Rozdział 10

192 17 3
                                    

Jeszcze tego samego dnia Kyle pojechał do Why Not, ale nie zastał tam ani właściciela, ani Jase'a.

Kurwa, nawet nie wiem, gdzie on mieszka! — zezłościł się sam na siebie i postanowił, że nie odpuści.

Dzień później z zegarkiem w ręku i zgrzytającymi zębami ze złości znów stał i czekał na Jase'a pod Why Not. Ten zjawił się punktualnie o szesnastej — zasmarkany i czerwony na twarzy — kiedy to zaczynała się jego zmiana.

Boże on naprawdę wygląda jak jakiś dzieciak — pomyślał, gdy zobaczył go znów w bluzie z kapturem, jeansach i ciemnej kurtce długiej do pół uda. Z plecakiem na plecach.

Szedł chodnikiem z rękami w kieszeniach i gdy zobaczył Kyle'a chciał dosłownie uciekać, ale on podbiegł, złapał go za rękaw i wciągną do knajpy. Siłą postawił przed barem, twarzą w twarz z właścicielem, który skrzywił się niezadowolony.

— Chciałeś pracować w takim stanie? — zapytał chłopaka.

Był już po rozmowie z Kylem. Oboje uznali, że Jase zachowuje się dziecinnie i nieodpowiedzialnie.

— Byłeś u lekarza? — zapytał groźnie.

Jase pokręcił głową przecząco.

— Zabierz go do lekarza — poinstruował Kyle'a. — Niech się tu nie zjawia w takim stanie.

Ten przytaknął jedynie skinieniem głowy i wyprowadził znów Jase'a z knajpy, trzymając kurczowo za łokieć.

— Co się z tobą dzieje? — zawarczał na niego, gdy byli na zewnątrz.

— A z tobą? — odpysknął jase. — O co tobie chodzi?

— Zachowujesz się jak dzieciak! Jesteś chory jak diabli i do tego robisz głupoty!

— Ale jestem dorosły! To moja sprawa! — wykrzyczał mu w twarz i wyszarpnął rękaw z jego dłoni.

— Jesteś chory! Dlaczego wyszedłeś z łóżka? — zarzucił mu z pretensją Kyle.

— Pytasz o swoje łóżko, czy ogólnie? — odpysknął Jase. — Muszę chodzić do pracy, jakbyś nie wiedział!

Kyle poczuł, jak się w nim gotuje.

— No to już nie musisz — warknął. — Słyszałeś, co powiedział twój szef. Nie musisz mi dziękować. Sam na to wpadł, zanim mu to podsunąłem!

Jase otworzył szeroko oczy.

— Rozmawiałeś z nim? — zapytał z niedowierzaniem. — Po cholerę się wtrącasz? — prawie krzyknął.

Kyle na chwilę oniemiał. Znów dostał w policzek.

— Nie muszę, tylko powiedz! Odwrócę się na pięcie i KURWA zniknę! Chcesz? — wydarł się na całe gardło.

Jase oprzytomniał. Otworzył najpierw szeroko oczy, a potem nabrał powietrza, jakby chciał dalej pyskować, ale wypuścił je z płuc i spuścił głowę.

— Nie — odpowiedział skruszony.

— Nareszcie zmądrzałeś — ofuknął go Kyle.

Znów złapał za rękaw i poprowadził na postój taksówek. Chłopak spojrzał na niego pytająco.

— A gdzie masz motor? — zapytał z lękiem w głosie.

— Chyba se jaja robisz, że pojechałbym z tobą w takim stanie na motorze. Puknij się w łeb! — warknął na niego znów.

— A samochód?

— Jest dopiero dziś do odbioru. Muszę po niego jechać, ale mam na głowie faceta, który jest głupszy, niż ustawa przewiduje i zachowuje się jak smarkacz!

Słodki zapach papierosówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz