Rozdział 3

234 18 46
                                    

Chłopak patrzył mu w oczy nieustępliwie, przez co chwilę zajęło Kyleowi zebranie myśli do kupy. Nie miał jednak w zwyczaju bawić się w pozory i nawet gdy zdołał się ogarnąć, to wciąż pożerał chłopaka wzrokiem jak zwierzę na polowaniu, a chłopakowi najwidoczniej się to podobało, bo wciąż nie odwracał wzroku.

Gej? — pytał sam siebie w myślach Kyle. — A jakie to ma znaczenie? — zakpił z pierwszego pytania. Na seks potrafił namówić nawet zatwardziałego hetero, pod warunkiem, że wcześniej nie dostał w gębę.

Jednak tu, teraz, czując wzrok chłopaka na sobie, był przekonany, że to jakaś bliżej niezidentyfikowana energia przeskoczyła iskrą między nimi dwojgiem lub właściwie między ich spojrzeniami i przyciągała je do siebie niczym magnes. Chłopak musiał być gejem. To się wie od razu, od pierwszego spojrzenia — mówił sam do siebie w myślach Kyle i prześlizgnął wzrokiem raz jeszcze po jego sylwetce. Ubrany w jakieś wytarte, jasne jeansy i biały podkoszulek, wyglądał jak pierwszy lepszy chłopak z ulicy, nie mówiąc o tym infantylnym lizaku, ale ta twarz! Naprawdę nie sposób było nie wracać do niej oczami i się na nią zwyczajnie nie gapić. Przyszło mu do głowy, że z taką aparycją chłopak powinien pracować co najmniej dla Prady, a nie dla jakiegoś tam Rokh i według niego zdecydowanie powinien pozbyć się lizaka. On też przyciągał wzrok i nieprzyzwoite myśli kłębiły się Kyleowi od tego widoku pod powierzchnią czaszki. Dziwnym trafem po raz pierwszy w życiu poczuł z tego powodu irytację.

— Ile masz dziś czasu? — zapytał, nie zajmując sobie głowy żadnym "dzień dobry".

Chłopak wyciągnął z ust okrągłego, różowego lizaka i cmoknął. Oblizał truskawkowe wargi.

W głowie Kylea zawył alarm, gdy na to patrzył. Co on robi z ustami? — zadźwięczało mu w głowie. — Jeśli jest gejem, to z kutasa zapewne potrafi zrobić wstążkę.

— Właściwie to... — bąknął chłopak, niskim, lirycznym barytonem wyciągniętym żywcem z erotycznych linii telefonicznych i Kyle dziękował Bogu, że stał w futrynie, bo mógł się jej przytrzymać.

Natychmiast przestał go słuchać, żeby kolana mu się nie ugięły. Odwrócił wzrok, zirytowany coraz bardziej na samego siebie, że każdy atom, z którego składał się chłopak, tak na niego działa.

— Szykuj się, będziemy pracować do nocy, a nawet do jutra rana, jak zajdzie potrzeba — warknął.

— Ale... — chłopak usilnie próbował coś powiedzieć, jednak Kyle zatrzymał go gestem dłoni.

Nie miał zamiaru słuchać żadnych wymówek i utyskiwań.

— Zrobię tę sesję, choćbym miał wyzionąć ducha! Rozumiesz? — podniósł głos groźnie i w jego głowie naprawdę sprawa była przesądzona.

Najbardziej na świecie nie lubił, gdy jakieś błahe rzeczy stawały mu na drodze. Jeśli chodziło o pracę, nigdy się nie poddawał. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych, nawet gdyby sam miał zamienić się w modela i zapozować do zdjęć.

— Ile będzie zmian ciuchów? — zwrócił się do Coreya.

— Siedem? — zasugerował w odpowiedzi Corey, usiłując dać mu do zrozumienia, że przecież sam mówił, że modeli miało być siedmiu.

— Ale ja tu przyszedłem nie na sesję... — wtrącił w końcu twardo chłopak z lizakiem.

Kyle zastygł w bezruchu i wlepił w niego szeroko otwarte oczy, oniemiały.

Chłopak znów wyciągnął z ust lizaka, zrobił z ustami to samo co przed chwilą, aż Kyleowi znów drgnęło coś w spodniach i przełknął ciężko.

Słodki zapach papierosówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz