Kyle leżał w białej, satynowej pościeli, a wiatr wpadający przez otwarte okno balkonowe chłodził przyjemnie jego ciało. Była północ. Nie potrafił zasnąć, a upały panujące w dzień potęgowały uczucie gorąca w nocy i tym samym bezsenność. Przewrócił się na bok po raz dziesiąty. Jego oczy spoczęły na poduszce obok. Była pusta. Był sam. Od wydarzeń przy Piccadilly Circus minęło trzy miesiące. Czuł się samotny. Pogładził poduszkę dłonią.
— Tęsknię za tobą Chase... — wyszeptał sam do siebie.
Po co się katujesz — zadał sobie pytanie w głowie. — Jest dobrze. Może być lepiej. Tylko lepiej.
Odwrócił się plecami do pustej poduszki i zasnął ciężko i głęboko. Był okropnie zmęczony. W dzień pracował od świtu i skończył o zmierzchu. Nad ranem, gdy niebo szarzało, poczuł, jak materac ugina się w nogach, a potem na sobie jego usta. Ciepłe i zmysłowe. Całowały go najpierw po udzie i pięły się w górę, a opuszki palców wędrowały razem z nimi po jego ciele, wywołując dreszcz podniecenia. Stwardniał w jedną sekundę.
— Chase... — wyszeptał zaspanym głosem. — To naprawdę ty?
— Nie otwieraj oczu — usłyszał jego niski głos.
Zrobił, jak kazał. Bał się, że zniknie. Podświadomie czuł, że to sen. Usta Jase'a pocałowały przez materiał jego nabrzmiałą erekcję, a potem skubnęły jej czubek.
— Chase... — jęknął spazmatycznie Kyle.
— Nie otwieraj oczu — nakazywał Jase i wciąż piął się ustami w górę, a Kyle opuszkami palców dotykał jego ramion. — Leż spokojnie. Przyjdę do ciebie.
— Chase... — dyszał Kyle, czując jego miękkie usta przy pępku.
Piął się nimi co centymetr, całując i skubiąc jego skórę, a czasem przeciągał po niej ciepłym językiem lub delikatnine przygryzał skórę zebąmi. Dotarł do mostka i pocałował oba jego sutki, okalając je językiem.
Pokój natychmiast wypełnił się ciężkim oddechem i spazmatycznymi pojękiwaniami Kyle'a. Wtedy Jase powędrował mokrą stróżką po jego szyi, aż wreszcie dotarł do ust. Pocałował je zachłannie, a jego dłoń chwyciła za brzeg bielizny. Kyle uniósł biodra, żeby mu ułatwić to co chciał zrobić. Ten szarpnął i obniżył mu bokserki, a potem objął jego erekcję. Ścisnął mocno, aż Kyle jęknął głośno.
— Powiedz, jak bardzo jest ci dobrze — zażądał Jase.
— Bardzo — stęknął Kyle w odpowiedzi. — Dojdę w jedną chwilę. Tak dawno tego nie robiłem.
Zacisnął dłonie na bokach chłopaka, ale on znów zaczął całować jego szyję, wędrując ustami w dół, nie zaprzestając coraz brutalniej masować go ręką.
— Powiedz kiedy? — wyszeptał, uwodzicielskim głosem.
— Dosłownie za sekundę — jęknął Kyle i poczuł ciepłe wnętrze ust i język chłopaka masujący już jego erekcję.
— Jase! — jęknął jego imię i doszedł mu w ustach.
Chłopak zarechotał jak diabeł. Kyle dyszał jak po biegu. Jase wspiął się na niego i pocałował. Kyle poczuł smak samego siebie wymieszany z czymś słodkim i papierosami. To była zmysłowa mieszanka.
— A teraz śpij — wyszeptał niskim głosem Jase. — Nie otwieraj oczu. Jestem tu.
Głaskał go jeszcze chwilę po włosach, nim Kyle zasnął, a potem aż do rana czuł go w ramionach. Jednak gdy otworzył oczy, obok nie było nikogo. Poduszka była nietknięta, ale w powietrzu wydawało mu się, że wciąż unosi się zapach papierosów i czegoś słodkiego. Usiadł na łóżku i przeczesał włosy palcami. Podparł czoło na łokciu, a wzrok utkwił w swojej zdrowej już nodze. Zostały na niej tylko dwa wciąż żywo czerwone, choć zabliźnione ślady po śrubach, które chirurg wyjął raptem dwa tygodnie temu, a Kyle lada dzień miał rozpocząć rehabilitację.
CZYTASZ
Słodki zapach papierosów
General FictionKażdy w życiu ma jakieś marzenia. Jedni marzą o miłości inni o dużych pieniądzach. Co jeśli przyjdzie ci wybrać między jednym a drugim? Przed takim dylematem staje Kyle. Trzydziestoletni, pewny siebie i nieco rozwiązły fotograf, który marzy o współ...