Wytchnienie (5/6)

278 26 92
                                    

      Wpadli po drodze tylko po coś szybkiego do zjedzenia, po czym rozlokowali się u Roberta. I to jak rozlokowali, gdyż zdarzył się cud i ani jego rodziców, ani rodzeństwa nie było i miało nie być aż do następnego dnia, a przecież była niedziela i jutro szkoła. Gdy Roddie go o to zapytał, Webster zamachał zlewczo ręką i powiedział, że rodzice mieli odebrać dzieciarnię od dziadków, ale jak zwykle nawalili, a że szczegółów woli mu oszczędzić, no więc nie dopytywał; zresztą, nie miał na co narzekać, co chłopak mu szybko uświadomił. Uciął wszelkie rozmowy za pomocą wzmacniaczy, z użyciem których miał zamiar "zapoznać go z dobrą muzą", zacząwszy od puszczenia "Collar Full" Panic'a, coby nie wystraszyć towarzysza od razu darciem ryja o martwych dziwkach, ale za to od razu na cały regulator, aż dom się zatrząsł.
      Zaczęli więc powoli dając się ponieść rytmowi, a wkrótce obaj całkowicie oddali się szalonemu tańcu, machaniu głowami, imitowaniu wymiatania na gitarze czy perkusji i skakaniu po łóżku, a Rodney odkrył, że bardzo potrzebował takiego wywrzeszczenia z siebie emocji.

      Kiedy w uszach zaczęło im dudnić, gardła się zdarły, i nawet po zdjęciu okryć – zostając w koszulkach okrywających szybko i wysoko unoszące się torsy – było im za gorąco, Robin złapał za pilota i ściszył muzykę do cichego akompaniamentu w tle ich głośnego dyszenia. Opadli razem na duży, ozdabiający dywan puf, co zainicjował właściciel pokoju, ciągnąc za sobą kolegę.
      Rozrzucili ręce i nogi, wpatrując się w sufit i odpoczywając.

      – ...Chyba ogłuchłem... – odezwał się Taylor, gdy tylko udało mu się wpleść jakieś słowa między uciekający oddech, już po zaaplikowaniu sobie jednego z inhalatora.
      Rob też potrzebował chwili przygotowania się mentalnie przed odpowiedzią.
      – To chyba lepiej – wydusił w końcu. – Nie będziesz musiał słuchać fałszywego szczebiotania swojej matuli.
      Rodney spojrzał na niego ze skrzywionym uśmiechem.
      – Też zauważyłeś?

      Brunet również uniósł na krótko kącik ust.

      – W takim razie tobie będziemy musieli zepsuć też oczy – dodał po chwili szatyn. – Cobyś nie musiał na swoich nawet patrzeć.
      Przez następną chwilę słychać było tylko ich coraz wolniejsze, ale wciąż ciężkie oddechy, aż Webster odpowiedział słowami:
      – Jebać rodziców.
      Jebać – zgodził się od razu Roddie.

      Po kolejnej przerwie Robin wyciągnął rękę i położył dłoń na jego głowie, przeczesując krótsze od własnych – również niedługich – włoski i mówiąc z już weselszym, jak zwykle lekko zadziornym uśmiechem:
      – Na szczęście są jeszcze kumple, nie?
      Rod oddał uśmiech, rozczulony.
      – Ta...

      Wpatrzyli się w siebie w zapadłej między nimi ciszy. Robert wyprostował zgiętą w łokciu rękę, zabierając ją z głowy kumpla i wyciągając nad nią, tak że już się nie dotykali. Z głośników poleciały ciche teraz nuty "Daddy issues" The Neighborhood, a od pierwszych słów, "take you like a drug", Rodney aż dostał dreszczy. Ich piersi unosiły się i opadały głośno, podczas gdy patrzyli tak na siebie, zaś dotąd uniesione kąciki ust lekko opadły, gdy zrobiło się nagle jakoś poważniej, a wibrujący, elektryzujący głos w głośnikach pytał, o czym ten drugi myśli. A kiedy doszło do linijki "it's crazy what you'll do for a friend", burzowe oczy przeniosły się z tych drugich trochę niżej, chowając połowicznie za powiekami, i ich posiadacz nagle się pochylił, idealnie trafiając w usta kolegi.

      Taylor odskoczył jak oparzony, psując moment, i w jednym ruchu wstał w sekundę z miękkiego pufa – co wcale nie było przecież takie proste – od razu cofając się jak najdalej, potykając o porzuconego na podłodze glana (czy może własnego air maxa) i wpadając plecami na ścianę, po której się lekko zsunął.
      – Zwariowałeś?! Co to miało być?! – wykrzyknął przerażony, oddychając teraz chyba nawet jeszcze szybciej, niż po długiej porcji wykańczających harców z wcześniej.

Nocna seria |boys love stories|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz