ROZDZIAŁ 19. BLIZNY

31 7 9
                                    


Świadomość to wracała to uciekała ze mnie nie zabawiając zbyt długo. Pulsowała kilka minut w mojej głowie, by ponownie mnie opuścić, pociągając w ciemność. W tych krótkich momentach względnej przytomności czułam tak potworny ból, że modliłam się o nieświadomość, by utopić się w ciemności i nic już więcej nie czuć. Było mi gorąco, czasem zimno, albo nic nie czułam. Słyszałam głosy, ale jakieś zniekształcone i demoniczne. Otwierałam oczy, ale nie miałam wzroku, mówiłam, ale bez słów. Byłam oderwana od siebie i walczyłam z ciałem, które odmawiało posłuszeństwa. Apogeum nastąpiło, gdy ludzie krzątający się obok mnie sprawili, że zwymiotowałam z bólu. Polewali czymś moje ciało, skóra jakby topiła się i rozpuszczała niczym wosk. Wtedy ogień zastępowany był przez lód i mrozili mnie uciszając zranione nerwy. Drżałam z zimna i strachu bojąc się, że tak wygląda śmierć i ostatnie moje sekundy w tym ciele. To był ten moment, gdy dotarło do mnie, że wcale nie chcę umierać, myśli samobójcze zostały zastąpione mantrą, którą powtarzałam jak modlitwę: „Jeszcze nie teraz! Błagam jeszcze tyle mam do zrobienia. Proszę, nie teraz!"
— Livid? — usłyszałam szept i chciałam otworzyć oczy, ale były czymś zaklejone. Jęknęłam tylko dając znak temu komuś, że go słyszę.
— Nie otwieraj oczu, zasłoniliśmy ci je, bo miałaś światłowstręt. — To zdanie wystarczyło, bym rozpoznała Koto. Wyciągnęłam na oślep rękę i poczułam jego dotyk. Załkałam bezwiednie czując ulgę.
— Co się stało? Gdzie ja jestem?
— Evelyn, cię przywiozła. Wpierw myślała, że zasnęłaś, ale zaczęłaś majaczyć w gorączce i przez cztery dni doglądała cię. Teraz jesteś w szpitalu, nie przejmuj się, najgorsze już za tobą.
— Nie wiem, w co, żeś się wpakowała, ale wyglądałaś jakby cię oblali kwasem. To świństwo trzeba było wyparzyć, bo nie chciało się goić. — rozpoznałam głos Hanonima i poczułam ukłucie winy. Nie zamierzałam mu mówić, że zdobyłam oko, ani co zrobiłam płazodrzewowi.
— Moje ciało?
— Będziesz jak nowa, wszystko się zagoi, nie masz się co martwić. — pocieszył mnie. — jesteś obandażowana liśćmi pellisy trójlistnej więc skóra ci odrośnie. Pod warunkiem, że będziesz pić również jej napar.
Wyswobodziłam dłoń z uścisku Koto i sięgnęłam do głowy chcąc rozwiązać bandaż. Koto jednak mnie wyprzedził i zrobił to za mnie. Zamrugałam otwierając zaropiałe oczy i rozglądając się. Byłam w sali szpitalnej, było ciemno, a przed sobą miałam twarz Namukoto.

Vivid?

Jestem, mała,  odpowiedział od razu, a po jego tonie zrozumiałam, że nic poważnego mu nie grozi. Odetchnęłam z ulgą i opadłam na poduszki. Kątem oka dostrzegłam swój opatrunek i dotknęłam zeschniętych zielonkawych liści przyklejonych do moich piersi i brzucha.
— Będzie bolało, więc przygotuj się Livid. Odrastanie skóry, to żadna przyjemność, ale lepsze to niż taka wielka blizna co? — mruknął Hanonim i skierował się do drzwi. — powiem Maru, że się obudziłaś.
Hanonim wyszedł, a ja zerknęłam na Koto.
— Nigdy więcej tak nie uciekaj Livid. — chłopak posłał mi groźne spojrzenie. — nie było cię prawie tydzień, a potem wracasz ledwo kontaktując, a Vivid ma zwichnięte skrzydło. Zlituj się, dziewczyno.
— Wyparł się wszystkiego. — jęknęłam nie mogąc pozbyć się wspomnienia karcącego mnie Zemiego. — Zemi wyparł się tego, co przeczytał. Koto ja nie wiem co mam robić.
Załkałam zaciskając powieki. Wróciłam na Aurum, byłam bezpieczne, ale co z tego, skoro znów byłam w punkcie wyjścia.
— No już, cii. Wiem, że boli, ale mamy nowy plan. — Namukoto posłał mi pocieszający uśmiech gładząc po ramieniu. Chciał coś jeszcze dodać, ale do sali weszła Maru i chłopak się obejrzał.
— Ale nam napędziłaś stracha! Następnym razem lecę z tobą! — fuknęła stając z drugiej strony łóżka.
— Właśnie mówiłem jej, że mamy nowy plan. — Namukoto posłał Maru znaczące spojrzenie.
— Tak, zgadza się, ale wiąże się to z przeniesieniem na Ziemie. Musisz sprawiać wrażenie, że tam mieszkasz.
— Co? Nie! Nigdzie nie idę! Ziemia jest dla mnie skończona, w życiu tam nie wrócę.
— Oj z pewnością wrócisz, bez dyskusji. Teraz jednak musisz odpocząć. Dopiero gdy zasklepią ci się rany będziesz zdolna do jakiejkolwiek wędrówki. — Maru ściągnęła mnie delikatnie, choć stanowczo w dół i poprawiła poduszki.
— Masz wypij przed snem, jeszcze ciepłe, powinnaś wypić szybko. — Namukoto podał mi drewniany kubek. Powąchałam zawartość, ale była bezwonna. Siorbnęłam łyk i prawie natychmiast wyplułam wszystko na kamienną posadzkę czując jak przyklejone liście na piersiach pękają wraz z ranami. Smak był obrzydliwy. Gorzki, ale też trochę chemiczny. Czułam na języku smak chloru czy czegoś w tym rodzaju. Odruch wymiotny pojawił się chwilę później, ale nic nie zwróciłam.
— Hanonim mówił, że to okropne, ale dasz radę Livid. No dawaj, za Vivida. — Podetknął mi kubek pod nos, a ja zamknęłam oczy i duszkiem wypiłam zawartość. Tak jak jeszcze kilka minut temu byłam głodna, teraz cały apetyt odszedł w zapomnienie, a ja opadłam na materac modląc się, by nie zwymiotować.
— Brawo! — Maru odstawiła kubek i nakryła mnie kocem. — Powinnaś jeszcze spać w opasce, bo rano światło może cię razić, a ta roślina powoduje światłowstręt.
Nachyliła się i powoli owinęła mi oczy bandażem.
— Spróbuj zasnąć, my będziemy na Aurum, dopóki się nie obudzisz. — powiedział Namukoto gładząc moją dłoń pocieszająco. Dosłyszałam szurniecie krzesła potem zamykanie drzwi i zaległa cisza.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz