Rano Kyle znów obudził się sam w łóżku. Podniósł się na łokciach i rozejrzał wokoło, ale Jase'a nie było, ani obok w pościeli, ani w sypialni. Wsłuchał się przez chwilę w ciszę panującą w mieszkaniu. Było cicho, jak makiem zasiał. Nie doszedł jego uszu żaden odgłos. Jase wyszedł bezszelestnie i zniknął.
Faktycznie jak kot — zaśmiał się w myślach Kyle, przypominając sobie słowa Sandera, gdy spotkał go kilka dni temu pod sklepem.
Opadł z powrotem na poduszkę i przetarł zaspane oczy.
— Kociątko — poprawił sam siebie i parsknął śmiechem. Poczuł się skrępowany sam przed sobą, ale to było takie miłe uczucie.
W głowie usłyszał to jego miękkie "dochodzę" i ciarki razem z falą gorąca przeszły mu po ciele. Czyżby tygrysek? — zapytał się w myślach i zaśmiał głośno w poduszkę.
Boże jakie to głupie — pomyślał, ale wcale nie zaprzeczał, że chciał się czuć jak głupek. Chciał być głupkiem.
Potem wstał, a w kuchni czekało na niego śniadanie. Podrapał się w głowę i znów uśmiechnął speszony.
Jestem w związku? Czy tylko mi się wydaje? — zapytał sam siebie i wciąż podobało mu się to, co czuł w środku. To poczucie przynależności. A śniadanie? Smakowało tak samo dobrze, jak to uczucie, które czuł. Chciał być w związku, ale czy już był? Postanowił, że to będzie temat na kolejną rozmowę. Wyłączność, którą sobie obiecali zeszłej nocy, jeszcze tego nie determinowała.
Kiedy zjadł wszystko, co naszykował dla niego Jase, włożył naczynia do zmywarki i usiadł do komputera. Ostatni raz rozpakował folder ze zdjęciami Jase'a i przyjrzał im się tym razem naprawdę bardzo dokładnie. Nie było już co poprawiać, ale były jeszcze zdjęcia z wczoraj ze studia. Je też przejrzał, wybrał dosłownie dwa, które nie pokazywały więcej, niż Jase by sobie życzył, obrobił technicznie i dopakował do paczki. Stworzył portfolio na swoim szablonie i spakował w cztery maile. Dołączył krótką treść i bez zastanowienia wcisnął cztery razy "wyślij". Zamrugał oczami i wziął głęboki oddech.
Boże, oby coś z tego wyszło — powiedział sam do siebie z przerażeniem. Jeszcze nigdy ręce mu się tak nie trzęsły i nie targały nim takie emocje. — Trochę będzie mi głupio mu wytłumaczyć, ale mam nadzieję, że to zrozumie.
Zdjęcia były jego własnością, dopóki nie przekazywał ich zgodnie z umowami do zleceniodawców. Wciąż jednak prawo autorskie było prawem autorskim i zdjęcia, pomimo że ukazywały się w mediach, to wciąż on był autorem, ale nie o to chodziło. Rokh nie gwarantowało rozgłosu. Takie sobie pisemko, szkoda było na nie tych zdjęć. Były warte więcej, a już na pewno szansę, jak nie dla niego samego to dla Jasea. Może nawet zwłaszcza dla Jasea. Kyle musiał zaryzykować. Nigdy nie był tak bardzo zadowolony z sesji i jej rezultatów.
Zalogował się na konto w banku i przelał odszkodowanie do Rokh, a potem napisał do redaktora. Usprawiedliwił brak zdjęć zepsutym sprzętem i dołączył potwierdzenie przelewu odszkodowania. Był świadomy i podejrzewał, że Rokh nie będzie więcej chciało z nim współpracować, ale i tę stratę był w stanie ponieść. Po prostu postawił wszystko na jedną kartę w tym przypadku. Po raz pierwszy w życiu postawił wszystko na jedną jedyną sznsę.
— Albo się uda, albo nie, kurwa trudno. Już nie myśl o tym — nakazał sobie głośno.
Telefon rozdzwonił się jeszcze tego samego dnia, zanim wyszedł do Why Not. Nie spodziewał się tego kompletnie.
— Dzień dobry, z tej strony Chelsea Parker, asystentka prezesa Gucci London. Czy dodzwoniłam się do pana Kylea Wevera?
Kyle zamrugał oczami, a serce podeszło mu do gardła. Stał właśnie w przedpokoju w samych spodniach z dresu i mokrymi włosami po kąpieli i patrzył na siebie w lustrze na końcu korytarza. Miał wrażenie, że krew odpłynęła mu z twarzy.
CZYTASZ
Słodki zapach papierosów
Ficción GeneralKażdy w życiu ma jakieś marzenia. Jedni marzą o miłości inni o dużych pieniądzach. Co jeśli przyjdzie ci wybrać między jednym a drugim? Przed takim dylematem staje Kyle. Trzydziestoletni, pewny siebie i nieco rozwiązły fotograf, który marzy o współ...