Ktoś więcej?

840 40 341
                                    

      – Siemasz chłopaki! Zachary Sallow wkroczył do ogromnego salonu sprężystym krokiem, przynosząc ze sobą powiew świeżości, swoim rozpiętym płaszczem, niedbale zarzuconym cienkim szalikiem, zaczesanymi do tyłu krótkimi, rozwianymi, śnieżnobiałymi włosami oraz rumianymi z zimna bladymi policzkami.
      Z trzymanych przez niego trzech dużych, brązowych toreb ledwo co nie wysypywały się liczne zakupy.

      – Siemasz tata odpowiedziała jego mniejsza, długowłosa i trochę delikatniejsza kopia.
      – Dzień dobry przywitał się Dennis, siedzący wraz z Gabrielem przed wielkim telewizorem na puchatym, białym dywanie i grający na playstation.

      – Danny, kawał z ciebie chłopa, chodź no mi pomóc z tymi zakupami, co?
      – O, o-ke...
      – Ej, ze mnie też jest kawał chłopa! Jego zdezorientowaną zgodę przerwał Gabriel, pauzując grę i obracając się w stronę ojca, wyglądając na niego z pretensją zza sporej poduszki, o którą obaj się opierali.

      – Tak, przepołowionego na pół zaśmiał się Zach, na co Gabe prychnął, odwracając się z powrotem do wznowionej gry, a Danny uśmiechnął niepewnie, wyłączając z rozgrywki swojego playera. – Dzięki, synu, ale jedna dodatkowa para rąk mi wystarczy dodał poważniej, a brunet szybko do niego podszedł, przejmując jedną z toreb i udając się razem do kuchni.

      Idąc, jak zwykle przyglądał się różnym zdobieniom – na schodach, zabytkowych komodach – kryształowym żyrandolom i błyszczącym powierzchniom, do których chyba nigdy się nie przyzwyczai. I choć u Gabe'a było super – te wszystkie urządzenia, bogata kolekcja gier, drogich gadżetów i w ogóle – to wydawało mu się też trochę... zimno. Chłodno. Nieprzytulnie.
      To chyba jedyne, co on miał w swoim małym mieszkanku, a czego tej rezydencji brakowało. Zwłaszcza że zazwyczaj byli tu z Gabe'em jedynymi gośćmi, oni dwaj na te wielkie przestrzenie, i po prostu wiało pustkami.
      Pan Sallow był niezwykle sympatyczny, ale rzadko go widywał, dlatego trochę zdziwiła go jego nagła prośba, zazwyczaj tylko się z Dannym witał i dalej zajmował swoimi sprawami.

      Nie mówiąc już o matce Gabriela, jej to w ogóle jeszcze na oczy nie widział.

      Dla nich to niby fajnie, można było drzeć ryje i ogólnie robić co się chciało, ale nie wiedział, jak albinos mógł tu wytrzymywać sam. Co prawda ten mówił mu, że kiedyś było inaczej, ale to chyba tylko bardziej przygnębiało, dlatego uciął ten temat, najlepiej na zawsze.

      Postawił torbę na blacie w kuchni, obok tych, które przyniósł pan Sallow, i razem zaczęli je rozpakowywać.
      – Sięgniesz do szafki na górze, stary? Mężczyzna wyciągnął w jego stronę rzadko używane przyprawy, wskazując miejsce, a Danny pokiwał głową i je przejął, wchodząc wraz z nimi na krzesło, na którym i tak musiał wspiąć się na palce, by dosięgnąć. Zrobił to jednak bez większego problemu, podczas gdy Zachary dalej rozpakowywał torbę.
      – A więc... zagadał go niby na luzie, co wszakże nigdy przedtem mu się nie zdarzało, więc wciąż było trochę dziwne i niezręczne. – Dużo czasu spędzacie razem z moim Gabe'em, huh?

      Dennis aż zachwiał się lekko na krześle, z wyciągniętą do półki ręką i trzymaną w niej przyprawą.

      – Emm... No, ta, całkiem sporo... Boże, powiedzcie, że to nie będzie pogadanka o tym, jakie właściwie relacje ich łączą. Sam nie był tego pewien, ale z pewnością nie chciał ustalać tego z ojcem chłopaka, z którym byli w stosunku do siebie dość, hm... zażyli, zwłaszcza jak na niecały rok znajomości.

Nocna seria |boys love stories|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz