru?

Rozczarowanie przecięło moje serce. Nie chciałam odstawiać przedstawienia i zamilkłam, żeby już nie pogarszać sytuacji. Mój brat z kolei zdjął swoją kurtkę i opróżnił kieszenie w spodniach. Ubrania opinały całe jego ciało tak, że niczego nie dałoby się więcej ukryć.

- Nie mam przy sobie nic co mogłoby komukolwiek zaszkodzić. Chcemy się tylko przywitać po tak długim czasie. Przecież jeżeli zapragniesz to możesz nas zabić w każdej chwili. - Powiedział Justin.

Obserwowałam reakcję mojego porywacza i gdy tylko dostrzegłam lekkie skinięcie głową wyrwałam się do brata. W jego ramionach poczułam się po raz pierwszy od dłuższego czasu bezpieczna. Nie dane mi było się zbyt długo tym nacieszyć, bowiem już po chwili Connor nas rozdzielił.

- Tyle wam musi wystarczyć. Parker, masz już dowód na to, że jest cała, a teraz przejdziemy do poważnych rozmów. Michael zabierz stąd Madison.

Nieco zawiedziona faktem, iż każą mi wyjść  i nie będę uczestniczyć w rozmowach poczłapałam za wspomnianym mężczyzną, który o dziwo zaprowadził mnie do mojej starej sypialni. Już myślałam, że znów będę miała okazję uciec, jednak Michael usiadł na krześle w pokoju i ewidentnie nie miał zamiaru się stąd ruszyć.

Po raz kolejny nie potrafiłam usiedzieć na tyłku i zaczęłam chodzić od ściany do ściany zastanawiając się jak potoczą się rozmowy. Tylko czasami skupiałam swój wzrok na brunecie, analizując jego czarny ubiór strażnika i dostrzegając pistolet oraz sztylety przytroczone do pasa.

- Czy możesz przestać się tak kręcić? - Po pół godzinie mężczyzna nie wytrzymał.

Jak wyrwana z transu przystanęłam i na niego spojrzałam. Na szczęście przy nim nie musiałam hamować swojego języka.

ZnalezionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz