I jak liście wiosną spadam wciąż.
A łzy po twarzy spływają też.
Nigdy nie zatrzymam ich.
Nigdy się nie opanuje.
W tej mej histerii się topie.
A za taflą tylko tych liści cienie widzę.
Cząstka po cząstce słońce zakrywają.
I znowu w ciemności mej wiosny się odnajduje.
Chcę wciągnąć cię w ten mój świat, abyś też takiego mógł mnie poznać.
Bezbronnego od ciemności.
Oschłego od chłodu.
Zagubionego od braku...
Chwyć mnie tylko za rękę, tak czule, troskliwie, bezpiecznie.
Szepcz mi do ucha cokolwiek, twój głos koi jak wrzosy.
I znowu pocałuj mnie mocniej, chce poczuć nareszcie to szczęście.
I oddaj mi się cały, ta ciemność już przemija daleko.
Bo tutaj jesteś...
Nadal jesteś...
Z wielu muzyka dochodzi.
Liście ponownie spadają, tym razem za rękę mnie trzymasz.
I już mnie nigdy nie dotkną.
Przy kominku mnie obejmujesz, najczulej.
Do skutku przytulasz, aż uśmiech w oczach też ujrzysz.
Nucę ten wiersz, leżąc na tobie, ponowie.
I dobrze, że mnie trzymasz, bo znowu z liśćmi odlatuje.
CZYTASZ
A gdyby jednak ...
PoesieCzytelnik w tym tomiku peozji znajdzie osobiste emocjonalne przemyślenia, zachowane w nowoczesnej nieoczywistej formie autora.