Podejdź do mnie jeszcze raz,
Przede wszystkim nie znów tak.
Przyjdź i powiedz, że masz plan.
A ja postaram znaleźć na niego czas.
Od gonitwy po terapiach, leków na czas połykaniach, może gdzieś tam znajdę czas.
Gdzieś pomiędzy szczęściem śmiechem, a upadku ciężkim wdechem znajdę czas.
Nie mam go zbyt dużo z resztą, aż mi smutno, że aż tak.
Gdybyś wiedział tyle ile ja, już byś uciekał we łzach.
Po upadku wskakuję do studni głębokiej, nawet wołać mi się nie śni.
Czas marnuję… tylko mój.
Chodź chwilami bywał pyszny.
Bo kocham się w mężczyźnie, który nie żyje i takim pozostanie na wieki.
Czy to ty?
Byłbyś moim czasu strażnikiem, byś już dawno ożywił nas, gdybyś tylko trochę chciał.
Chciałem być dla ciebie jak Jezus dla świata.
A ty miałeś być moją Laną Del Rey ukochaną.
Gdzieś tam rozminąłeś czasu bieg.
Bo od dawna już na sobie nie skupiamy się.
I te bezsilności noże rzucam na barki swe.
Nie ubiorę tego w pieśń, że po kolei Ty i Ja porzucamy się.
A zastanawiałeś może się- skoro jedno kocha, a drugie nie.
To jest sens tak złudzać się?
Po co stoisz, po co patrzysz jak do studni wpadam znów.
I mi ręki swej nie podasz, bo czarniejsza jest niż tu.
Po co cię koch…?
Od kolan pnę się w górę(znowu), bym chodź raz ujrzał nasz cień, w myślach gdzieś.
Bo na jawie tylko w jednym miejscu tak kiedyś stało się.
Gdy nie winni staliśmy pod mostem nad Wisłą i tuliliśmy się.
Głowo! Dość ! Zaklinam cię!
CZYTASZ
A gdyby jednak ...
PoetryCzytelnik w tym tomiku peozji znajdzie osobiste emocjonalne przemyślenia, zachowane w nowoczesnej nieoczywistej formie autora.