Rozdział 2

261 17 31
                                    

Kyle chwilę po tym, jak zakończył rozmowę z rozporkiem, a właściwie z instrumentem mieszczącym się pod nim, dosiadł swoje czerwone Kawasaki i wyjechał z parkingu, gnając z zawrotną prędkością przez uśpione wciąż jeszcze ulice Londynu.

Kurewsko uwielbiam tę maszynę — mówił sam do siebie w myślach, dodając co chwila gazu.

Za stary jesteś na motor! — huczały mu jednocześnie w głowie słowa Eda, starszego brata. — Zmieniłbyś tego diabła na porządny samochód, co było, to było, nie jesteś już młokosem, a teraz już czas na ciebie. Masz dobre wykształcenie i pracę, znalazłbyś sobie kogoś i się ustatkował wreszcie. Matka się martwi — wpierał mu przy każdej nadarzającej się okazji.

Ale on ani myślał o zmianie motoru na samochód, a już na pewno nie o ustatkowaniu się. Miał trzydzieści lat i mógł brać od życia wszystko, co miało dla niego w zanadrzu, a czasem nawet więcej. Osiągnął w swoim życiu, to czego pragnął, a zachcianki? Czerpał garściami. Nie mówiąc o tym, że często same pchały mu się do rąk i do łóżka, jak kobieta z windy.

— W dupie mam ustatkowanie — warknął głośno, a słowa odbiły się głucho od wnętrza kasku na jego głowie. Budziły irytację. Nie tak był wychowany i chyba dlatego zawsze czuł dyskomfort, gdy Ed ganił go za styl życia. Jakby wiedział, czuł podświadomie, że on ma rację. — Za daleko zaszedłem, żeby ktoś znów mi to wszystko zrujnował — złorzeczył, ale to wciąż nie przynosiło ulgi.

Jako dziecko marzył o dwóch rzeczach. O motorze i o tym, żeby zostać fotografem, i za nic w świecie nie miał zamiaru z żadnej z tych rzeczy rezygnować, gdy już je posiadł. Oba marzenia udało mu się spełnić dość szybko jako zaledwie dwudziestokilkulatkowi, choć droga do nich wiodła przez dzikie czasy studiów, których wolał nie wspominać.

Po co znów o tym myślisz? — skarcił sam siebie, zatrzymując się na czerwonym świetle.

Przegazował, żeby rozproszyć myśli, a motor strzelił głośno z rury wydechowej kilka razy. Gdy światło zmieniło się na zielone, wystrzelił jak z procy i znów pędził ulicą z zawrotną prędkością, starając się skupić na drodze i dzisiejszej sesji. I pomimo że jechał już naprawdę szybko, przekraczając dozwoloną prędkość dwa razy, dodał jeszcze trochę gazu. Motor przyspieszył z lekkością, a że ulice były puste o tej porze dnia, a właściwie to jeszcze nocy i patrole policji spały smacznie pod kołdrami w domu, to mógł sobie na to pozwolić. Prędkość zawsze pomagała mu się uwolnić, jakby marzenie o motorze, było czymś, co podświadomie podpowiadało mu przez całe życie, że będzie tego potrzebował.

Zwolnił, dopiero gdy została mu ostatnia prosta po zjeździe z obwodnicy miasta, gdzie ustawionych było kilka radarów mierzących prędkość. Ostatecznie, po czterech czerwonych światłach i jednym skrzyżowaniu, zaparkował motor na przydzielonym mu miejscu parkingowym pod studiem fotograficznym magazynu Rokh — poczytnego czasopisma modowego, dla którego zdecydował się kilka dni temu wykonać sesję zdjęciową do sporego artykułu o modzie casualowej dla mężczyzn. Nie pierwszy raz już podejmował się dla nich wykonania podobnego zlecenia, dlatego był pewny, że i tym razem będzie to proste jak bułka z masłem. Rokh nie należał do wymagających klientów, bo redakcja pracowała w chaosie. Zawsze spóźnieni, zawsze z dziurą w druku, którą trzeba było na szybko zapełnić, bo wypadł inny artykuł i oczywiście bez bazy zdjęć zastępczych, toteż zlecana sesja na ostatnią chwilę, zawsze miała wysokie honorarium, a że dodatkowo poczytność magazynu była spora, a co za tym szło i renoma, dlatego Kyle niemalże zawsze się zgadzał. Znał redaktora i zespół od ładnych kilku lat. Ogólnie współpraca obopólnie przebiegała zawsze bez większych zgrzytów, choć denerwował go ich brak zorganizowania. Były to jednak proste i łatwe pieniądze. Czysty zysk i to jeszcze z napiwkiem w postaci recenzji zdjęć przez krytyków z górnej półki.

Słodki zapach papierosówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz