Wytchnienie (6/6)

407 28 122
                                    

      – Och, szlag. – Chłód wiejący w gołe plecy sprawił, że dopiero co obudzony Robin poderwał się niemal natychmiast, aby zamknąć wreszcie to cholerne okno. Śpiący w najlepsze Roddie – gdy zniknęło chroniące go dotąd przed chłodnym powiewem ciało – odwrócił się tylko do niego swoimi plecami, zawijając w kołdrę w pozycji embrionalnej jak chłonący ciepło kokon. W pokoju było horrendalnie zimno i odziany w same czarne bokserki Webster odczuł to w całości przez ten krótki moment wysunięcia się spod okrycia, lecz przed wróceniem pod nie zdobył się jeszcze na to, by sięgnąć i sprawdzić telefon.
      O shit, no tak, dziś poniedziałek – pomyślał i przeczesał włosy z głośnym wypuszczeniem powietrza, obok daty widząc – mimo panującej wszędzie, dającej wrażenie środka nocy ciemnicy – nadchodzącą nieubłaganie godzinę siódmą rano.

      – Roddie – powiedział prawie szeptem, z poranną chrypką, kładąc dłoń na okrytym kołdrą ramieniu odwróconego od niego chłopaka i potrząsając lekko, pochylając się tuż nad bokiem śpiącej twarzy i próbując dotrzeć do ucha: – Roddie... Hej, gwiazdeczko, wstawaj. – Potrząsnął nim raz jeszcze, na co szatyn zamruczał coś, marszcząc z dezaprobatą nos, i przetarł zaciśnięte powieki.
      – Co chcesz? – zapytał równie zachrypniętym, choć w odróżnieniu od delikatnego tonu rozmówcy bardzo niezadowolonym głosem.
      – Nic, tylko dochodzi siódma, jest poniedziałek, i jeśli ty chcesz zdążyć do swojej szkoły, to...
      Pojebało cię? Daj mi spać, człowieku. – Nie otworzywszy ani na chwilę nawet oczu, Taylor zakrył się przed nim tylko jeszcze bardziej pierzyną.

      – Przepraszam, musiałem się upewnić – szepnął Rob – niby wiedzący, że podejście jego kolegi do szkoły jest bardzo podobne do jego własnego, lecz niemogący być pewnym, czy ten aby akurat dzisiaj nie chciał/musiał tam być – i pocałował go w policzek – śpij sobie dalej – po czym ułożył się z powrotem w cieple obok niego, biorąc w mniejszą łyżeczkę.
      Leżeli tak chwilę w słodkiej błogości, ciszy, i spokoju...

      – O nie... – Roddie podniósł nagle rękę do na nowo zmarszczonej twarzy, przypominając sobie zupełnie niespodziewanie o czymś, co całkowicie zburzyło jego spokój.
      – Co? – Robin uniósł od razu, skonfundowany, głowę.
      – O nie, nie, nie, nie... – On za to swoją pokręcił, trzymając się za zmarszczone miejsce między oczami. W końcu te oczy otworzył i westchnął, pozwalając ręce opaść bezwładnie przed sobą, gdzie wpatrzył się odległym wzrokiem kogoś, kto musiał co najmniej iść na wojnę. – Mam poprawę z matmy na trzeciej lekcji. Zupełnie zapomniałem.

      Skoro zupełnie zapomniałeś, to jest w ogóle sens na tę poprawę iść? W sensie, umiesz cokolwiek? – dopytał, łapiąc się tego haczyka, brunet.
      Nie, ale nasza matematyca jest z tych, co to liczy się dla nich sama obecność. Jeśli nawet się nie raczysz pojawić to uzna, że ci nie zależy i chuj, masz przejebane, a tak to większe szanse, że się zlituje – wyjaśnił, a Webster westchnął i opadł czołem na jego skroń, ściskając przez moment bardzo, bardzo mocno, podczas czego obaj zacisnęli powieki, jakby przygotowując się mentalnie na to, co ich czekało.

      W końcu mieszkaniec domu ze słowami:
      – No dobra, chodź, damy radę. Jak wstaniemy teraz, to na spokojnie się ze wszystkim wyrobimy – podniósł się do siadu i pociągnął za sobą zaspanego towarzysza, który – gdy tylko kołdra się z niego zsunęła – od razu się rozbudził i aż przysunął do ciepłego ciała obok, kładąc rękę na gołej klacie z okrzykiem:
      – Jezu, jak tu zimno! – Tak jakby zimno było jakimś strasznym robalem, od którego uskoczył do mającego go przed nim obronić chłopaka.
      – Taaa, jednak tak trochę całkiem mi się zapomniało o zamknięciu okna. – Ten naciągnął okrycie na jego ramię, pocierając je dłonią i przyciskając za nie bardziej do siebie, by trochę się przyzwyczaił.
      – No co ty kurwa nie powiesz – prychnął, mówiąc sobie, że wiedział, że tak to się skończy, sam obejmując się ramionami i pocierając, z głową opartą gdzieś pod brodą głupiego acz ciepłego debila.

Nocna seria |boys love stories|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz