Rozdział 6

192 16 5
                                    

Rozstali się bez wielkich słów, bez tłumaczenia i bez zażenowania. Tak przynajmniej wydawało się Kyle'owi. Odprowadził chłopaka wzrokiem do drzwi i chwilowo przeszło mu przez myśl, gdy ten potknął się w progu, że ucieka przed nim w popłochu, ale chłopak się obejrzał i posłał mu nieśmiały uśmiech. Gdy zniknął, Kyle sam prychnął śmiechem.

— Ja jestem naprawdę porąbany — zadrwił na głos. — Przecież to on miał przede mną klęczeć.

Potem wyszedł z zaplecza i wypił kilka drinków z Sanderem. Impreza skończyła się dla niego nad ranem, bo nie to, żeby skończyła się ogólnie. Sander balował jeszcze jedną noc, a Kyle wrócił wieczorem do knajpy, gdy alkohol wywietrzał mu z głowy, zwodzony nadzieją, że znów spotka Jase'a, ale chłopaka nie zastał. Cały wieczór i całą kolejną noc nie pojawił się za barem.

Uciekł? Naprawdę uciekł przede mną? — pytał sam siebie Kyle.

— Hej! — zawołał do znajomej barmanki, która się na niego napalała tamtego wieczoru.

— Aaaa to ty, słucham, czego ci potrzeba? — zapytała przymilnie.

— Jase.

— Co Jase? — zapytała arogancko i wykrzywiła usta w grymasie.

— Będzie dzisiaj? — zapytał.

— Nie, dziś ma chyba wolne, ale nie jestem pewna — odpowiedziała, choć widać było, że nie jest skora do pomocy.

— Możesz sprawdzić? — poprosił.

— A ty obsłużysz bar? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, znów odpychająco.

Kyle już wiedział, że nici z informacji. Rozejrzał się po knajpie, ale nie miał już kogo zapytać. Było spokojniej niż wczoraj, choć Sander wciąż okupował knajpę i jego niezłomni w piciu alkoholu i paleniu skrętów koledzy po fachu, bawili się wciąż na całego. Wyszedł z Why Not około północy. Przespał się kilka godzin, a potem wstał, zjadł śniadanie i usiadł do komputera.

— Czas obrobić zdjęcia, nie mam już więcej czasu, a weekend za pasem — powiedział do siebie w ramach motywacji.

Pół godziny później znów złapał się na tym, że gapi się na twarz chłopaka. On go za każdym razem hipnotyzował bardziej i Kyle zapadał się głębiej. On go pochłaniał.

— Co masz takiego w sobie? — pytał bezwiednie na głos.

Potem zebrał się w sobie i pracował nad zdjęciami do późnego wieczora. Wyszły obłędne. Dosłownie oczu nie można było od nich oderwać. Siedział i patrzył na nie zamyślony, a potem wyciągnął umowę z Rokh. Przejrzał każdą linijkę. Wynikało z niej, że zdjęcia najpóźniej musi dostarczyć w niedzielę przed północą, a odstąpienie od umowy kosztowało, nie bagatela półtora tysiąca funtów. Ni dużo, ni mało dla Kylea, ale żeby tak mieć na zbyciu...

— Jeszcze poczekam — powiedział sam do siebie i zamknął plik ze zdjęciami.

W głowie majaczył mu jasno oświetlony telebim na Piccadilly Circus. Ten największy, najdroższy w samym centrum West End. To była potężna szansa. Prada? Vuitton? Gucci? Byłoby to możliwe?

Jeszcze o tym nie myśl. To zbyt śmiałe marzenia — nakazał sobie i położył się do łóżka.

Następnego dnia znów poszedł do Why Not. Sander zakończył swoje pijackie libacje i pub był prawie pusty. Nigdzie za barem nie było aroganckiej barmanki, ale chłopaka również. Usiadł przy barze na wysokim stołku, a po chwili pojawił się niski mężczyzna, ale nie w uniformie jaki miał na sobie Jase tamtego wieczoru, jedynie przewiązany w pasie jego fartuchem.

Słodki zapach papierosówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz