Wytchnienie (4/6)

275 24 126
                                    

      Następnego dnia Roddie'ego obudziły gorąc, niewygoda i poranny mały atak duszności, ale gdy tylko udało mu się zapanować nad oddechem i wydostać z powłok ubrań w drodze do łazienki, gdzie spojrzał na swoje wymęczone odbicie w lustrze... mimo wszystko uśmiechnął się do niego, gdyż przypomniał sobie, co i z kim ma na dzisiaj zaplanowane.

      Zacząwszy szorować zęby, wrócił się trochę do swojej porzuconej bluzy, by wyciągnąć z niej telefon i sprawdzić, czy aby Rob już do niego nie napisał, ale ten jak każdy normalny nastolatek lubił sobie porządnie pospać, gdy nie trzeba było wstawać do szkoły (a gdy trzeba było często też), więc bez pośpiechu dokończył szczotkowanie, wziął długi prysznic, użył dezodorantu, psiknął w twarz orzeźwiającym tonikiem zwężającym pory, a nawet wklepał trochę kremu w jej skórę, zwłaszcza pod wiecznie podkrążonymi oczami. Następnie się ubrał, dzisiaj wyjątkowo stawiając na jaśniejszy kolor bluzy, choć tylko trochę, bo zamiast czarnego był to szary, a to i tak z czarnym nadrukiem tokijskiego miasta, oraz ciemne jeansy.
      Zrobił sobie jeszcze zielonej herbaty, w czasie czekania na zagotowanie wody ponownie sprawdzając telefon i aż się znowu, niekontrolowanie uśmiechając na widok nowo nadeszłej wiadomości o treści: "Doberek gwiazdeczko, żyjesz już?". W trakcie popijania gotowego napoju przeprowadził krótką konwersację z jej nadawcą, ustalając szczegóły ich dzisiejszego spotkania, po odstawieniu kubka skorzystał ostatni raz z toalety, po czym dopiero założył swoje air maxy i, zabrawszy ze sobą podstawowe rzeczy takie jak komórka, inhalator czy jakieś pieniądze – no i kurtkę do oddania – wyszedł, jak zwykle nasłuchując chwilę przed drzwiami czy klatka jest pusta i bardzo szybko z niej zbiegając.

      Najpierw zaszedł do jednej z pobliskich piekarni i dopiero gdy opuścił ją ze świeżym rogalem w ręku, skierował się w stronę pastelowej dzielnicy, w której mieszkał jego nowy przyjaciel. Ten – mimo że "siedziba" grupki jego przyjaciół, do której miał go zabrać i przedstawić, znajdowała się właśnie w owej dzielnicy – powiedział, że po niego wyjdzie, spotkają się gdzieś po drodze i dopiero wtedy razem tam udadzą. Rodney równie dobrze mógłby tam trafić sam, radził sobie z odnajdywaniem się w terenie, ale skoro chłopak chciał po niego niepotrzebnie zapieprzać to co ma mu zabraniać, niech se łazi do woli, on nawet się nie spieszył, zajadając w drodze swojego rogala i jednocześnie przeglądając coś na komórce.
      Właśnie zrobił ostatni gryz i – wciąż wpatrując się w ekran – skręcił lekko do bocznej, ślepej uliczki ze śmietnikiem, aby wyrzucić papierową torebkę, kiedy jeden ze stojących w jej głębi nastolatków, na których nie zwrócił uwagi, go zagadał:
      – Hej, kogo ja widzę, Roddie! Gdzieś ty się ostatnio podziewał, stary? właśnie mamy przerwę na papieroska, chodź do nas! – machając przyjaźnie ręką.

      Gdy tylko uniósł na to wzrok znad telefonu, pierwszą jego myślą było:
      Shiet...

      Na szczęście grupka znajomych palących w zaułku nie była grupką Kevina, która miał nadzieję nie pamiętała z mocno zakrapianej nocy wiele z tego co się wydarzyło, zwłaszcza w związku z jego atakiem astmy; w każdym razie nikt z niej jeszcze od tamtego czasu do niego nie napisał i brak wieści od nich uważał za dobre wieści. Nie była też grupką Jordana, dla której w końcu nie załatwił dragów i nie wyczekiwał spotkania z nimi, choć wierzył, że jak przyjdzie co do czego, jakoś uda mu się wybrnąć z twarzą, a może nawet dostać drugą szansę. Ale, powtarzając – na szczęście – do zmierzenia się z oboma tymi problemami miał jeszcze trochę czasu, gdyż teraźniejsza grupka trzech chłopaków i dziewczyny nie miała z tamtymi wiele wspólnego.
      Problem w tym, że wciąż była to ważna towarzysko dla niego grupka i każdy jeden jej członek zaciągał się z wielką wprawą i lubością nikotyną, właśnie wołając go do siebie na dołączenie, czego dotąd udawało mu się unikać dużo bardziej zgrabnie niż namówień do alkoholu, który nie był dla niego AŻ TAKIM zagrożeniem, jakim z pewnością były unoszące się wokół nich smugi szarego dymu.

Nocna seria |boys love stories|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz