Stałem w bezruchu na lekko rozstawionych nogach, nasłuchując w skupieniu. Przez chwilę słyszałem tylko zewsząd ciężkie oddechy gotowych do biegu przyjaciół, ale te zamarły, gdy rozległo się odliczanie:
– Trzy... dwa... jeden... START! – Wraz z ostatnim słowem, oprócz dźwięków startujących z trawnika wokół mnie siedmiu par butów, rozległ się też dźwięk dzwoneczka, kiedy piłka została wyrzucona w górę.Wiedząc, że Len zawsze starał się wyrzucić ją jak najdokładniej wprost nade mnie, wyciągnąłem ręce i cofnąłem się jedynie ociupinę, gdy dźwięk rozległ się znowu wraz z tym, jak zaczęła spadać. Tym razem nie wyszło tak, by wpadła mi w ramiona, ale usłyszałem uderzenia o ziemię tylko troszkę dalej niż stałem. Natychmiast rzuciłem się w stronę dwóch głośnych – "dzyń, dzyń" – wydawanych przez nią przy spotkaniach z trawnikiem, nie pozwalając zabawce odbić się trzeci raz i krzycząc:
– STOP! – gdy jej dotknąłem, od razu przyciskając do piersi. Dźwięki szybkich kroków natychmiast ucichły, a przyjaciele zaczęli dawać mi wskazówki.– Obrócisz się ciutkę w prawo i masz Mo, jest najbliżej!
– Gucio prawda, nie słuchaj jej, dajesz w lewo do Lena, jest bliżej ode mnie!
– Na moje oko, stoicie w jednej linii...
– Na moje też. Wybieraj, Woods. – Głos kończący dyskusję należał oczywiście do Leonarda, a po jego tonie wyczułem, że ten się uśmiecha. Też się więc uśmiechnąłem i rzecz jasna zwróciłem w jego stronę, obracając o kilka centymetrów w lewo.– Jeszcze troszkę – usłyszałem wskazówkę, której usłuchałem i dostałem zielone światło, wraz ze słowem: – Dajesz! – które oznaczało, że mam cel idealnie przed sobą i mogę zacząć się do niego zbliżać. Zgodnie z zasadami gry miałem na to trzy kroki.
Wziąłem piłkę pod pachę, czemu towarzyszyło dzwonienie znajdującego się w jej środku i obijającego o ścianki dzwoneczka, rozhuśtałem się i zrobiłem pierwszy skok, w towarzystwie rozpoczętego przez resztę chóralnego odliczania.
– JEDEN!Niektórzy wykorzystywali metodę robienia powolnych, wielkich kroków, przy których niemal robili szpagaty, ale ja i moje nie tak długie nogi woleliśmy skoki, mimo że nie można było się rozpędzać, a utrzymanie równowagi i zatrzymanie dokładnie w miejscu, w którym się wylądowało, było dość trudne. Nie udało mi się to przy pierwszym lądowaniu, gdyż poleciałem trochę do przodu i musiałem się cofnąć, aż reszta nie zakomunikowała mi, że wróciłem do miejsca, w którym pierwszy raz dotknąłem ziemi. Dopiero wtedy znowu się rozhuśtałem i zrobiłem kolejny "krok", w akompaniamencie głośnego:
– DWA!Trochę się przy nim obróciłem, więc Chip nakierował mnie z powrotem na Lena. Wziąłem głęboki oddech i odbiłem się od ziemi ostatni raz, z towarzyszącym temu okrzykiem:
– TRZY!
Którego jednak nie potrzebowałem, aby stwierdzić, że dotarłem do celu.Gdy tylko się wyprostowałem, dotknąłem nosem nosa Lena, a nasze szybkie po dniu biegania i skakania oddechy się zmieszały.
Jego wargi prawie że otarły się o moje, kiedy się odezwał:
– Nie muszę chyba komunikować, gdzie jestem? – mając na myśli to, że zawsze gdy to ja byłem berkiem, inni zamiast unikać piłki, którą miałem za zadanie ich trafić, stali w bezruchu i zaczynali coś mówić (zazwyczaj się wygłupiając i wydając dziwne odgłosy), abym po dźwiękach spróbował dobrze rzucić.Zarumieniłem się – opuszczając głowę, by tego nie widział – i wyciągnąłem ręce z piłką, by przytknąć ją do jego twarzy i odsunąć od siebie.
– Berek.
CZYTASZ
Nocna seria |boys love stories|
Mystery / Thriller"Jeszcze cię dłonią Szukam po ciemku Zanim pod skronią Wśród myśli zgiełku Ta jedna prawda Zaświeci jasno Dłoń się zatrzyma I myśli zgasną"* /Seria powiązanych ze sobą, pozornie oddzielnych historii. Znajdzie się tu tajemnica, dreszczyk emocji i kap...