Rozdział 16

234 17 10
                                    

Kyle stał na mokrym od deszczu chodniku z zadartą głową i patrzył na ogromny telebim zawieszony na budynku. Jeszcze wczoraj wyświetlał się tu David Beckahm z reklamą zegarków TagHeuer, a dziś? Dziś Kyle miał wrażenie, że czuje znów znajomy zapach papierosów wymieszanych z czymś słodkim. Z reklamy patrzył na niego Jase tymi swoimi oczami koloru egzotycznej wody oceanu gdzieś w zakątkach Poliznezji Francuskiej. W zaledwie dwa miesiące wspiął się tam, gdzie Kyle nigdy nie był w stanie w swojej dziesięcioletniej karierze fotografa. Czuł jednocześnie satysfakcję i złość. To dzięki niemu Jase tam był. Wiodło mu się. Zdobył sławę, uznanie i... nowego partnera. Kyle zacisnął zęby, ale łzy i tak zapiekły go pod powiekami. Nie chodziło nawet o to, że sam stracił zdrowie, pieniądze i szansę na współpracę z domem mody. Nie. Od samego początku chodziło o to, że tak podle oszukał jego zranione serce. 

— I jak się czujesz tam u góry? Hm? — zapytał prześmiewczo, przecinając swoim zirytowanym głosem uliczną, wieczorną ciszę.

— Niezbyt — odpowiedział mu niski głos zza jego pleców.

Kyle znieruchomiał. Znał ten głos i zapach, który właśnie go dosięgnął. Myślał, że to tylko złudzenie, a jednak okazał się prawdziwy. Papierosy i coś słodkiego. Chciał się odwrócić, ale wiedział, że to tylko przysporzy mu mentalnego bólu, dlatego stał w bezruchu. Było mu też trochę głupio, że został tak przyłapany na gapieniu się na reklamę i gadaniu samemu do siebie.

— Niezbyt? — zakwestionował, chcąc zatuszować skrępowanie. — Powinno być wspaniale.

— A co u ciebie? — zapytał Jase, zmianiając temat, a jego głos brzmiał żałośnie.

Kyle się zaśmiał.

— Niezbyt.

— Dlaczego nie przyjąłeś propozycji pracy? — zapytał bardzo poważnie Jase. Teraz w jego głosie wyczuwalna była nuta złości.

Kyle prychnął kpiąco.

— Pytasz serio? Czy jaja se robisz? — zapytał. — Czy to nieoczywiste?

— Nie — zaprzeczył natychmiast Jase.

Jego głos był zdecydowany i szorstki.

— Nie chciałem z tobą pracować — odpowiedział równie szorstko Kyle. — Teraz już rozumiesz?

— Dlaczego? Nie rozumiem — dopytywał Jase, jakby się nigdy nic nie stało.

Kyle poczuł irytację. Wykrzywił usta w grymasie i odwrócił się na pięcie. Kula upadła na ziemię. Jase zerwał się z murku, na którym siedział, schowany pod zadaszeniem przystanku autobusowego tuż przy wejściu do galerii handlowej, ale Kyle zatrzymał go gestem ręki.

— Poradzę sobie! — warknął i powoli sięgnął po kulę, a potem z powrotem się wyprostował. Kosztowało go to okrutny ból, ale nie dał tego po sobie poznać. — Niczego od ciebie nie chcę — syknął przez zaciśnięte zęby.

Spojrzał przy tym na Jase'a wyzywająco. Stał pod wiatą przystanku jak posąg. To dlatego nie dostrzegł go wcześniej, choć czuł zapach. Ubrany w czarny płaszcz, koszulę i ciemne spodnie, wyglądał elegancko ale z daleka widać było, że pomimo drogich ubrań wyglądał mizernie. Miał podkrążone oczy i nie wyglądał zdrowo, zapewne przez nawał pracy, a może też przez dręczące przeziębienia. Wciąż jednak jego oczy miały to łagodne, hipnotyzujące, błękitne spojrzenie, które Kyle tak w nich lubił, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Nie chciał tego widzieć. Nie chciał się nim i jego zmęczeniem przejmować. Jase nie wyglądał też na zaskoczonego jego stanem. Pogruchotaną nogą i wciąż podrapaną twarzą.

Słodki zapach papierosówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz