Rozdział 4

223 15 2
                                    

Kyle zjadł śniadanie składające się z rogalika i resztki swojej kawy, którą zaserwował mu Corey, a potem wbił oczy w zegarek i wyliczał chłopakowi czas do ostatniej sekundy. Kiedy minął, ruszył na plan. Po drodze minął garderobę, nawet do niej nie zaglądając. Nie miał zamiaru słuchać usprawiedliwień i zbędnego tłumaczenia.

— Czas minął! — wrzasnął na całe gardło.

— No nareszcie — odezwał się do niego chłopak, skryty w rogu nieoświetlonego studia. — Zjadłeś ładnie kaszkę?

Kyle spojrzał szybko w jego stronę. Siedział na podłodze w spodniach koloru khaki i niebieskiej, rozpiętej do połowy koszuli. Bosy i z włosami zaczesanymi do tyłu. Wyglądał tak cholernie gorąco, że Kyle musiał się znów upomnieć, żeby się na niego nie gapić.

Chłopak wykrzywił usta w grymasie.

— Czekam i czekam, ale chyba grymasiłeś przy jedzeniu, bo zeszło ci na tym strasznie długo — zakpił z niego.

Kyle rozejrzał się po planie. Tego było za wiele. Facet od światła zamarł, a dziewczyna od blendy pobladła, ale udawali, że dalej coś ustawiają. Makijażystka przyszła coś poprawić, ale zmyła się w mgnieniu oka, machając pędzlem po twarzy chłopaka bez ładu i składu. Kyle wrócił na chwilę do chłopaka wzrokiem, spojrzał na niego ostrzegawczo, a potem znów na faceta od światła i dziewczynę od sprzętu.

— Gotowe? — zapytał, a oni oboje kiwnęli jedynie głowami twierdząco w odpowiedzi. — Na środek — nakazał chłopakowi. — Zaczniemy od kadru amerykańskiego, przygotuj się.

Zobaczymy, komu nie smakowała kaszka — zadrwił w duchu.

Chłopak wyszedł na środek, a Kyle wodził za nim wzrokiem i widział, że jest zmieszany.

— Wiesz w ogóle co to za kadr?

Chłopak się zmieszał. Pokręcił głową przecząco.

— Dlatego nie powinieneś nigdy się śmiać z cudzej kaszki, bo sam masz mleko pod nosem — upomniał go, a potem podszedł bliżej.

Obejrzał się na zespół.

— Zostawcie nas na chwilę samych — poprosił i wszyscy posłusznie wyszli.

Chwilę stał z chłopakiem twarzą w twarz i mierzył się z nim na spojrzenia. Patrzył mu prosto w te hipnotyzujące, szaro-niebieskie oczy okraszone słodkimi piegami na nosie i miał ochotę zdzielić go przez ten blond łeb. Zapewne by to zrobił, gdyby nie to, że wtedy miałby na pienku z makijażystką i fryzjerem. Wpadł na inny pomysł. 

— Jeszcze nigdy nie wyrzuciłem nikogo z planu, więc jeśli chcesz zadebiutować, to powiedz jeszcze słowo. Może i jesteś dziś jedyny, ale nigdy nie niezastąpiony, pamiętaj — ostrzegł surowo. — Masz twarz, z której możesz zrobić użytek, ale wszystko zależy od tego, czy potrafisz się zachować i pokazać, że babcia zrobiła dobrą robotę i nie wychowała cię na prostaka — dogryzł mu na koniec.

Trochę liczył, że na wzmiankę o babci, chłopak się zdenerwuje i poniosą go emocje, a wtedy naprawdę po raz pierwszy będzie mógł wyrzucić kogoś z planu, ale o dziwo chłopak przełknął ciężko, a w jego oczach zobaczyć można było prawdziwą pokorę. Pokiwał głową twierdząco i spuścił oczy. Kyle nie czuł się z tym najlepiej, ale też nie wyrzucał sobie za doprowadzenie smarkacza do pionu. A z drugiej strony chciał go tu zatrzymać do tego stopnia, że mimo wszystko puścił mu tę zniewagę płazem, jedynie upominając.

— Przepraszam — stęknął cicho chłopak i szybko podniósł wystraszone oczy do jego oczu. — Ale to się nie liczy, jako to jedno słowo, za które mnie wyrzucisz? — zapytał przerażony.

Słodki zapach papierosówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz