Świadomość to wracała to uciekała ze mnie nie zabawiając zbyt długo. Pulsowała kilka minut w mojej głowie, by ponownie mnie opuścić, pociągając w ciemność. W tych krótkich momentach względnej przytomności czułam tak potworny ból, że modliłam się o nieświadomość, by utopić się w ciemności i nic już więcej nie czuć. Było mi gorąco, czasem zimno, albo nic nie czułam. Słyszałam głosy, ale jakieś zniekształcone i demoniczne. Otwierałam oczy, ale nie miałam wzroku, mówiłam, ale bez słów. Byłam oderwana od siebie i walczyłam z ciałem, które odmawiało posłuszeństwa. Apogeum nastąpiło, gdy ludzie krzątający się obok mnie sprawili, że zwymiotowałam z bólu. Polewali czymś moje ciało, skóra jakby topiła się i rozpuszczała niczym wosk. Wtedy ogień zastępowany był przez lód i mrozili mnie uciszając zranione nerwy. Drżałam z zimna i strachu bojąc się, że tak wygląda śmierć i ostatnie moje sekundy w tym ciele. To był ten moment, gdy dotarło do mnie, że wcale nie chcę umierać, myśli samobójcze zostały zastąpione mantrą, którą powtarzałam jak modlitwę: „Jeszcze nie teraz! Błagam jeszcze tyle mam do zrobienia. Proszę, nie teraz!"
— Livid? — usłyszałam szept i chciałam otworzyć oczy, ale były czymś zaklejone. Jęknęłam tylko dając znak temu komuś, że go słyszę.
— Nie otwieraj oczu, zasłoniliśmy ci je, bo miałaś światłowstręt. — To zdanie wystarczyło, bym rozpoznała Koto. Wyciągnęłam na oślep rękę i poczułam jego dotyk. Załkałam bezwiednie czując ulgę.
— Co się stało? Gdzie ja jestem?
— Evelyn, cię przywiozła. Wpierw myślała, że zasnęłaś, ale zaczęłaś majaczyć w gorączce i przez cztery dni doglądała cię. Teraz jesteś w szpitalu, nie przejmuj się, najgorsze już za tobą.
— Nie wiem, w co, żeś się wpakowała, ale wyglądałaś jakby cię oblali kwasem. To świństwo trzeba było wyparzyć, bo nie chciało się goić. — rozpoznałam głos Hanonima i poczułam ukłucie winy. Nie zamierzałam mu mówić, że zdobyłam oko, ani co zrobiłam płazodrzewowi.
— Moje ciało?
— Będziesz jak nowa, wszystko się zagoi, nie masz się co martwić. — pocieszył mnie. — jesteś obandażowana liśćmi pellisy trójlistnej więc skóra ci odrośnie. Pod warunkiem, że będziesz pić również jej napar.
Wyswobodziłam dłoń z uścisku Koto i sięgnęłam do głowy chcąc rozwiązać bandaż. Koto jednak mnie wyprzedził i zrobił to za mnie. Zamrugałam otwierając zaropiałe oczy i rozglądając się. Byłam w sali szpitalnej, było ciemno, a przed sobą miałam twarz Namukoto.Vivid?
Jestem, mała, odpowiedział od razu, a po jego tonie zrozumiałam, że nic poważnego mu nie grozi. Odetchnęłam z ulgą i opadłam na poduszki. Kątem oka dostrzegłam swój opatrunek i dotknęłam zeschniętych zielonkawych liści przyklejonych do moich piersi i brzucha.
— Będzie bolało, więc przygotuj się Livid. Odrastanie skóry, to żadna przyjemność, ale lepsze to niż taka wielka blizna co? — mruknął Hanonim i skierował się do drzwi. — powiem Maru, że się obudziłaś.
Hanonim wyszedł, a ja zerknęłam na Koto.
— Nigdy więcej tak nie uciekaj Livid. — chłopak posłał mi groźne spojrzenie. — nie było cię prawie tydzień, a potem wracasz ledwo kontaktując, a Vivid ma zwichnięte skrzydło. Zlituj się, dziewczyno.
— Wyparł się wszystkiego. — jęknęłam nie mogąc pozbyć się wspomnienia karcącego mnie Zemiego. — Zemi wyparł się tego, co przeczytał. Koto ja nie wiem co mam robić.
Załkałam zaciskając powieki. Wróciłam na Aurum, byłam bezpieczne, ale co z tego, skoro znów byłam w punkcie wyjścia.
— No już, cii. Wiem, że boli, ale mamy nowy plan. — Namukoto posłał mi pocieszający uśmiech gładząc po ramieniu. Chciał coś jeszcze dodać, ale do sali weszła Maru i chłopak się obejrzał.
— Ale nam napędziłaś stracha! Następnym razem lecę z tobą! — fuknęła stając z drugiej strony łóżka.
— Właśnie mówiłem jej, że mamy nowy plan. — Namukoto posłał Maru znaczące spojrzenie.
— Tak, zgadza się, ale wiąże się to z przeniesieniem na Ziemie. Musisz sprawiać wrażenie, że tam mieszkasz.
— Co? Nie! Nigdzie nie idę! Ziemia jest dla mnie skończona, w życiu tam nie wrócę.
— Oj z pewnością wrócisz, bez dyskusji. Teraz jednak musisz odpocząć. Dopiero gdy zasklepią ci się rany będziesz zdolna do jakiejkolwiek wędrówki. — Maru ściągnęła mnie delikatnie, choć stanowczo w dół i poprawiła poduszki.
— Masz wypij przed snem, jeszcze ciepłe, powinnaś wypić szybko. — Namukoto podał mi drewniany kubek. Powąchałam zawartość, ale była bezwonna. Siorbnęłam łyk i prawie natychmiast wyplułam wszystko na kamienną posadzkę czując jak przyklejone liście na piersiach pękają wraz z ranami. Smak był obrzydliwy. Gorzki, ale też trochę chemiczny. Czułam na języku smak chloru czy czegoś w tym rodzaju. Odruch wymiotny pojawił się chwilę później, ale nic nie zwróciłam.
— Hanonim mówił, że to okropne, ale dasz radę Livid. No dawaj, za Vivida. — Podetknął mi kubek pod nos, a ja zamknęłam oczy i duszkiem wypiłam zawartość. Tak jak jeszcze kilka minut temu byłam głodna, teraz cały apetyt odszedł w zapomnienie, a ja opadłam na materac modląc się, by nie zwymiotować.
— Brawo! — Maru odstawiła kubek i nakryła mnie kocem. — Powinnaś jeszcze spać w opasce, bo rano światło może cię razić, a ta roślina powoduje światłowstręt.
Nachyliła się i powoli owinęła mi oczy bandażem.
— Spróbuj zasnąć, my będziemy na Aurum, dopóki się nie obudzisz. — powiedział Namukoto gładząc moją dłoń pocieszająco. Dosłyszałam szurniecie krzesła potem zamykanie drzwi i zaległa cisza.
CZYTASZ
*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUS
FantasyMinęło półtora roku od wydarzeń w części drugiej. Livid została zupełnie sama. Nikt jej nie pamięta. Szuka rozwiązania jak przywrócić przyjaciołom to co im odebrała. Nigdy nie sądziła, że taki akt odwagi prawi, że będzie taka samotna. Okazuje się t...