ROZDZIAŁ 23. WALCZ.

40 7 5
                                    


Właściwie nic mi innego nie zostało jak czekać. Ostatni raz sprawdziłam, czy konie są bezpieczne w swoich boksach i wróciłam do mieszkania momentalnie dopadając telefon, ale nikt nie zadzwonił. Mocno rozczarowana starając sobie to jakoś na logikę wytłumaczyć poszłam się umyć. Pod prysznicem wpadłam na pomysł, by zamontować kamerki, które pozwolą monitorować zachowanie klaczy całą dobę. Kevin dość sporo rzeczy pozostawił w swoim ziemskim domu, a ja uznała, że mi się należą za te wszystkie porwania i tortury.
Resztę wieczoru oraz znaczną część nocy walczyłam z technologią totalnie od niej odzwyczajona nie mogąc poradzić sobie z podłączeniem kamerek, tak by mieć obraz na komputerze. Zirytowana zostawiłam to w cholerę i zasnęłam nie wiedzieć kiedy.
Dni mijały, a klacz nie rodziła. Nie mając monitoringu zamieniłam dzień z nocą. W ciągu dnia odsypiałam nocne siedzenie w stajni, czytając przy małej lampce książki czy opisując co działo się przez najbliższe dni. Zjadał mnie stres, że Yaku się nie odzywał, ale tłumaczyła to sobie jego pracą. Tak czy inaczej, minęły prawie dwa tygodnie od jego ostatniej wizyty, a ja czułam się jakbym była przywiązana do tego miejsca, co wcale nie pomagało. Była osobą, którą nic nie blokowało, byłam wolna mogłam pójść gdzie chciałam, a teraz będąc przykuta do stajni i to z powodu kobyły i Yaku czułam się jak w klatce. Powoli traciłam nadzieje, że faktycznie mnie odwiedzi. Prawdopodobnie zapomniał zbyt zajęty pracą i Carą, dlatego, gdy zadzwonił wieczorem cztery dni później nie podniosłam się. Była dwudziesta, a więc dla mnie ciemna noc, bo od tygodnia wstawałam gdzieś koło drugiej. Dopiero gdy zadzwonił za drugim razem sięgnęłam po omacku telefon i odebrałam.
— Livid? O Boże obudziłem cię! — chłopak przeraził się, a mnie jego głos momentalnie ocucił. Poderwałam się na łóżku przytomna, ale nadal z zamkniętymi oczami.
— Nie — ziewnęłam — nie śpię.
— Kurczę, naprawdę przepraszam. Może nie będę ci przeszkadzać.
— Nie przeszkadzasz Yaku. Mów, o co chodzi. — zachęciłam go.
— Jeśli nie masz nic przeciwko, to bym wpadł. Dawno się nie widzieliśmy.
— Pewnie zapraszam.
— Teraz ja przywiozę coś dobrego. — zachichotał, a ja mu zawtórowałam i rozłączył się. Musiałam się ogarnąć, dom również. Zerwałam się z miejsca, a zaalarmowana moim ruchem Stella zeskoczyła z fotela oznajmiając, że już jest głodna. Nakarmiłam ją by nie kręciła nam się pod nogami, gdy już Yaku przyjdzie. Posprzątałam salon oraz łazienkę i byłam gotowa.
Przyjechał koło dziewiątej z naręczem siatek z jedzeniem na wynos.
— Cześć. — przywitał mnie z uśmiechem ściągając buty. Wzięłam od niego siatkę i przeszłam do kuchni.
— Nie pamiętałem czy lubisz ostre więc wziąłem ci bulgogi, ale jak chcesz mam aż nadto kimchi! — krzyknął do mnie z przedpokoju. Ja byłam właśnie zajęta wydobywaniem wewnętrznego jęku, na wieść, że kupił mi bulgogi przymknęłam oczy z radości. Nie powinnam była się podniecać, bo przecież z pewnością nie pamiętał, że było to moje ulubione danie, ale jednak.
— Nawet nie zaważyłem, że masz kota. — powiedział wybijając mnie z transu, gdy wszedł do kuchni.
— Co? A tak. Pewnie spała gdzieś w kącie.
— Jak się nazywa?
— Stella.
— Uroczo. — uśmiechnął się do kotki, która ocierała się o moje nogi oznajmiając, że wcale nie dałam jej jeść, co było oczywistą bzdurą.
— Przestań żebrać. — odpędziłam ją stopą nadal zajęta przekładaniem jedzenia do misek.
— Ma śliczne oczy. Prezent od chłopaka?
Spojrzałam na niego marszcząc brwi. Skąd od do cholery wiedział?
— Nie patrz się tak na mnie — parsknął śmiechem. — strzelałem, ale wcale nie było takie trudne. Podejrzewam, że kupował tego kota właśnie ze względu na oczy. Są takie jak twoje.
Prychnęłam nic nie odpowiadając, czując nagle złość. Czemu on to robił? Może przesadzałam, ale czy to przypadkiem nie był komplement podchodzący pod flirt? Miał dziewczynę.
— Możemy proszę o nim nie rozmawiać? — poprosiłam biorąc miski i niosąc do stolika.
— W porządku. A dawno się rozstaliście?
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
— Ostatnie pytanie. Słowo. — uniósł ręce w geście poddania i uśmiechnął się.
— Prawie dwa lata.
— I jeszcze się nie wyleczyłaś? — Yaku uniósł brwi.
— Nie pomagasz. Poza tym, co cię obchodzi mój nieistniejący związek? Ja nie pytam się o twój. — burknęłam siadając na fotelu cała zgrzana jego atakiem.
— Masz rację, wybacz. Bardziej jestem ciekaw jak wyglądał twój związek z tym chłopakiem. Zdawałaś się bardzo szczęśliwa z nim. Poza tym rada ją mi dałaś, gdy byłem u ciebie ostatnio, była strzałem w dziesiątkę. Powiedziałem o tym Carze i teraz jest idealnie. Dziękuję — Yaku uśmiechnął się zabierając za swój ostry ryż. Wymusiłam uśmiech, a w głowie próbowałam myślami odebrać sobie życie.

*TOM III* UCIELEŚNIONE EMOCJE CETUS UNIVERSUSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz