Ślepe szczęście

206 11 25
                                    

      Jestem królem tego zamku! – wykrzyknął mały, sześcioletni Lenny, wspiąwszy się na samą górę stożkowatego dachu zamkopodobnej konstrukcji, którą tata małego, sześcioletniego mnie postawił na jego podwórku. Było bliżej domów reszty, a nie wszystkim nam jeszcze rodzice tak chętnie pozwalali bawić się bez ich stałego nadzoru na placach zabaw.
      – Ej, to mój zamek! Ja chcę być jego królem! – zaprotestowałem, usiłując utrzymywać się na pochyłej powierzchni nieco niżej – bo oczywiście lazłem jak zawsze tam gdzie on – i unosząc nań oburzone niebieskie ślepia.

      – ALE stoi na moim podwórku, zresztą byłem pierwszy, powiedziane zaklepane! Ty możesz być królewną! – odparł Len, na co oburzyłem się jeszcze bardziej.
      – Nie chcę być królewną, sam sobie bądź królewną! Albo Barbie może nią być, to dziewczynka! – wykrzyknąłem pospiesznie, machając z rozeźleniem w jej stronę, lecz zaraz łapiąc się z powrotem dachu, gdy lekko się na jego końcu zachwiałem.
      – Barbie nie może być królewną, bo Barbie jest rycerzem, rycerze nie są królewnami! Ha-ja! – obwieściła uskuteczniająca jakieś dziwne karate na trawie przy zamkowatym domku Barbie, po czym wymierzyła powietrzu kopniaka.

      – No to ja też chcę być rycerzem! – powiedziałem więc, skoro rola króla została tak chamsko zaklepana; rycerz był tylko trochę mniej fajny.
      – Ale Robin też już jest rycerzem ze mną, nie mogą być sami rycerze i zero królewnów, żeby rycerze ich bronili! – wyjaśniła tę niezdartą logikę brunetka, jeszcze przed sekundą uskuteczniająca te swoje karate "bijąc się" z Robinem, nie z samym powietrzem, lecz ten właśnie gdzieś odbiegł, zainteresowany podjeżdżającymi pod nowo kupiony dom samochodem i ciężarówką przeprowadzkową.

      No to niech Chip będzie królewną, a ja będę waszym giermkiem! – zarządziłem, wspinając się mozolnie dalej i będąc już coraz bliżej czubka, na którym siedział samozwańczy król (myślałem nawet, czy by go nie zrzucić i w ten sposób awansować z dopiero uczącego się rycerza).
      – Ale ja chcę być wiernym sługą króólaaaa... JUŻ IDĘ, MÓJ PANIE! – Chip z całych sił próbował wspiąć się po pionowej belce tam gdzie my, cały czas się jednak po niej zsuwał.
      – No to TRUDNO, bo ja nie chcę być i nie będę żadną króleE...! – urwałem nagle, gdyż moje ogrodniczki mnie zdradziły i poślizgnąłem się omknięciem kolana, i byłbym spadł, gdyby Len błyskawicznie nie złapał mnie za rękę.

      Wciągnął mnie na górę, obejmując w plecach i starając się utrzymać na wąskim miejscu wraz ze mną, oczywiście automatycznie wtulającym w niego twarz z przestrachu... póki ta cała raptownie nie poczerwieniała, kiedy Barbie wskazała na nas palcem i krzyknęła:
      – Ha! No i mamy to! Królewna jak pomalowana!

      Wszyscy zaczęli się śmiać, Barbie i Chip skandowali "kró-le-wna! kró-le-wna! kró-le-wna!", ja się złościłem, kręciłem gorącą głową i powtarzałem krzykliwie, że nie jestem i nie będę żadną królewną, aż wszystkiego nie przerwał Robin. Przebiegł obok nas sprintem z mniejszym od siebie, ryczącym wniebogłosy dzieciakiem w ramionach, wołając z miną kogoś kradnącego słodkiego Corgi właścicielowi sprzed nosa:
      – ZNALAAZŁEEM SOBIEE GIEEERMKAAAA...! – podczas gdy równie przestraszona co swoje dziecko mama wyciągającego do niej rączki blondynka goniła ich niezdarnie w swoich pantoflach i biadoliła z przejęciem:
      – Perry! O Boże, Perry! Oddaj mi moje dziecko! Perry!

Nocna seria |boys love stories|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz