ROZDZIAŁ 60. BŁĄD, KTÓRY MÓGŁ KOSZTOWAŁ ŻYCIE.

35 2 0
                                    


— Livid! — Alex trąciła mnie w ramie wyrywając z zamyślenia.
— Hm? — mruknęłam wracając na ziemię. Odkąd pożegnałam się z Yaku nie potrafiłam się na niczym skupić. Byłam jednym wielkim zmartwieniem i gdy zostawałam sama siedziałam z Vividem i milczałam. Gapiłam się tępo w ścianę lub podłogę i uciekałam myślami. Szukałam jakiegokolwiek sposobu, by uratować Yaku, ale najgorsze było to, że totalnie nie wiedziałam, przed czym mam go chronić. Miałam pół roku, czy równie dobrze mogło to się stać jutro po śniadaniu?
— Wołam cię od przeszło minuty. — powiedziała Alex zerkając na mnie. — Nic ci nie jest?
— Nie — odparłam podnosząc się. Wyszłam spod skrzydła Vivida i stanęłam przed nią. Nikomu nie powiedziałam o przepowiedni dotyczącej Yaku. Nie chciałam, by gapili się na mnie z żalem i współczuciem. Powiedzenie reszcie nie sprawi, że Yaku będzie żyć.
— Czemu mnie wołałaś?
— Czy mogłabyś gdzieś ze mną pójść? — spytała Alex wyginając palce. Nawet przez mój stan dostrzegłam jak bardzo była zestresowana.
— Tak, chodźmy. — mruknęłam. Nie byłam nawet ciekawa gdzie chce ze mną pójść. Szłam z nią, by tylko choć na chwilę zapomnieć o otaczającym mnie świecie.
Gdy znalazłyśmy się na ruchliwym chodniku unikając zderzeń z przechodniami, Alex pociągnęłam mnie za sobą i skręciła w pierwszą uliczkę w prawo. Rozglądałam się po okolicy i dotarło do mnie, że trafiłyśmy do jakiejś bogatej dzielnicy. Nie był to Gangnam, ale jedna z ładniejszych części miasta, jaką widziałam. Nadal nie przyszło mi do głowy, by zapytać ją, co tu robimy.
Szłyśmy dość długo, Alex prowadziła mnie bez słowa cała zdenerwowana, aż skręciła w boczną uliczkę i wspięła się po kilku schodach do ładnie przeszklonego nowoczesnego budynku. Weszłam z nią do środka przez samo otwierające się drzwi. Alex podeszła do recepcji i powiedziała po koreańsku, na które piętro chcemy wjechać. Sekretarka wskazała nam jedną z dwóch wind, która otworzyła się bez naszego udziału.
— Gdzie my w ogóle jesteśmy Alex? — spytałam, gdy winda poprowadziła nas na ósme piętro.
— Jesteś jedyną sobą, której ufam na tyle, by cię o to prosić. Uwierz mi, gdybym mogła, zrobiłabym to sama, ale musi mnie ktoś odebrać.
— Okej, ale o co chodzi?
Nie odpowiedziała mi, bo winda właśnie otworzyła drzwi i weszłyśmy do ładnie ozdobionego pomieszczenia. Pachniało wanilią, a wszędzie pełno było bambusów. Na ścianach było mnóstwo drzwi, a na krzesłach niczym w poczekalni siedziały kobiety w różnym wieku. Alex blada jak ściana podeszła do kolejnej recepcji i powiedziała:
— Miałam umówiony zabieg na godzinę czternastą.
W tym momencie zrozumienie kopnęło mnie z taką siłą, że prawie ugięły się pode mną kolana. Te plakaty na ścianach, ulotki i to, że mam ją odebrać. Ręce mi się spociły, a wrzask był poza moją kontrolą.
— CZYŚ TY POSTRADAŁA ZMYSŁY?!
Mój krzyk poderwał wszystkich obecnych. Sekretarka spojrzała na mnie przestraszona, a potem wymamrotała coś niezrozumiałego. Tak jak Alex była blada ja byłam purpurowa z wściekłości.
— Wizyta jest odwołana. — ryknęłam w twarz sekretarce, wzięłam Alex za kołnierz i nie zwracając uwagi na jej protesty zawlokłam za róg korytarza tam, gdzie nikogo nie było. Gdy zostałyśmy same, otworzyłam portal i przeniosłam nas na Aurum.
— Tłumacz się! — krzyknęłam puszczając ją, gdy była bezpieczna w mojej katedrze i nie mogła już nic zrobić głupiego.
— Po co jak już wszystko wiesz. — fuknęła wściekła, że zniszczyłam jej plany.
— No właśnie nie wiem. Nic mi nie powiedziałaś. Mało tego, wykorzystujesz mnie bym pomogła ci usunąć ciążę? Jak mogłaś?
— A co ja miałam niby zrobić według ciebie. Wpadłam z tym kretynem, brzydzę się sobą. Nie mogę urodzić jego dziecka. Jedną opcją dla mnie jest aborcja.
— Teraz tak mówisz, ale gdybyś przyszła do mnie od razu, gdy się dowiedziałaś sprawa wyglądałaby inaczej.
— Sprawisz, że magicznie go pokocham?
— Właśnie taki mam zamiar! — krzyknęłam i znów złapałam ją za kołnierz. Wyprowadziłam z komnaty i szybkim krokiem poszłam do Wapiego. 
— Livid? — Wapi wyłonił się prawie natychmiast. Jego mina zdradzała, że jest zmartwiony moją wizytą. Gdy dostrzegł Alex uwieszoną za kołnierz, zmarszczył brwi.
— Błagam nic nie mów, tylko oddaj jej wszystkie wspomnienia z Tenim. — powiedziałam. Chłopak skinął głową i schował się z powrotem do domku. Wprowadziłam Alex i posadziłam na krześle.
— A ty siedzisz tu i czekasz. — warknęłam ostrzegawczo. — Co to w ogóle za pomysł?!
— Postaw się na moim miejscu, to sama zrozumiesz. — Alex tak samo wściekła, jak ja założyła ręce na piersiach.
— Ja marzę być na twoim miejscu. Pragnę z całego serca móc nosić dziecko mężczyzny, który jest mi pisany. Teni to najwspanialszy dar, jaki mogłaś otrzymać od losu, a gdy wasza miłość zaczyna dawać owoce, ty bez jego zgody zamierzasz wyrwać je z siebie jak gdyby były to był śmieć? Jak możesz nie dostrzegać jak wielkie masz szczęście. Masz chłopaka, który cię kocha i gdyby mógł oddałby ci wszystkie gwiazdy.
— To nie tak miał wyglądać. — jęknęła Alex, gdy wściekłość zamieniła się na płacz — Ja miałam mieć cudownego męża, wymarzoną pracę i gromadkę dzieci, która będzie kochana przez oboje rodziców. Jak na razie mam gwałciciela, wpadkę i zero szans na pracę, bo większość życia spędzam w wykreowanej przez ciebie krainie. Urodzenie dziecka teraz niszczy mi plany na skończenie studiów, a bez studiów nie ma pracy.
— Czy ty siebie słyszysz? — wycedziłam przez zęby łapiąc się za włosy. — Ja rozumiem, gdyby dziecko chore albo ty zagrożona, ale dziewczyno, miliony dziewczyn mogą pomarzyć o takich warunkach, jakie masz ty. Nawet jak nie skończysz studiów, które tak na marginesie są picem na wodę w tych czasach, to zawsze masz gdzie mieszkać. Zawsze masz co zjeść, twoje dziecko może dorastać w spokojnym otoczeniu. Może być szczęśliwe! Za kogo się uważasz odbierać mu tę możliwość? Chcę byś wiedziała, że gdy tylko spotkam Teniego mam zamiar mu powiedzieć jak bardzo byłaś głupia.
— Ani mi się waż! — krzyknęła, ale właśnie do pokoju wszedł Wapi.
— Będziecie się dalej kłócić, czy poczekacie aż odzyska wszystkie wspomnienia? — spytał już trzymając robaka w palcach. Alex spojrzała na Wapiego ze zdziwieniem.
— Przecież ja już odzyskałam wspomnienia.
— Nie wszystkie. — westchnęłam cała w emocjach po ostatnich wydarzeniach. Obserwowałam jak Wapi wsadza Alex robaka do jej ucha, a piętnaście minut później, gdy Alex się ocknęła spojrzałam na nią pytająco zmuszając się na łagodny wyraz twarzy wiedząc, że teraz wie więcej.
— Boże drogi, co ja zrobiłam?! — pisnęła przytykając dłonie do twarzy.  — Livid... co ja zrobiłam!?
— Na szczęście nic, kochanie. — szepnęłam łapiąc, gdy prawie opadła na kolana z krzykiem niedowierzania i szoku.
— Jak ja mogłam być taka głupia? — płakała zwinięta w kłębek w moich ramionach. Obie dłonie przyłożyła do brzucha i gładziła je jakby był to jej największy skarb.
To był jej największy skarb.
— Moje maleństwo. Boże ja chciałam zabić moje maleństwo. Livid jak ja mogłam?
— Nie byłaś sobą. — powiedziałam ścierając jej łzy z oczu.
— Sama poszłam z nim do łóżka, nie zmuszał mnie. Było mi dobrze, a gdy okazało się, że sytuacja potoczyła się nie tak jak zaplanowałam to chciałam się pozbyć dowodów. Myślałam, że jeden wybryk nic nie znaczy, przecież się zabezpieczam, ale...
— Byliście sobie pisani, to dziecko również. — rzekłam tuląc ją.
— Muszę mu powiedzieć. Muszę powiedzieć Teniemu, że będzie ojcem. On tak kocha dzieci. Jezu... powinien mnie znienawidzić za to, co zrobiłam.
— Jak powiesz mu, że nie pamiętałaś wszystkich wspomnień z nim związanych to jestem pewna, że ci wybaczy, ale nie okłamuj go w niczym. Nawet w tym, że chciałam usunąć ciążę.
— Powiem mu. Obiecuję, że wszystko mu powiem. — Po tych słowach Alex zerwała się na nogi. Widząc jej twarz od razu i bez słowa otworzyłam portal by czym prędzej mogła spotkać się z Tenim. Gdy Alex wyszła sama wstałam i napotkałam spojrzenie Wapiego.
— Jak się trzymasz, Livid? — spytał. Wytrzymałam przez chwilę jego wzrok, po czym odwróciłam się i bez słowa wyszła z jego domu.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz